Loki siedział na łóżku w jego komnacie przeklinając swoją głupotę i coś tak prymitywnego jak poddanie się emocjom i pragnieniom. Nie miał pojęcia co teraz robić. Kochał Thora, ale nie tak jak powinien. Nie była to braterska miłość, a taka którą obdarza się kochanka.
Wszyscy w Asgardzie wiedzieli, że czarno włosy bóg, delikatnie mówiąc, nie przepada za swoim bratem. Brunet do nie dawna też tak uważał, ale gdy dotarło do niego co naprawdę czuje do Thora jego świat wywrócił się do góry nogami. Loki spodziewając się odrzucenia i upokorzenia, oraz trochę bojąc swoich uczuć odruchowo skrywał je za maską obojętności i wrogości.
Od czasu nieudanego zaklęcia magia Lokiego zanikała co jakiś czas niekontrolowanie się uwalniając i w różny sposób wpływając na otoczenie. Bóg psot nadal nie miał zamiaru o niczym mówić swojemu bratu, tym bardziej teraz. No właśnie teraz, od kiedy Loki się obudził zaczął zauważać pewną zmianę i tu wcale nie chodziło o utratę mocy. Czuł, że nosi coś, a raczej kogoś, pod sercem. Wiedział, że nie zostanie to dobrze przyjęte, a sama informacja kto jest ojcem też na pewno nie pomagała.
Bóg psot nie wiedział co robić dalej. Musiał uciec z Asgardu, to na pewno, ale gdzie? Jotunheim odpada inne krainy raczej też. Loki chcąc nie chcąc musiał przyznać przed sobą, że jedyną opcja pozostaje Midgard. Nie jest tam raczej mile widziany, ale z drugiej strony nikt się tam go nie spodziewa i wątpił by to właśnie tam szukali go w pierwszej kolejności.
CZYTASZ
Pozory mogą mylić || Thorki ||
FanfictionPo ataku na Nowy York Loki za sprawą Thora i Friggi dostaje drugą szansę, ale jeśli jeszcze raz zrobi coś niezgodnego z prawem trafi do lochu na dożywocie. Lecz co jeśli Loki puści z dymem sporą część Asgardu i ucieknie z miejsca zdarzenia, a ślad p...