Legenda Pana z Kazachstanu

19 2 0
                                    

W mojej wsi gdzieś na zadupiu w Małopolsce krąży legenda o Panu z Kazachstanu mieszczającym w lepiance  koło lasu.

Pan z Kazachstanu miał kiedyś żonę a nawet dziecko. Jednak pewnego dnia żona postanowiła go zostawić. Odebrała mu dom. Odebrała mu wszystko.
Pan z Kazachstanu osiedlił się koło lasu. Zbudował tam swoją lepiankę i ogólnie żył.

Każdy dzień wyglądał prawie tak samo. Budził się, umył w rzeczce, polował na zwierzyne by mieć co jeść. Zbudował sobie nawet ogródek koło lepianki w którym miał warzywa. Których nasiona udało mu się uzyskać.

Sąsiedzi nie lubili zbytnio Kazacha. Próbowali nawet zniszczyć jego dobytek który sam wybudował. Ponieważ mieszkali w zwykłych domach. Obecność Pana z Kazachstanu psuła im cały ład okolicy.

Kazachstańczyk jednak tym się nie przejmował. Bronił swego dobytku nawet za cenę własnego życia.

**********************************

Kazachstańczyk naprawiał ogródek który dziki rozwaliły w nocy. Wziął własnoręcznie zrobioną motykę i spulchniał glebę. Po jej spulchnieniu zaczął robić małe dziurki i wkładać w nie nasionka warzyw.

- Co pan robi?- spytał nieznany głos zza pleców Kazacha.

Pan z Kazachstanu niczym z procy wstał i skierował broń jaką była motyka w stronę nieznanej osoby stojącą za nim. Gdy już miał zaatakować zobaczył małą dziewczynkę ok. 8 lat. Była ubrana w różową bluzkę miała jasne podarte jeansy a na nogach miała białe adidasy. Dziewczynka należała do jednej z rodzin sąsiadującej z kazachstańczykiem.

- Co pan robi?- powtórzyła dziewczynka jakby w ogóle nie przejęła się faktem że Kazach próbował ją zaatakować motyką

Kazachstańczyk opuścił motykę w dół. Jednak nie zrozumiał co powiedziała. Nie znał za dobrze polskiego. Nawet tak prostego zdania.

Teraz pewnie macie takie "WTF przecież on w Polsce mieszkał".

Owszem mieszkał ale nie chciało mu się uczyć. Polski znała jego żona i córka co wystarczało. A gdy przeniósł się do lepianki nie nawiązywał dłuższych rozmów. A jak już to były to kłótnie w których przeklinał po kazachstańsku.

Dziewczynka po chwili zrozumiała że Kazachstańczyk nie rozumie.

- Nie rozumie Pan?-powiedziała patrząc swoimi niewinnymi oczami na Kazachstańczyka. - Nie szkodzi- powiedziała z szerokim uśmiechem.

Pan z Kazachstanu nie wiedział co zrobić. Więc po prostu stał i słuchał dziewczynki której i tak nie rozumiał.

Wyobraście sobie teraz jakie to musiało być niezręczne dla tej dwójki.

Dziewczynka zrobiła kilka kroków w przód w stronę ogródka.

- Sadzi pan warzywa? Ale fajnie. Mogę panu pomóc?- spytała. W jej oczach pojawiły się iskierki nadzieji że kazachstańczyk się zgodzi.

- ..c-co?- w końcu odezwał się kazach. Nie lubił momentów w których musi używać innego języka niż ojczystego. A w dodatku musiał używać języka którego i tak nie umie.

Zapanowała niezręczna cisza nikt nie wiedział co powiedzieć.

Nagle dziewczynka podeszła i wyrwała nasiona które mężczyzna trzymał w prawej dłoni. Kazachstańczyk przez kilka sekund nie wiedział co się stało. Jednak gdy już to zrozumiał chciał coś krzyknąć ale powstrzymał się widząc że dziewczynka mu pomaga. Podszedł do niej i razem z nią zaczął sadzić nasiona.

- Jestem Zosia a pan ? - powiedziała wiedząc że szanse na to że mężczyzna zrozumie są niskie.

-Jestem Azamat- powiedział niepewnie kazachstańczyk. To było jedno z nielicznych zdań które umiał powiedzieć. Rozumiał też jedno zdanie które akurat po chwili powiedziała dziewczynka.

- Nauczyć pana Polskiego?

Kazachstańczyk pokiwał głową na zgodę.

A od tego czasu mała Zosia codziennie przychodziła do kazachstańczyka by uczyć go polskiego, pomagać w ogródku i nawet sprzątać. Aż w końcu zaprzyjaźnili się. Mężczyzna ufał jej a ona mu.

Rodzice dziewczynki nie mieli o dziwo nic przeciw by Zosia nie pomagała mężczyźnie. Każdy uznałby że to podejrzane ale nie kazachstańczyk. Głupi był.

A od zapoznania się z dziewczynką minął już rok.

Gdy Pan z Kazachstanu wracał z polowania na zwierzyne zobaczył coś strasznego.

Cały jego dobytek został spalony! Lepianka, ogródek o który tak dbał z dziewczynką..wszystko zniknęło z powierzchni ziemi nie było nic oprócz popiołu i całkowicie spalonej lepianki.

Ze łzami w oczach puścił upolowaną zwierzynę na ziemię i pobiegł do miejsca zbrodni. Załamany padł na kolana i krzyczał coś po kazachstańsku.

Całe lata jego ciężkiej pracy zostały spalone w kilka minut. Stracił wszystko. Nie miał już nic.

Gdy w końcu wstał ze spalonej ziemi zobaczył małą karteczkę przypiętą do drzewa. Mężczyzna zrobił kilka kroków w przód i zerwał karteczkę. Było na niej napisane " Prezent od Zosi".

Kazachstańczyk nie wierzył w to co przeczytał. Nie wierzył. Nie chciał wierzyć!
Jak ona mogła?! Po co to było?! Tyle pytań przeleciało przez jego głowę.

Po kilku dniach kazachstańczyk wyjechał z Polski. Wrócił do ojczyzny i obiecał sobie że już nigdy tam nie wróci.

Jaki morał z tej historii?

Nie ufajcie dziecią sąsiadów.

Legenda Pana z KazachstanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz