Rozdział 41

1.3K 107 20
                                    

Megan wyleciała wcześnie rano, pod postacią orła. Wzbiła się ponad chmury, gdzie mugole nie mogli jej dostrzec i zmieniła się w gryfa. Potężne skrzydła niosły ją w kierunku Hogwartu. Wszystkie jej bagaże miały zostać wysłane przez jej ojca bezpośrednio do szkoły. Podobno jak Cotton Candy. Megan próbowała namówić tatę, by pozwolił jej wziąć Candy'ego w swoje gryfie łapy, by się z nim nie rozstawać, ale on stwierdził, że to zbyt niebezpieczne. Megan musiała więc na to przystać. Bezpieczeństwo Cotton Candy'ego było dla niej niezmiernie ważne.

Dziewczyna nie mogła się już doczekać, aż w końcu dotrze do szkoły. Tak bardzo tęskniła za swoimi przyjaciółmi, że prawie nie mogła spać. Leciała teraz płynnie, przyzwyczajona już do zwierzęcej postaci. Początki obcowania z nową przemianą nigdy nie były łatwe, ale Megan szybko się uczyła. Pamietała, jak dużą trudność sprawiała jej nauka latania. Kiedy pierwszy raz zmieniła się w ptaka (a konkretnie sokoła) i próbowała wzbić w powietrze, zupełnie nie rozumiała zasady ani techniki latania i gruchnęła wtedy w ziemię tuż po starcie. Trochę zajęło jej nauczenie się latania, nie mówiąc już o niezliczonej ilości wypadków przy opanowywaniu tej sztuki.

Teraz uczyła się nowej postaci, ale jeszcze obawiała się całkowitej przemiany w to stworzenie. Nie była jeszcze gotowa. Nie czuła się gotowa. Te trzy tygodnie nie próżnowała, ale wciąż...
Otrząsnęła się z tych myśli. Nie mogła teraz nad tym dumać. Musiała dolecieć do Hogwartu, spotkać się z George'm. Bo umówiła się z nim pod Zakazanym Lasem. Skontaktowała się z nim tuż przed wylotem. Rozkazała mu wręcz, by o siódmej czekał na nią na brzegu Lasu. Brakowało jej go. George'a. Zapachu cytrusów. Nie wiedziała, co ostatnio się z nią dzieje. Dziwnie się czuła, gdy George'a nie było w pobliżu.

Machnęła potężnymi skrzydłami i zniżyła lot. Była już blisko. Widziała niewyraźny zarys Hogwartu, który wyłaniał się zza chmur. Po chwili podleciał bliżej jednej z wieży szkoły i złapała się jej muru. Chwilę rozglądała się we wszystkie strony. Nic a nic się nie zmieniło. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Uczniowie na pewno jeszcze spali i cały Hogwart był otoczony atmosferą spokoju i snu. Meg zwróciła swój łeb gryfa w stronę Zakazanego Lasu. Był tam. George chodził według brzegu Lasu, patrząc co jakiś czas w niebo.
Megan zeskoczyła z wieży i znów wzbiła się w powietrze. George ją zauważył i pomachał energicznie w jej stronę. Meg zatoczyła koło nad nim i wylądowała kilka metrów od przyjaciela. Zmieniła się z powrotem w człowieka i odwróciła w stronę George'a. Widziała go jakby w jakimś amoku. Widziała go ostrzej, wyraźniej. Jej zmysły wręcz rzucały się w jego kierunku. Wzięła głęboki oddech. Musi się uspokoić.

- Żeluś? - usłyszała jego radosny głos. - W porządku?

Wyprostowała się gwałtownie i ruszyła w jego kierunku. Szła twardo i pewnie, a jej cel był tylko jeden - dotknąć George'a. Sama była zaskoczona swoim działaniem. Jakby coś sterowało jej ciałem.
Zapach cytrusów uderzył ją i Megan już się nad niczym nie zastanawiała. Po prostu podbiegła do niego i mocno objęła George'a w pasie. Chłopak patrzył na nią chwilę, zupełnie zaskoczony takim nagłym przypływem czułości. Nie, żeby mu to przeszkadzało! Wręcz przeciwnie - bardzo mu się to podobało!

- Wszystko w porządku, Żeluś? - zapytał z uśmiechem.

- Tak. - odpowiedziała spokojnie. - Tylko... Pozwól mi na chwilę tak zostać...

- Jasne. - George położył jej dłoń na głowie, a potem również ją objął.

I tak stali objęci, spokojni. Ani jedno, ani drugie nie miało pojęcia, że rozkoszują się swoim wzajemnym zapachem. Ale niestety, nie mieli też pojęcia, że ktoś ich obserwuje...

~*~

- Darcy, musisz mi odpowiedzieć. - Megan spojrzała zatroskana na przyjaciółkę, gładząc Candy'ego po głowie.

Psidwak, zaraz gdy jego właścicielka przyszła do pokoju, wskoczył jej w ramiona i nie chciał za żadne skarby zejść. Zaś Darcy... Zachowywała się dziwnie. Ta wiecznie rozgadana dziewczyna teraz siedziała cicho na łóżku, wpatrując się we własne dłonie. Kiedy Megan przyszła do dormitorium jedynie się przywitała, lekko się uśmiechając.

- Darcy. - powtórzyła Megan. - Co się stało?

Meg próbowała wyciągnąć z niej odpowiedź na to pytanie już od piętnastu minut. Darcy w końcu spojrzała na swoją przyjaciółkę i otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła i zagryzła dolną wargę. Pokręciła głową i znów spuściła wzrok na swoje palce.

- Nie chcę o tym rozmawiać. - szepnęła.

- Darcy. - Megan usiadła obok przyjaciółki. - Mi możesz wszystko powiedzieć. Chcę ci pomóc. - uśmiechnęła się do niej. - To ja, Megan Gumdrops. Ta, której włosy zmieniły się na żółte na początku nauki w Hogwarcie. Pamiętasz?

Darcy spojrzała na nią i Megan poczuła ból w sercu. Jej przyjaciółka była w opłakanym stanie! Oczy miała zaczerwienione, a skórę jakąś bledszą, zaniedbaną.

- Uwzięła się na mnie, Meg. - wychrypiała Darcy.

Megan zmarszczyła brwi. Darcy pociągnęła nosem, co świadczyło, że jest bliska płaczu. A potem podwinęła długi rękaw swojej bluzy, którym zakrywała część swojej lewej dłoni.

- Cholera... - wyszeptała Megan przez zaciśnięte zęby.

„Nie będę się spotykać z chłopakami"

„Nie będę opuszczała wieczorem swojego dormitorium"

Dwa napisy, jeden pod drugim. Pierwszy był trochę mniej widoczny, ale wciąż...
Megan zmrużyła złowrogo oczy. Cotton Candy zeskoczył z jej ramion, a ona wzięła w swoje dłonie rękę Darcy. Psidwak położył łebek na stopach przyjaciółki Meg.

- Wszystko będzie dobrze, Darcy. - brunetka objęła ją ramieniem i przyciągnęła do siebie. - Zobaczysz. Jestem przy tobie.

- Meg... - Darcy nagle zaczęła łkać. - To bolało... Nadal boli...

- Już w porządku. Jestem przy tobie. Będę cię chronić. - szeptała Megan.

I mimo swojego spokojnego, opanowanego głosu, którym mówiła do Darcy, w jej ciele szalała istna furia.
Dolores Umbridge. To ona to zrobiła Darcy. Jakim prawem? Na pewno nie takim, które panuje w Hogwarcie. Pożałuje tego.
Kto wie, może sama Megan ją zje.

Puchońskie dziewczę - George Weasley x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz