*Emily's POV*
Zażenowanie to jedyne co czułam, gdy wyszłam z pokoju chłopaka. Cholera, że też akurat jego mama była w środku i musiałam zrobić z siebie idiotkę. Stanęłam na ostatnim stopniu schodów i chwilę się zawahałam. Nie chciało mi się siedzieć w pokoju i użalać nas sobą, więc postanowiłam wyjść na spacer. Może, gdy już wrócę, Anne nie będzie i będę mogła porozmawiać z chłopakiem. Zeszłam po schodach i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych. Na dworze było ciepło. Słońce świeciło i sporo ludzi kręciło się dookoła. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę parku. Chciałam tam pójść, pomyśleć i wyciszyć się. Miejsce było niesamowicie piękne, dlatego w duchu dziękowałam Nathanowi, że kiedyś mi je pokazał. Często, gdy tędy przechodziłam dziwiłam się, że jest tu tak mało ludzi. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. W innych miejscach w Londynie, gdzie można było spotkać trochę cienia i jakąś ławkę roiło się od ludzi, ale nie tutaj. Szczerze powiedziawszy, nie przeszkadzało mi to zupełnie. Cieszyłam się, że mogę tu posiedzieć i pomyśleć, bez większych przeszkód. Park znajdował się względnie blisko mieszkania chłopaków, więc szybko byłam na miejscu. Pokonałam, dzielącą mnie od mojego ulubionego miejsca, odległość i westchnęłam z rozmarzeniem. Słońce, które świeciło odbijało swoje promienie w przejrzyście czystej wodzie, w której można było zobaczyć kilka pływających kaczek. Dookoła rosły kwiatki, dzikie. Nie sądziłam by ktoś chciał zajmować się tym miejscem i doglądać cudownych roślin. Usiadłam na ławce, dokładnie naprzeciwko i ułożyłam ręce na kolanach. Zaciekawiło mnie to, która może być godzina. Sporo czasu spędziłam u Liama i Jamesa, potem musiałam dostać się do domu i jeszcze przyjść tutaj. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i nacisnęłam przycisk odblokowania klawiatury. Zrobiłam to ponownie, gdy ekran pozostał czarny. Po kilku nieudanych próbach zorientowałam się, że po prostu się rozładował. Westchnęłam i schowałam go tam, gdzie jego miejsce.
Dużo myślałam nad wszystkim co mi się przytrafiło do tej pory. W życiu bym nie pomyślała, że przeprowadzka do Londynu zmieni tak dużo w moim życiu. Niczego nie żałowałam. Poznanie Nathana było najlepszym co mnie w życiu spotkało.Zaczęło robić się ciemno. Ostatni raz spojrzałam na piękny widok przede mną i uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdy już byłam pewna, że nie umknął mi żaden szczegół, odwróciłam się i opuściłam to miejsce.
Droga do domu mijała mi jeszcze szybciej, jak to zwykle bywa. Do przejścia pozostała mi jedynie jedna ulica i już miałabym w zasięgu wzroku budynek, do którego w tym momencie zmierzałam.-Emily - Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głos bardzo blisko mnie. Przeszły mnie dreszcze, bo zorientowałam się do kogo on należy. Wypuściłam drżący oddech i pewnym ruchem odwróciłam się w stronę osoby, która mnie wołała. Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam jego podbite oko. Wyglądał...źle.
-Ian, co tu robisz? - Starałam się sprawiać wrażenie wyluzowanej, ale doskonale wiedziałam, że chłopak zdaje sobie sprawę co naprawdę czuję.
-Przyszedłem z Tobą porozmawiać - Uśmiechnął się, ale nie było w tym nic szczerego. Jego oczy pozostawały niewzruszone, co tylko odzwierciedlało jego podły charakter.
-Tak? - Udałam zdziwienie - A o czym?
-Tak tylko. Przejdziemy się? - Zapytał, stwarzając pozory miłego, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie przyjąłby odpowiedzi negatywnej.
-Jasne - Wymusiłam uśmiech. W środku trzęsłam się ze strachu, bo nie miałam pojęcia czego ten chłopak ode mnie chce. Był niebezpieczny i doskonale o tym wiedziałam, dlatego bardzo się go bałam. Nie chciałam iść z nim sam na sam, ale nie bardzo miałam wyjście. Ku mojemu niezadowoleniu zaczęliśmy oddalać się od domu Nathana i Steva. Czułam się mniej pewnie, gdy wiedziałam, że moi chłopcy są daleko. Przez jakiś czas nie mówiliśmy nic. Dopiero, gdy doszliśmy do mniej zatłoczonej uliczki Ian odezwał się.
CZYTASZ
They Don't Know
Romance-Nic nie wiesz - W końcu musiałam się trochę postawić. Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem, a ja dobrze znałam to spojrzenie. -Ja nic nie wiem? Jesteś śmieszna - Syknął, nie siląc się na uprzejmości. -Nie, to ty jesteś śmieszny. Oskarżasz mnie...