Sebastiano...
Budzenie się drugi dzień z rzędu na pierdolonym kacu nie należy do przyjemności. Z warknięciem zasłoniłem ramieniem oczy, leżąc jeszcze w błogiej ciszy. W końcu zdecydowałem się podnieść dupsko, ale na próbę najpierw otworzyłem oczy, mrużąc je od razu od oślepiającego słońca, wpadającego do sypialni przez wielkie okna. Czasami wkurwiałem się, że w Los Angeles prawie zawsze świeci pierdolona żarówka na niebie. A przynajmniej świeci zawsze, gdy męczy mnie kac.
W dodatku, zapomniałem wczoraj zaciemnić okna. Gdyby jakaś ekipa właśnie myła z zewnątrz ściany apartamentowca, mogliby podziwiać moją gołą dupę i kutasa. Sięgnąłem nad głowę, szukając na ścianie pieprzonego kontrolera. Sapnąłem podciągając się w górę, aż w końcu udało mi się namierzyć gówniane urządzenie. Jednym przyciskiem przyciemniłem szyby, błogosławiąc współczesną technologię i wynalazców inteligentnego szkła, gdy w sypialni zapanował cudowny półmrok.
Zerknąłem w górę, zauważając, że ściana nad łóżkiem została już załatana, a po wielkiej dziurze nie ma nawet śladu. Dobrze, że wybrałem jedyną ścianę w sypialni, a nie okno. Chociaż... Kurwa, przecież mam kuloodporne okna, do licha. Nawet jakbym przyjebał tym nędznym mebelkiem, nie wyrządziłbym większych szkód, niż ta dziura w ścianie.
Ponownie zakopałem się w łóżku, mając nadzieję na choćby krótką drzemkę. No i chuj strzelił ją zaledwie kilka sekund później, gdy w ciszę wdarł się mój cholerny telefon. Chciałem zignorować pieprzone urządzenie, zastanawiając się, jakim cudem, kurwa, ludzie funkcjonowali kiedyś bez telefonów komórkowych. Wyobraziłem sobie nastolatki, które teraz spędzają pół nocy na pisaniu debilnych wiadomości i robieniu sweet fotek. Przenieść ich jakieś dwadzieścia lat wstecz, gdy z telefonem to mogliby dojść jedynie do najbliższego okna, a do fotek służył im polaroid. Musieliby biegać z napisanymi liściakami, licząc, że nad ranem ze zmęczenia nie przypierdolą łbem w latarnię.
Świat był wtedy zdecydowanie spokojniejszy, pomyślałem dzielnie ignorując jebańca, który ośmielił się zdzwonić do mnie w pierdoloną środę...
Trwało to sekundę, może dwie, gdy poderwałem się z łóżka, jakbym znalazł w nim rozkraczoną Melindę. Kurwa! Środa! Jebany środek tygodnia i milion spraw do załatwienia. W tym ta najważniejsza...
Poszedłem od razu do salonu i odpalając laptopa wszedłem w podgląd monitoringu w moim apartamencie. Zanim załaduje się interesujące mnie nagranie, zdążę wziąć prysznic i choć trochę się ogarnąć.
Po drodze włączyłem ekspres, wciąż ignorując telefon.
Dziesięć minut później, z mokrymi włosami, które tylko odgarnąłem do tyłu i kubkiem porządnej włoskiej kawy, stałem opierając się biodrem o blat i śledziłem wzrokiem nagranie z nocy, której przyprowadziłem tę małą Irlandkę. Z całą pewnością nie pieprzyłem się z nią w samochodzie. Była to pierwsza z rzeczy, o którą zapytałem ochronę.
Poza porządnym obciągankiem nie było nic więcej. Śledząc nagranie muszę przyznać, że dziewczyna naprawdę była kurewsko chętna nadstawić swój tyłek. W wolnych chwilach, gdy wybywałem do łazienki, musiała niestety sama się zaspokajać, bo jak się okazuje, ani razu nie wsadziłem w nią fiuta. To znaczy wsadziłem, ale nie tam, gdzie podejrzewałem. Przyznaję małej piątkę z minusem za profesjonalne obciąganie. Minus za to, że zrobiłem to w gumce. Jaki chuj mnie do tego skłonił, nie mam pojęcia.
Ulżyło, kurwa! Musiałem mieć naprawdę niezły odlot... Od teraz będę się kontrolował. Złość na blond zołzę nie może popychać mnie do takich rzeczy, bo pewnego dnia mogę nieświadomie się zapomnieć i wizja dzieciaka z jakąś dziwką, stanie się pierdolonym koszmarem trwającym do badań DNA.
CZYTASZ
INVICTUS. Boss, Cykl Trzy Gwiazdy#1 JUŻ W KSIĘGARNIACH
RomansaSebastiano Riina, nowy boss amerykańskiej Cosa Nostry. Twardy, nieprzystępny mężczyzna, kierujący się w życiu własnymi zasadami. Ma wszystko: władzę, najsilniejszą organizację w Stanach i kobiety. Kiedy chce, które chce i jak chce. Oprócz tej jednej...