Felicja
No dobra, koniec tej zabawy w mafię i chowania się za plecami tatusia. Czas zacząć podejmować własne decyzje i brać za nie odpowiedzialność. Nie zarządzam jeszcze ludźmi podczas akcji bo trochę się boję igrać z cudzym życiem, na to jeszcze za wcześnie. Póki co zabieram się za kilka lokalnych interesów. Na pierwszy ogień poszło przejęcie kilku klubów i kasyn. Od tygodnia rządzę tam tylko ja i nawet ojciec się w to nie wtrąca, nawet mi się to podoba, oczywiście nie obyło się bez fukania ze strony menadżerów, że młoda siksa ma nimi rządzić ale są dwie rzeczy, które w połączeniu dają wielką siłę, to broń i słowa 'nie? To wypierdalaj', temu jeszcze nikt się nie oparł.
Po setkach godzin intensywnych szkoleń, dostałam w końcu swój pierwszy pistolet, oczywiście pamiątkę po tacie. Miał ich kilka ale ja wybrałam jeden, który najlepiej układał mi się w dłoni. Nie zrezygnowałam póki co ze studiów i starać się będę jakoś to pogodzić.
Robię wszystko, żeby moje interesy w żaden sposób nie przeplatały się z Santiago, nie powinniśmy się widywać, to ani dobre dla nas ani dla interesów. Nasze ostatnie spotkanie powinno być ostatnie, źle na mnie działa. Za to on sam stara się robić wszystko żeby połączyć nasze drogi choćby w najmniejszym stopniu.
Siedzę w gabinecie i przeglądam harmonogram dostaw, które planujemy na ten tydzień, nie ma tego wiele ale każdą trzeba dobrze sprawdzić i przygotować. Połowa towaru, który zjedzie do nas rusza od razu na zachód i muszę tak wszystko rozłożyć, żeby kierowcy mieli czas na przejechanie całej Polski jak i na odpoczynek. Do tego trzeba dogadać się ze wszystkimi naszymi celnikami a to jest trudne bo jeśli transport się opóźni na trasie to celnicy mogą skończyć swoje zmiany i trzeba będzie czekać a to strata pieniędzy i zaufania wspólników. Trudno to czasem ogarnąć żeby wszyscy zgrali się w czasie ale nie jest to niemożliwe, na szczęście mam pomoc wujka w podbramkowych sytuacjach zwłaszcza, że nie do wszystkich jeszcze dotarło, że ja przejęłam stery i śmieją się ze mnie. Niestety muszę jeszcze trochę popracować zanim zasłużę sobie na szacunek, zwłaszcza, że to świat samców, a młoda dziewczyna jako capo jest tylko popychadłem i pośmiewiskiem. Najwięcej pretensji miał Aleksander kiedy mu o tym ostatnio wspomniałam, do wujka przestał się nawet odzywać, miał nadzieję, że to on po Diego przejmie władzę. To serio mądry chłopak i wiem, że jak osiągnie odpowiedni wiek to zwerbuję go do siebie, chłopak z taką głową na bank mi się przyda, teraz matka nawet słyszeć nie chce żebym mu coś podsuwała do zrobienia. Swoją drogą, zawsze się zastanawiałam jak to wyszło, że wujek tak chętnie oddał mi władzę, przecież nie musiał, od małego mi powtarzał, że przejmę interesy taty i rosłam ze świadomością, że to kiedyś nastąpi. Może tylko chce mi udowodnić, że się nie nadaję? Sama już nie wiem, wszystko mi się już miesza i tak jak mi od urodzenia powtarzali, nikomu nie mogę ufać, nawet tak bliska mi osoba jak Diego wzbudza teraz moją nieufność, mama… co bym nie zrobiła zawsze będzie przeciwko mafii chociaż sama w nią weszła i to dwukrotnie, brat? Wiadomo. Adam, niby przyjaciel i najlepszy kumpel ale obcy facet, który też może być wynajęty przez wrogów. Tak Felka sobie możesz ufać… Zamykam oczy i zaczynam się zastanawiać czy warto, czy to życie mnie nie zniszczy, czy jestem w stanie żyć bez jednej osoby, której mogę być w stu procentach pewna? Na pewno się teraz nie wycofam, jestem zbyt dumna żeby tak po prostu odpuścić bo mi nie wygodnie. Plan jest taki, że zrobię wszystko żeby to działało, nie poddam się zbyt łatwo, tata by się nie poddał…
Wujek wchodzi do gabinetu i od razu widzę wściekłość w jego oczach, problemy… i to teraz kiedy staram się sama wszystko ogarniać.
-Co jest?- pytam udając spokój a w środku cała się trzęsę.
-Zatrzymali nasz transport na granicy- warczy i siada na kanapie naprzeciwko mnie.
Jego ciemne oczy prawie rzucają gromami a szczęki miarowo się zaciskają, serio jest pociągający taki wkurzony, już dawno przestałam się dziwić laskom, które na niego lecą.
-Który transport?- pytam udając opanowanie.
-Z bronią.
Mówi spokojnie a ja zaczynam się zastanawiać czy to na serio czy chce żebym wykazała się ciekawym pomysłem, opieram się w fotelu i lekko kołyszę na co Diego tylko się uśmiecha.
-Co się cieszysz?
-Twój ojciec też się tak zawsze bujał kiedy myślał o pracy.
-A to wpływało na jakość pomysłów?- uśmiecham się szeroko bo lubię jak wujek o nim opowiada, jest przy tym inny niż mama, która do wszystkiego podchodzi emocjonalnie i podczas każdej rozmowy roni łezkę.
-On nigdy nie miał złych pomysłów- wypala nagle i przeciąga się zakładając ręce na kark- No może tylko jeden kiedy próbował sobie wmówić, że nie kocha twojej mamy, poza tym dobry był w tym co robił. Ty też będziesz dobra, potrzeba czasu.
-Jasne. Mamy kogoś na granicy?
-Mamy, z tym że to nie celnicy zatrzymali wozy. Komuś najwidoczniej przeszkadza konkurencja tylko jeszcze nie wiemy komu.
-Zaraz!- podnoszę się z fotela bo nagle mnie olśniło- skąd ten transport był?
-Z Białorusi.
-Któryś z naszych zginął?
-Nie. Felka o co chodzi?
-Zabiję skurwiela!- warczę i wyciągam z szuflady pistolet, to teraz dowiem się czy umiem strzelać do żywego celu.
Wkładam broń za paskiem spodni i narzucam skórzaną ramoneskę.
-Fela kto to?
-Nie ważne załatwię to. Wezmę Adama- syczę wściekła i wybiegam z gabinetu.
Z hukiem wypadam z domu i wołam kierowcę, facet nawet jednego pytania nie zadaje, po mojej minie pewnie wie, że lepiej nie wchodzić teraz ze mną w dyskusję.
Dopiero kiedy wyjeżdżamy za bramę spogląda ukradkiem w moją stronę.
-Dokąd szefowo?
-Do Blue Pointa- warczę i wyciągam zza paska pistolet na co Adam otwiera szeroko oczy.
-Coś się szykuje?
-Zobaczymy. Zostaniesz na dole, jak nie wrócę w ciągu godziny to…
-Coś ty znowu odjebała co?
-Tym razem nie ja, ale nie podaruję!
Kiedy dojeżdżamy na Grochów zaczynam czuć coś w rodzaju niepokoju, niby wiem, że raczej mnie nie zabije ale miło też nie będzie. Zaciskam dłonie w pięści i wycieram o spodnie, jest mi jednocześnie i gorąco i zimno, dziwnie mi… Kiedy Adam zatrzymuje się przed biurowcem przez chwilę się nie ruszam potem odpinam pas i otwieram drzwi.
-Może jednak zadzwonię po wsparcie co?- facet łapie mnie za dłoń zanim zdążę wysiąść.
-Nie trzeba, daj mi godzinkę- zamykam za sobą drzwi Jeepa i szybkim krokiem wchodzę do budynku kierując się prosto do windy. Wysiadam na ósmym piętrze i prawie biegnę pustym korytarzem w stronę gabinetu tego gnoja. Przed samymi drzwiami zatrzymuje mnie jego śliczna czerwonousta blond sekretarka.
-Szef u siebie?- warczę i mrużę oczy.
-Pan prezes ma ważne spotkanie- jej słodko piszczący głosik wywołuje we mnie mdłości.
-Czyli u siebie- odwracam się w stronę drzwi ale czuję jak laska łapie mnie za rękę.
-Nie może pani wejść!
O nie panienko nie ty będziesz o tym decydować, wyciągam broń i zabezpieczoną przystawiam lasce do czoła.
-Chcesz dyskutować o tym co mi wolno?- syczę przez prawie zaciśnięte zęby a laska kręci przecząco głową- no i dobrze.
Chowam broń i wpadam do gabinetu prezesa, kilku zaskoczonych facetów spogląda na mnie a najbardziej kochany szef. Bez słowa podchodzę do jego biurka i opieram dłonie o blat.
-Co ty myślisz skurwielu? Że jak nie pojechałeś osobiście do Terespolu to nie domyślę się kto ruszył mój towar?
-Jaki towar ma pani na myśli?- szczerzy się w uśmiechu a mnie rozsadza furia- panowie pozwolą, że przedstawię niespodziewanego gościa, panna Felicja Andreani.
Prostuję się i patrzę jak Domenico wstaje z fotela i podchodzi do siedzących przy okrągłym stole mężczyzn.
-Pani wybaczy ale mamy teraz ważne spotkanie- krzywi usta w lekceważącym uśmiechu.
-A to ja poczekam, donikąd mi się nie spieszy- widzę wkurw w jego oczach i o to mi chodziło.
Powoli zdejmuję kurtkę i rzucam na fotel, podciągam się na rękach sadzając tyłek wygodnie na biurku i macham zwisającymi nogami. Patrzę jak kilku facetów chowa twarz ze śmiechu a mój cel jest coraz bardziej zirytowany.
-Możemy zrobić przerwę?- Domenico zwraca się do mężczyzn, którzy bez słowa wychodzą z gabinetu.
Kiedy drzwi się zamykają rozsiada się wygodnie na fotelu i nie odwraca ode mnie wzroku, no i co będziemy milczeć do jutra?
-Po co to zrobiłeś?- staram się mówić jak najspokojniej.
-Interes.
-Bzdura! To za mała ilość żebyś zrobił to dla kasy! Chcesz mi dokopać? Czy udowodnić, że się nie nadaję?
-Dla ciebie to mała ilość a dla mnie wystarczająca żeby się tym zainteresować.
-Pożałujesz tego- warczę i robię krok w stronę drzwi.
-Nie strasz panna bo jestem groźniejszy od ciebie, nie takim jak ty dawałem radę a ty wcale nie jesteś taka silna jak twój świętej pamięci ojciec.
Na samo wspomnienie taty robi mi się gorąco, wiem że nie chciałby żebym teraz złożyła broń. Jednym ruchem zgarniam wszystko co leży na biurku i patrzę w jego wściekłe oczy.
-Nie igraj z losem, jak będzie trzeba to podpalę pół świata a wygram z tobą! Nie jestem pustą laleczką za jaką mnie uważasz, jestem córką capo.
Zabieram kurtkę z fotela i ubieram ją idąc w stronę drzwi.
-Felicity- zaciskam zęby słysząc to słowo- co u Aleksandra?
Zimny dreszcz przechodzi przez moje ciało, kurwa nie posunął się tak daleko… po co? Alek jest za młody, nic go nie łączy z tym światem. Odwracam się w stronę Santiago i widzę tryumf w jego twarzy, skurwiel wie gdzie uderzyć żeby zabolało. Stoję jakbym była z kamienia i patrzę jak do mnie podchodzi.
-No i co? Już nie jesteś taka wojownicza?
-Wal się Santiago! Nie pozwolę ci skrzywdzić nikogo z mojej rodziny.
-Dziecko, będę cie wykańczał po kawałku aż zdepczę cię całą, nawet nie poczujesz, że stoję już na twoim gruncie. Scusi bambina…
-Jesteś ostatnim skurwielem- warczę patrząc mu prosto w oczy.
-Licz się ze słowami- zbliża się do mnie a ja jedyne co czuję to chęć mordu, jeszcze słowo a rozpierdolę mu łeb.
Zaciskam szczęki i z trudem przełykam ślinę, nic tu po mnie, czas wracać do domu i szykować się na wojnę, nie będzie mi kutas robił pod górkę tylko dlatego, że jestem kobietą. Robię krok w tył ale w tym momencie Domenico łapie mnie za tył głowy i przyciska mnie do swoich ust, cholera co to ma być, wyrywam się i biję pięściami w jego ciało, kurwa co on sobie myśli, wyciągam pistolet i po odbezpieczeniu przystawiam lufę do jego skroni. Facet od razu się ode mnie odrywa ale nie odrywa ode mnie swoich pięknych, dzikich oczu. Patrzy na mnie pożądliwie i szybko oddycha. Jego pełne usta lśnią wilgocią a ja mam coraz większą ochotę zatopić się w ich cieple. Nie wytrzymuję obejmuję jego szyję ramieniem i łączę nas w pocałunku, kurwa jest taki słodki… jego język głęboko penetruje wnętrze moich ust a ja coraz bardziej podniecona wsłuchuję się w jego głośne pomruki. Zabezpieczam broń i rzucam na podłogę, nie wiem co się z nami dzieje, w jednej sekundzie siedzę już na brzuchu Domenico i oplatam jego ciało nogami. Sprawnie zdejmuje ze mnie kurtkę i wsuwa dłonie pod bluzkę, gorący dreszcz przebiega po moim ciele a ja wciąż chcę więcej, za późno na odwrót, teraz liczy się tylko on… później może skończyć się świat…
CZYTASZ
Nie dla siebie [ZAKOŃCZONA]
RomanceHistoria młodej dziewczyny, która decyduje się przejąć po ojcu władzę nad grupą przestępczą. Czy odnajdzie się w nowej sytuacji i czy sprosta wyzwaniom jakie ją czekają? A może coś lub ktoś jej w tym przeszkodzi... 18+ Tekst zawiera wulgaryzmy i sce...