Cisza..
-Stoję już tak 3 minuty, i dalej nie wiem o co chodzi. To irytujące.
Dziewczyny nawet nie zwracały na mnie uwagi. Walczyły na wzrok i narazie to była wyrównana walka.
-Liz? - blondynka nawet na mnie nie spojrzała - Rose? - brunetka też mnie olewała. Szczerze? Przez tę sytuację odechciało mi się nawet jazdy na
wózku. -Słuchajcie, to się robi przerażające...-Więc idź dalej - mruknęła Liz. Rose prychnęła jakby coś ją rozbawiło.
-No jasne, widzę że nic się nie zmieniło. Dalej wszystkim rozkazujesz.
-Ja wcale nie rozkazuję.! - sprzeciwiła się. Spojrzałem na nią krzywo.
-No, może tak troszkę - spiorunowała mnie wzrokiem, który mówił "jeśli nie chcesz abym udusiła Cię dzisiaj poduszką, zamknij się"
-Nie wtrącaj się - warknęła.
-Nie pomagasz sobie Bethy.. - wtrąciła Ros.
-Bethy? - spytałem. Liz... Liza.. Eliza.. Elizabeth.. Bethy!
-Aa, rozumiem już, kontynuujcie.
Pomyślałem że to być może będzie pierwszy przypadek w ludzkości kiedy dwie dziewczyny pobiły się obok stoiska z pieczywem. W takiej
sytuacji najlepiej mieć przy sobie telefon. I ewentualnie paralizator...-Pójdę już - powiedziała Liz omijając Rose i mnie. W ostatniej chwili złapałem ją za nadgarstek.
-Gdzie?
-Poczekam w samochodzie. Tam przynajmniej nikt nie będzie wysuwał wobec mnie fałszywych oskarżeń - tu spojrzała na Rose.
Rose jednak nie pozostała jej dłużna.
-Fałszywych?! Jak możesz tak mówić? Jak możesz wciąż wypierać się tego co zrobiłaś?!
Lizzie odwróciła się w jej stronę.
-Rose mówię Ci to po raz setny, nic nie zrobiłam.. Ale ty wolałaś wierzyć wszystkim innym, tylko nie mnie.
Dla mnie sytuacja wygląda tak: Rose jest zła na Liz, Liz jest zła na
Rose.. Obie mają do siebie żal, a ja muszę się tylko dowiedzieć - o co?
-Czy ktoś mi powie o co chodzi?
-Rose pewnie Ci wszystko opowie - powiedziała Liz ze smutkiem w oczach. Wyglądała wtedy tak bezbronnie.. - Wyjaśnij Ci ze szczegółami.
-Liz.. - powiedziałem kiedy odwróciła się - Czekaj..
-Poczekam w aucie Thomas, nie uciekam.
Zniknęła za regałam sklepowymi, a ja odwróciłem się w stronę Rose. Nie mogłem nic poradzić na to że patrzyłem na nią z wyrzutem.
-O co chodzi Rose?
-Nie patrz tak na mnie. Nie masz pojęcia o co chodzi.
-I właśnie próbuję sie tego dowiedzieć - Nie warcz na nią głąbie - pomyślałem późno.
-Ode mnie się nie dowiesz - rzuciła krótko - Do zobaczenia w poniedziałek.
-Rose, ja przepraszam.. - zacząłem, ale ta zdążyła już zniknąć.
-Bab nie zrozumiesz - mruknął do mnie jakiś mężczyzna w średnim wieku i widoczną łysiną - Niewiadomo jak bardzo się starasz, nie zrozumiesz ich.
Facet poszedł dalej instruowany przez swoją żonę, a ja pokiwałem głową.
-Masz rację. Nie zrozumiem...
-Liz, widziałaś że szedłem z tymi trzema torbami, omal się nie przewracając, ale mimo to, nie podniosłaś tyłka z siedzenia aby mi pomóc - powiedziałem siadając na przednim siedzeniu.
Dziewczyna ze skrzyżowanymi rękami wzruszyła ramionami.
-Myślałam że Rosie Ci pomoże - powiedziała niczym zazdrosna dziewczyna, wpatrując się w jakiś obiekt za szybą. Niemal mnie to rozbawiło. Niemal.
-O co Ci chodzi?
-O nic.
-Na serio? Użyłaś typowej odpowiedzi typowej dziewczyny. Mogłabyś się wysilić ciut bardziej.
-Skończyłeś? - spytała odwracając się do mnie twarzą - Jeśli tak, to ruszaj.
-Nie.
-Nie?
-Nie.
Teraz to my walczyliśmy na wzrok. I szczerze? Liz była w tym beznadziejna.
-Aghrr, ok, opowiem Ci wszystko.. Tylko może później.. Na kolacji.
Uśmiechnąłem się szeroko.
-Byle nie przy chińszczyźnie.
Liz spojrzał na mnie gwałtownie.
-Co? A niby czemu?
-Bo nie. Dzisiaj będzie kuchnia meksykańska.
Już miała zaprotestować, ale odwróciła się tylko twarzą do szyby.
-Pieprzony rasista - warknęła, ale widziałem jak jej policzek unosi się w uśmiechu.
-Też Cię kocham - zaśmiałem się, a ta walnęła mnie żartobliwie w ramię.
-W drzwi pukasz mocniej - zauważyłem.
-JEDŹ JUŻ!
Zaśmiałem się jeszcze raz i odpaliłem silnik.
CZYTASZ
Someone Like You
Teen Fiction- I co Ci z tego przyszło? - spytała moja mama, która kolejny raz musiała opatrzyć mi rany. Delikatnie przyciskała gazik do mojego czoła. A ja milczałem. Kolejny raz to zrobiłem, choć obiecałem że tamten czwartek to był ostatni raz. Teraz pewnie też...