Katsuki
Moja glupia starucha wsiadla w samochod sila zabierajac mnie ze soba i pojechala do szpitala. Domagalem sie wyjasnien, ale jest zbyt glupia, zeby cokolwiek mi powiedziała. Siedziałem wiec na tym krześle i rozmyslalem. Ciekawe dlaczego deku nie ma juz od tygodnia w szkole? Nie mam na kim sie wyzywac. Moze w koncu sie zabil? tch, nie ma opcji.. nie umial by zrobic nawet tego. Nie zrobil tego, p-prawda?
W pewnym momencie podeszla do mnie kobieta, ktora byla moja matka. Bez slowa pociagnela mnie za rekaw i szybkim krokiem ruszyla w strone jednej z sal.
—Co ty odwalasz glupia starucho?!–zdenerwowalem sie.
—Moze troche wdziecznosci gowniarzu, co? Utrzymuje cie i wychowuje, jestem twoja matka nalezy mi sie szacunek!–kłóciła sie ze mna matka.
—Powiedz mi lepiej, gdzie ty mnie do cholery ciągniesz? Przyprowadziłaś mnie tutaj i nie raczylas wytlumaczyc ani słowa, domagam sie wyjasnien.–Zmieniłem szybko temat. Ten szacunek to niech se w dupe wsadzi, bije mnie za byle co, wyzywa i mysli, ze bede ja szanowal. Pf, za duze ma wymagania. Pozatym temat co ja tu wlasciwie robie byl wazniejszy niz jakis szacunek.
—Zaraz zobaczysz.–warknęła pod nosem, ze ledwo mozna bylo uslyszec. Co ona sobie mysli, ze ja mam jakis ultra super sluch?
—Dobrze, teraz pomoge ci wejsc. Spokojnie, szybko nauczysz sie na tym poruszać, a w pierwszych dniach napewno ci ktos pomoze.–mozna bylo uslyszec czuły głos dobiegajacy z sali do której dążyliśmy.
—D-dobrze–odpowiedział jej ktoś. Chwila, skads znam ten drugi glos.. czy to.. nie to nie mozliwe..
Gdy weszlismy do sali matka mnie puściła, a moim oczom ukazal sie nikt inny jak Deku. Wygladal na wystraszonego gdy ujrzal moja twarz. Wszystko by bylo w porzadku gdyby nie to, że ten pajac nie stal na swoich nogach. Siedział na wózku inwalidzkim. Co do cholery sie tu dzieje?!
—Ah, pani Mitsuki, dobrze, ze pani jest!–odpowiedziała pielęgniarka, najwyraźniej do niej należał ten czuły głos, ktory wczesniej uslyszalem.
—Przybyłam najszybciej jak mogłam. Jaki jest stan Izuku?–nie przerywała rozmowy moja stara.
Izuku, o którym była mowa rozglądał sie po pokoju tymi swoimi wielkimi ślepiami tak, jakby chcial za wszelka cene odworcic ode mnie wzrok. Jego rece trzesly sie, a on sciskal oparcie wozka na, którym siedział. Ojoj, zaraz sie jeszcze poryczy.
—Nie jest zbyt dobrze. W wyniku wypadku autobusu, którym poruszal sie Midorya, jego miesnie w dolnych konczynach znacznie zanikły powodując porażenie lub inaczej niedowład kończyn. Cóż, opiekun prawny chłopca jest obecnie na liscie osób zaginionych, a zaraz po pani Inko Midoryi, jest pani najblizsza rodzina Izuku, bedzie musiala pani przejąć opieke nad dzieckiem dopóki nie odnajdziemy jego matki, jesli pani odmowi bedziemy zmuszeni oddać go do domu dziecka na te mozliwe nawet pare lat.–z spokojem oznajmiła konieta.
Że co?! Deku ma jakiś cholerny paraliz przez co nie bedzie mogl chodzic? I do tego jego stara zaginęła? W dupie to mam! Nie chce widziec jego obrzydliwej mordy ani minuty dłużej, w przeciwnym razie zaraz sie zerzygam na ten jego glupi wózek. Oby matka sie nie zgodziła, posiedzi se w domu dziecka i będzie spokoj.
—Oczywiscie, ze go przygarniemy, nie ma problemu–zgodziła sie. Kuzwa! Bede musial wytrzymywac z tym teraz jeszcze bardziej bezużytecznym zerem pod jednym dachem. Ich chyba cos boli?!–sa jakies szanse, ze Izuku kiedys stanie na nogi?–dokończyła blondynka.
—Szanse jakies napewno sa, ale będzie musial stale uczęszczać na rechablitacje oraz brac leki, ale to napewno nie bedzie kosztowalo tak duzo jak operacja, ktora kompletnie wyleczyla by naszego Izu. Jednak kosztuje ona milion jenow.–Wyjaśniła pielęgniarka nadal z uśmiechem na twarzy.
—Rozumiem, napewno zdecydujemy sie na ta operacje gdy tylko uzbieramy pieniadze.
—Licze na to! To by bylo najlepiej dla dziecka, przeciez nikt nie chciał by na zawsze pozostac uziemiony. Dobrze, wyjaśnilam juz pani wszystko, może pani teraz zabrac szkraba i ruszyc do domu. Dowidzenia!
—Dowidzenia pani.–pożegnała sie mama i chwycila uchwyty wózka Deku, po czym wyszla z pomieszczenia. Podążyłem jej sladem i rowniez wyszedłem.
Podazylismy spowrotem do samochodu. Matka pomogła wejść brokułowi do auta, a nastepnie zlozyla wozek i schowala do bagaznika, a ja usadowiłem sie na swoim miejscu i zapiąłem pasy. Przeciez nie bylem niepełnosprawny jak ten debil.
—Katsuki, pomóż Izuku zapiąć pasy.–odezwala sie starucha gdy tylko zasiadła za kierownice. Co ona sobie mysli? Ze co ja jestem? Pomoc spoleczna?!
—Ja? Nie bede mu pomagal. Niech sam sobie radzi, bedzie musial tak zyc, bo nikt nie bedzie wydawal hajsu na ta jego głupia operacje.–odpowiedziałem. Powiedziałem sama prawde, a mimo tego piegowaty posmutnial.
—Katsuki!–krzyknąła.
—No co?! Powiedziałem prawde!–zacząłem się z nią kłócić, a zielonowłosy tylko przyglądał sie wystraszony.
—Masz mu pomoc!–nadal krzyczała.
—N-nie, spokojnie dam sobie rade sam, naprawdę.–w końcu odezwał sie nieśmiało Deku.
—Napewno dasz rade, słońce?–od razu zmieniła ton na spokojny. Ta glupia starucha teraz bedzie traktowac go lepiej, bo nie moze chodzic?!
—Tak, tak.–powiedział, po czym zapiął pasy. Widać było, ze się z tym męczył, ale dal rade. No, jednak cos potrafi zrobic.
Gdy tylko zielony zapiął pasy, matka odpaliła samochód i ruszylismy w strone naszego domu po drodze zajeżdżając do apteki po leki dla Dekla. Dokładnie, teraz naszego w tym Deku.
CZYTASZ
Together¦bakudeku
Hayran KurguIzuku Midorya wolnymi krokami idzie w strone swojego miejsca zamieszkania, nie wiedzac, ze ten spacer moze byc jego ostatnim. (zdjęcie z okładki nie należy do mnie) ©eliz_exe