ciepłe lato

294 21 4
                                    

Są takie znajomości, które przychodzą aż nazbyt łatwo. Ciężko później pamiętać, kiedy i jak się zaczęły, mimo ogromnej chęci. Gdy wszyscy wokół świętują rocznice, wspominając pierwsze spotkanie, ty nie jesteś w stanie przypomnieć sobie nic poza tym, że poznaliście się danego miesiąca. Jednak żadne nie docieka, po co - przecież ważne, że jesteście razem i jest dobrze.
Gorzej, gdy nie jest dobrze. Gdy nie jest dobrze od momentu pierwszego spotkania, a ty zdajesz sobie o tym sprawę zbyt późno. Wciąż nie dociekasz kiedy się poznaliście, ale zaczynasz zastanawiać się jak, kiedy i dlaczego tego nie zauważyłeś.
No a przynajmniej w takiej sytuacji był teraz Polska. Chwilowe wzloty, bolesne upadki. I to wszystko odkąd poznał tego wysokiego blondyna, mącącego w jego głowie i życiu ciut za bardzo...
Chodzi o Rosję, jakżeby inaczej. Poznali się pewnego pogodnego lata nad morzem. Starszemu spodobał się młodszy jak nikt inny; wyglądał tak beztrosko, ślizgając się po betonowej płycie w dół plaży. Zupełnie jak dziecko, którym starszy zawsze chciał być, tak w pełni. Posiadanie ciężkiego dzieciństwa odbija się na nim do dzisiaj, jak bardzo starałby się to ukryć - wszyscy i tak wiedzą. Wszyscy, którzy mają wiedzieć, w końcu niedoświadczonym umyka to przed nosem. Takie rzeczy chyba trzeba przeżyć samemu, aby móc zrozumieć innych. „Tak mi przykro" z ust osób wychowanych w spokoju często nie ma dużej wartości. A przynajmniej nie dla niego.
Ale Polska też wydawał się skrzywdzony, nawet dając pozory szczęśliwego dzieciaka. To posunęło blondyna do tego, aby wyrzucić cokolwiek sensownego w jego stronę. Jakoś skończyło się na wymianie numerami, szybko zorientowali się, że mieszkają w tej samej okolicy, ledwie paręset metrów od siebie. Młodszy często wychodził na balkon, aby sprawdzić, czy ten drugi nie leży akurat na hamaku, czy może przyjść lub zadzwonić. Cały czas towarzyszyło mu wrażenie, że Rosja jest naprawdę zajętym człowiekiem. Czuł się przy nim źle, nawet jeżeli ten jedyne co robił to odpoczywanie i gotowanie. Bał się, że jest od niego gorszy. Tak zły, że nie powinni się znać.
Nienawiść do samego siebie zrodziła jednak w Polsce kolejne silne uczucie; miłość do starszego, może i tylko pozorną, ale nie chciał dopuścić do siebie takiej możliwości. Więc starał się jak mógł. Chciał mieć kogokolwiek.

W taki mniej więcej sposób, z paroma przeszkodami po drodze, znaleźli się w uroczym mieszkaniu wynajmowanym na wakacje, niedaleko jeziora. Na początku urządzili sobie kilka rowerowych wycieczek żeby lepiej poznać okolicę i chłonąć widoki. Punktem kulminacyjnym każdej wycieczki było wskoczenie do wody, ale to przecież oczywiste...
Po tygodniu jednak urok zniknął. Jakimś cudem Rosja znalazł sobie znajomych pasujących do niego.
I po miesiącu, w dzień, który Polska określił ich rocznicą, nawet, jeżeli nią nie jest, siedzi w salonie sam. Miał nadzieję, że chłopak chociaż teraz zostanie, że może coś do niego dotarło, gdy młodszy skończył mu odpowiadać na jego "wróciłem" w środku nocy. Za każdym razem czekał jak głupi, wypytując go, jak było, czy jest głodny i informując go o tym, że zrobił jedzenie, więc gdyby jednak... Ale skończył parę dni temu. Sam nie wie ile i gdyby ktoś kazał mu określić datę czy dzień tygodnia musiałby spojrzeć na wyświetlacz telefonu. Nie wie, czemu stracił poczucie czasu, ale to dla niego paskudne uczucie. Nienawidzi zatracania się w czymkolwiek. Nienawidzi tego, że wszystko dzieje się gdzieś "poza nim". Że nie ma nad tym kontroli nawet jeżeli chce tego jak niczego innego w życiu. Przytłaczające. Odbierające siłę i chęci.
Zabawne, jak łatwo przyszło Rosji zrobienie z tego niewinnego dziecka wraka człowieka. Kogoś, kto nie sypia po nocy ze strachu i żalu. Kogoś, kto czuje się takim problemem, że chciałby zniknąć, bo "beze mnie byłoby lepiej". A Polski nawet nie ma kto uratować...

Ciężkie westchnienie wraz ze skrzypieniem fotela wypełnia pomieszczenie, gdy Polaczyna podnosi się, czując, że musi zrobić c o ś, skoro ten tak dobrze się bawi. Cokolwiek, byle poczuć się lepiej niż Rosja, nawet jeżeli siedzi sam i nie ma żadnego pomysłu na to, co mógłby zdziałać.
Jego nogi prowadzą go na balkon - wraca do środka po paru niedługich chwilach. Opieranie się o poręcz i zastanawianie nad sensem tego wszystkiego wcale nie sprawia, że czuje się lepiej. Spogląda leniwie na zegarek gdy zamyka za sobą drzwi i stwierdza, że chyba ma pomysł. Być może najgorszy, na jaki mógłby teraz wpaść, ale jednak!
Więc w jego dłoniach ląduje telefon. Waha się przez chwilę, ostatecznie wbijając na klawiaturze numerycznej "1206"*. Szybko odnajduje w kontaktach jedyny zapisany numer. Rosja.
Musi wziąć parę głębszych wdechów, zanim ostatecznie do niego dzwoni. Parę sygnałów i niby ma już się poddać, prawie płacząc.
- Halo? - zachrypnięty głos przeplata się z wesołymi krzykami w tle.
- Wrócisz do domu przed osiemnastą? - pyta cicho niebieskooki, zaciskając palce na urządzeniu.
- Mh? Naprawdę potrzebujesz, żebym wracał o tak wczesnej porze? Mogę przyjść o dwudzi-
- Nie - przerywa mu - jeżeli to problem nie musisz przychodzić, tylko zapytałem. Wróć o której chcesz, w porządku. Miłej zabawy - jego ton jest czymś w rodzaju szeptu, a dłonie trzęsą się, gdy naciska czerwoną słuchawkę zanim osoba z którą rozmawia zdąży cokolwiek powiedzieć.
Czuje się jak skończony kretyn; po co to robił?, dlaczego starszy miałby się na coś takiego zgadzać?, czemu miałby go obchodzić?
Na ostatnie pytanie zna odpowiedź, podświadomie; bo też wyznał mu miłość. Bo jakby nie patrzeć są w związku...
Kończy siedząc z powrotem w fotelu - jest zły. Bo znowu nie wyszło.

ćmy;; ruspolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz