#6

125 8 1
                                    

Cisza..

-Stoję już tak 3 minuty, i dalej nie wiem o co chodzi. To irytujące.

Dziewczyny nawet nie zwracały na mnie uwagi. Walczyły na wzrok i narazie to była wyrównana walka.

-Liz? - blondynka nawet na mnie nie spojrzała - Rose? - brunetka też mnie olewała. Szczerze? Przez tę sytuację odechciało mi się nawet jazdy na
wózku. -Słuchajcie, to się robi przerażające...

-Więc idź dalej - mruknęła Liz. Rose prychnęła jakby coś ją rozbawiło.

-No jasne, widzę że nic się nie zmieniło. Dalej wszystkim rozkazujesz.

-Ja wcale nie rozkazuję.! - sprzeciwiła się. Spojrzałem na nią krzywo.

-No, może tak troszkę - spiorunowała mnie wzrokiem, który mówił "jeśli nie chcesz abym udusiła Cię dzisiaj poduszką, zamknij się"

-Nie wtrącaj się - warknęła.

-Nie pomagasz sobie Bethy.. - wtrąciła Ros.

-Bethy? - spytałem. Liz... Liza.. Eliza.. Elizabeth.. Bethy!

-Aa, rozumiem już, kontynuujcie.

Pomyślałem że to być może będzie pierwszy przypadek w ludzkości kiedy dwie dziewczyny pobiły się obok stoiska z pieczywem. W takiej
sytuacji najlepiej mieć przy sobie telefon. I ewentualnie paralizator...

-Pójdę już - powiedziała Liz omijając Rose i mnie. W ostatniej chwili złapałem ją za nadgarstek.

-Gdzie?

-Poczekam w samochodzie. Tam przynajmniej nikt nie będzie wysuwał wobec mnie fałszywych oskarżeń - tu spojrzała na Rose.

Rose jednak nie pozostała jej dłużna.

-Fałszywych?! Jak możesz tak mówić? Jak możesz wciąż wypierać się tego co zrobiłaś?!

Lizzie odwróciła się w jej stronę.

-Rose mówię Ci to po raz setny, nic nie zrobiłam.. Ale ty wolałaś wierzyć wszystkim innym, tylko nie mnie.

Dla mnie sytuacja wygląda tak: Rose jest zła na Liz, Liz jest zła na

Rose.. Obie mają do siebie żal, a ja muszę się tylko dowiedzieć - o co?

-Czy ktoś mi powie o co chodzi?

-Rose pewnie Ci wszystko opowie - powiedziała Liz ze smutkiem w oczach. Wyglądała wtedy tak bezbronnie.. - Wyjaśnij Ci ze szczegółami.

-Liz.. - powiedziałem kiedy odwróciła się - Czekaj..

-Poczekam w aucie Thomas, nie uciekam.

Zniknęła za regałam sklepowymi, a ja odwróciłem się w stronę Rose. Nie mogłem nic poradzić na to że patrzyłem na nią z wyrzutem.

-O co chodzi Rose?

-Nie patrz tak na mnie. Nie masz pojęcia o co chodzi.

-I właśnie próbuję sie tego dowiedzieć - Nie warcz na nią głąbie - pomyślałem późno.

-Ode mnie się nie dowiesz - rzuciła krótko - Do zobaczenia w poniedziałek.

-Rose, ja przepraszam.. - zacząłem, ale ta zdążyła już zniknąć.

-Bab nie zrozumiesz - mruknął do mnie jakiś mężczyzna w średnim wieku i widoczną łysiną - Niewiadomo jak bardzo się starasz, nie zrozumiesz ich.

Facet poszedł dalej instruowany przez swoją żonę, a ja pokiwałem głową.

-Masz rację. Nie zrozumiem...

-Liz, widziałaś że szedłem z tymi trzema torbami, omal się nie przewracając, ale mimo to, nie podniosłaś tyłka z siedzenia aby mi pomóc - powiedziałem siadając na przednim siedzeniu.

Dziewczyna ze skrzyżowanymi rękami wzruszyła ramionami.

-Myślałam że Rosie Ci pomoże - powiedziała niczym zazdrosna dziewczyna, wpatrując się w jakiś obiekt za szybą. Niemal mnie to rozbawiło. Niemal.

-O co Ci chodzi?

-O nic.

-Na serio? Użyłaś typowej odpowiedzi typowej dziewczyny. Mogłabyś się wysilić ciut bardziej.

-Skończyłeś? - spytała odwracając się do mnie twarzą - Jeśli tak, to ruszaj.

-Nie.

-Nie?

-Nie.

Teraz to my walczyliśmy na wzrok. I szczerze? Liz była w tym beznadziejna.

-Aghrr, ok, opowiem Ci wszystko.. Tylko może później.. Na kolacji.

Uśmiechnąłem się szeroko.

-Byle nie przy chińszczyźnie.

Liz spojrzał na mnie gwałtownie.

-Co? A niby czemu?

-Bo nie. Dzisiaj będzie kuchnia meksykańska.

Już miała zaprotestować, ale odwróciła się tylko twarzą do szyby.

-Pieprzony rasista - warknęła, ale widziałem jak jej policzek unosi się w uśmiechu.

-Też Cię kocham - zaśmiałem się, a ta walnęła mnie żartobliwie w ramię.

-W drzwi pukasz mocniej - zauważyłem.

-JEDŹ JUŻ!

Zaśmiałem się jeszcze raz i odpaliłem silnik.

Someone Like YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz