Rozdział 25

11.5K 527 38
                                    

Czekam aż skończą badać Izi i najchętniej zabrałbym ją już do domu. Nadal nie potrafię wybaczyć sobie swojej głupoty, że pozwoliłem by coś się jej stało. Ciężko mi się patrzy na jej poobijane ciało a każdy siniak i zadrapanie sprawiają, że mam ochotę rozpierdolić wszystkich dookoła. Jak jastrząb wpatruję się w drzwi od jej sali. 

-Pan Maksymilian Anders. - zerkam w bok na dwóch policjantów, bacznie mnie obserwujących. Nic dziwnego bo nadal jestem bez koszuli. 

-Tak. Przyszli Panowie spisać zeznania. 

-Musimy zabrać Pana na posterunek. 

-Czy mogę jechać tam rano gdy Izabelle będzie już po wszystkich badaniach? - pytam bo nie wyobrażam sobie zostawić jej teraz samej. 

-Niestety nie. Patrol znalazł napastnika pobił go Pan tak dotkliwie, że mężczyzna umarł. - Patrzę na niego zdziwiony ale w duchu się cieszę, że ta kurwa nie żyje. - Jest Pan zatrzymany w celu wyjaśnienia okoliczności. 

-Oczywiście. Tylko zajrzę do Izi i powiem by nie martwiła się.  -Gdy robię krok w stronę drzwi policjant zatrzymuje mnie a drugi zastępuje drogę do sali dziewczyny. 

-Nie zrozumieliśmy się jest Pan zatrzymany za zabójstwo i pójdzie Pan z nami. 

-Mogę wykonać choć jeden telefon? - Bardziej warczę niż pytam. - Nie zostawię jej tu samej po tym co się stało. - obaj patrzą po sobie i nie wiedzą co mi odpowiedzieć więc sam podejmuję decyzję i dzwonię po Merta. Ten mówi, że jest już w drodze z matką Izi. 

-Musimy Pana skuć. - mówi młodszy z aspirantów a mnie krew zalewa. Gdybym był w San Fransisco nawet nie przeszło by im to przez gardło. Biorę głęboki wdech i pozwalam im wykonywać swoje czynności. Fiut zapina mi kajdanki zbyt ciasno i metal wżyna się w mój nadgarstek. 

-Może Pan poinformować Izi, że niedługo wrócę? - pytam na co on z uśmiechem na ustach kiwa głową. 

-Nie byłbym taki tego pewny. - mruczy pod nosem drugi. 

-Chyba Cię popierdolił, że jej nie zobaczę. - Warczę pod nosem w jego kierunku. Nie lubię tych pierdolonych kurw bo są jak sprzedajne suki. Jak tak to bronią sprawiedliwości ale wystarczy dobra koperta i mają wszystko co się wokół nich dzieje w dupie. Gdy drzwi się otwierają robię krok w stronę dziewczyny ale zatrzymuje mnie znów jeden z policjantów. Staję w drzwiach i patrzę na wystraszoną dziewczynę. 

-Kochanie nie bój się. - staram się ją uspokoić. - dzwoniłem już do Merta zaraz tu będzie z twoją matką. 

-Max? Co się dzieje? - jest cholernie wystraszona a ja zamiast być przy niej muszę użerać się z tymi kanaliami. 

-Napastnik nie przeżył. Musimy zabrać Pana Andersa lecz nie chciał wyjść zanim Pani nie powiadomi. 

-On mnie tylko bronił. - mówi cicho do mężczyzny obok mnie i widzę panikę w jej oczach. Chcę się do niej zbliżyć lecz uniemożliwia mi to młodszy aspirant, który zatrzymuje mnie szarpnięciem za ramię. 

-Wychodzimy. - oznajmia i odciąga mnie. Widzę Merta i zapłakaną matkę rudowłosej więc kamień z serca mi spada. 

-Zajmij się nią i nie spuszczaj z oczu. - wydaję instrukcje.

-Dobrze szefie. CO z tobą? - wskazuje na kajdanki. 

-Wyjaśnię to na posterunku. 

-Idziemy. - mów poirytowany mężczyzna i szarpie mnie za rękę. 

Zostaję odprowadzony do radiowozu. Staram się być spokojny nawet jak zamykają mnie w celi jak bandytę. Siadam na ławce i przyglądam się osobą w celach obok. Jakaś dziwka, pijak i młody roztrzęsiony chłopak. Na moje oko na głodzie więc pewnie zgarnęli go za posiadanie. Mam ochotę wszystko tu rozpierdolić bo nie powinno mnie tu być. Teraz powinienem siedzieć obok rudej i pilnować by nic się jej więcej nie stało. 

Zagubieni w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz