XXIII. Kluczyk

112 8 6
                                    

Gwałtownie wypełniłam moje płuca stęchłym powietrzem. Chciałam krzyknąć, lecz zszargany głos zawisł gdzieś w moim gardle uniemożliwiając tak rozpaczliwą reakcję na widok - zapewne już kilkudniowych(bądź starszych), rozkładających się zwłok. Ukłucie w przełyku posłało mnie na klęczki, wydzierając ze mnie resztki tchu. Byłam słaba. Słaba i chora. Wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię z moimi obrażeniami, wda się zakażenie, a mnie pozostanie jedynie wąchać kwiatki od spodu.

Moje oczy się przeszkliły, a organizm wołał o wodę. Jednak oprócz jakiejś podejrzanej kałuży w rogu nie mogłam dojrzeć tu nic zdatnego do picia. Przestałam rozważać konsekwencje moich czynów i spróbowałam wyzyskać z tej "wody" coś dla siebie. 

Na języku czułam brud tej cieczy. Obrzydzona podkuliłam nogi i zaczęłam układać plan działania. Ciężko było mi wpaść na cokolwiek, jednak możliwości również były ograniczone.

Zachowując trochę zimnej krwi, podczołgałam się do ciała zmarłego i przeszukałam wszystko co miał. Stan przedmiotów pozostawiał wiele do życzenia. Wśród masy obrzydliwości znalazłam zabrudzoną monetę, jakiś mały kluczyk na wisiorku, który również czystością nie grzeszył, oraz plakietkę. Prawdopodobnie był to jakiś identyfikator, jednak większość literek była nieczytelna. "Ge", "d", "Is". Tego ostatniego nie jestem nawet pewna.

Najdelikatniej jak mogłam, oderwałam kawałek z jego koszuli i obwiązałam tym bolącą kostkę. Certyfikatu medycznego nie mam.

Dźwignęłam się na nogi i powolnym krokiem skierowałam się pod drzwi, którymi się tu dostałam. - Kurwa, zamknięte na amen. - Syknęłam pod nosem. Przeanalizowałam klamkę i zawiasy, stwierdzając, że nie mam szans otworzyć tej drogi ucieczki.

Nie mogę się poddać. Skoro jeszcze żyję, to znaczy, że mam szansę, prawda?

Podążałam wzdłuż ściany, szukając jakiegoś innego wyjścia. Trzeba mieć nadzieję!

Okazało się, że to nie był taki głupi pomysł, bo w jednym miejscu faktycznie były drzwi. Były dobrze ukryte, zapewne aby nikt przetrzymywany ich nie odnalazł. Jednak jak można się było domyślić, były zamknięte. Westchnęłam, opierając głowę o ścianę. Myślenie jest męczące jednak.

Wtedy przypomniało mi się, że przecież mam klucz! 

Sięgnęłam ręką chwytając przedmiot. Ze zniecierpliwieniem usiłowałam wcelować nim w zamek, jednak moje wciąż trzęsące się dłonie znacznie mi to utrudniały. Chciało mi się płakać, nie umiałam wykonać nawet tak prostej czynności w obliczu takiego zagrożenia.

W końcu, udało się. Umieściłam klucz w zamku-

- ale nie pasował. 

Usłyszałam paraliżujący śmiech za plecami, przez który po moich plecach przeszły ciarki. 

- Kretynko! Myślisz, że każdy klucz, który znajdziesz rozwiąże Twoje problemy? Nie rozśmieszaj mnie.

Zacisnęłam powieki dając ujścia irytacji. Wyciągnęłam kluczyk i rzuciłam nim w osobnika stojącego za mną.

- Przestań! Gówno wiesz! Jestem o krok od śmierci, racjonalne myślenie dawno uleciało, a ja staram się po prostu przeżyć! - Wykrzyczałam ledwo słyszalnie, ponieważ moje gardło nie wyrabiało. 

Czarnowłosy chłopak w wyciętym uśmiechem, spojrzał się w moją stronę zdezorientowanym wzrokiem. Podniósł to, czym w niego rzuciłam, po czym zaczął się śmiać, jeszcze głośniej, jeszcze bardziej psychopatycznie. Nie mogłam tego zdzierżyć.

- Nie rozumiesz, że nawet jakbyś stąd wyszła, będziesz martwa?! Według społeczeństwa już nie żyjesz! To oni cię uśmiercili, nie my! - Odkrzyknął. - Następnym razem poharatam ci tym kluczykiem buźkę. - Powiedział i wyszedł.

Wyszedł.

Ale nie słyszałam odgłosu blokowanych drzwi. Wstrzymałam oddech, mając w głowie tylko dwie rzeczy - nadzieję i chęć wyjścia. Jednak muszę chwilę poczekać. Przynajmniej tak sądzę... 

Co powinnam zrobić?

- Poczekać.

- Wyjść.


𝐍𝐢𝐞 𝐓𝐲𝐦 𝐑𝐚𝐳𝐞𝐦 || 𝐂𝐫𝐞𝐞𝐩𝐲𝐩𝐚𝐬𝐭𝐚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz