Shouyou nie przepadał za słodyczami, ale kawę pił z cukrem. Shouyou przychodził do kawiarni często, ale zamawiał mało, bo budżet studenta nie był w stanie zapewnić mu trzech kaw dziennie. Shouyou zawsze siadał przy oknie, jakby czerpał swoją energię ze słońca wlewającego się do środka. Shouyou codziennie miał na sobie jakiś element stroju jego drużyny siatkówki – czasem była to koszulka, częściej ochraniacze albo buty, których w pośpiechu zapomniał zmienić na zwykłe tenisówki. Shouyou za każdym razem mówił, że przychodzi się pouczyć, a i tak zagadywał go, kiedy ten przynosił zamówienie. Mówił o tak nieistotnych, najmniejszych rzeczach z taką ekscytacją, że Kozume musiał usiąść na chwilę, zapomnieć o pracy i słuchać go w pewnym zatraceniu.
— Przestań z tymi swoimi onomatopejami, Shou.
— Hmm?
Zbliżała się godzina zamknięcia. W kawiarni zostali tylko oni dwaj, nie licząc zewsząd wychodzących puchatych stworzonek wspinających się na drapaki i podjadających ze stojących w najgłębszych kątach misek. Kuroo tym razem pozwolił mu zamknąć, bo przyjaciel przekonał go, że żaden kot pod jego pieczą nie będzie nawet chciał opuścić ciepłego legowiska (nie to, co pod opieką Lva, nie powstrzymał się, żeby napomknąć na odchodne), a on w ogóle jest odpowiedzialny. "Jasne" rzucił jeszcze Kuroo, gdy zabierał płaszcz, zerkając na wsuwającego swoją kanapkę "na koszt firmy" Hinatę. I wyszedł, zostawiając Kenmę zawstydzonego, ale sam na sam z obiektem westchnień.
Shouyou głaskał kotka, który usiadł na jego kolanach, a Kozume nie potrafił oderwać od nich wzroku. Dwa małe rudzielce, opchane ulubionym jedzeniem, odpoczywające po całym dniu harców. Cholera, dlaczego nagle jego serce zaczęło bić szybciej? I ten uśmiech debila, który dopiero zauważył, że przykleił mu się do twarzy? Żałosne, Kenma. Opanuj się. To prawda, Shouyou jest uroczy, jest zabawny i tak otwarcie kochający...
— Nazwałeś go? — Shouyou jak zwykle przerwał z każdą chwilą coraz bardziej niezręczną ciszę. — Mam na myśli kotka, którego trzymam. Jest nowy, nie?
— Um, tak.
Zaczerwienił się. Jak cholera się zaczerwienił. Co, miał teraz powiedzieć swojemu crushowi, że nazwał po nim kotka? Kiedy facet na pewno uzna to za dziwne (mimo że Kenma musiał sobie z całej siły wmawiać, że Shou nie pomyśli, że to urocze i potraktuje informację mimochodem, co miał w zwyczaju robić). A poza tym musiałby wyjaśnić, dlaczego akurat to imię. Musiałby powiedzieć Shouyou, że jest słodki, mały, puchaty, dużo je i jest prawdziwym atletą... dlaczego nie mógł się na to zdobyć?
— Trochę mamy ze sobą wspólnego, co? — rzucił nagle Shou.
Kenma już miał odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili zorientował się, że pytanie jest kierowane do tego samego kotka, którego jego towarzysz nadal głaskał, a przy tym wyglądał tak troskliwie, że Kozume mógłby oddać wszystkie swoje konsole, żeby w tej chwili zamienić się miejscem z futrzakiem. Przeraziła go ta myśl.
— Jest tak samo piekielnie rudy — podłapał, żeby sprawdzić jak potoczy się rozmowa, a Shouyou pokiwał głową.
— I też lubi jeść!
— Jest energiczny, ciągle biega w kółko.
— Jest niski!
— I uroczy.
O słowo za dużo. Kenma, idioto, o jedno słowo za dużo.
Nie chciał spojrzeć mu w twarz. Mimo że wypowiedział te słowo tak cicho tak delikatnie, ledwo wypuszczając powietrze, był pewien, że usłyszał. Shou na sto procent go usłyszał, bo zamilkł, a kot uciekł z jego kolan. Albo sam go strącił, żeby jak najszybciej wstać i wyjść, żeby nie musieć patrzeć na gościa, faceta, który nazwał go uroczym. Jezu. Co uroczego miałoby niby być w rosłym dwudziestoparoletnim sportowcu? Tylko uwłacza jego męskości, pomyślał Kenma i jeszcze bardziej wbił się w oparcie kanapy, zakrywając twarz wymykającymi się z jego koka pasmami ciemnych włosów. Dlaczego myślisz w ten sposób, Kenma? Co jest z tobą nie tak?
CZYTASZ
Sen | kenhina oneshot
FanfictionW którym Kenma jest znudzonym studentem i pracownikiem kociej kawiarni swojego najlepszego przyjaciela, a Hinata zdecydowanie zbyt często odwiedza go w pracy.