Rozdział 12

48 8 0
                                    

— Jesteś zbyt pewny siebie - mruknęłam, mrużąc niebezpiecznie oczy. — Przecież twój ojciec jeszcze jest królem, więc dlaczego nie może zmienić prawa o tronie, bez tych ceregieli? - zauważyłam słusznie, przynajmniej według mnie.

— Bo tak jest napisane w prawie - odpowiedział jakby była to najbardziej oczywista rzecz, której nie pojmowałam.

— Jest królem - brnęłam w zaparte.

— To go nie zwalnia z rządzenia według kodeksu prawnego. Prawo to prawo, panno Lilianno i nie zmienia się go od tak - mruknął, mrużąc mnie wzrokiem. — Nie doszukuj się dziury w całym, Lilianno, bo tylko się nadwyrężysz, a jako moja przyszła żona, musisz być rozważna i posłuszna - odparł ze stoickim spokojem, jednak w jego spojrzeniu zobaczyłam dziwny błysk, który zdecydowanie nie zwiastował czegoś dobrego.

  Pomijam fakt, że nazwał mnie "swoją przyszłą żoną" prawdopodobnie by mnie wytrącić z równowagi, ale to co powiedział później, wystarczająco podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka.

  Rozważna i posłuszna? Że co przepraszam? Czy ja jestem jakimś zwierzęciem, aby być posłusznym?!

   Moje ciało wyprostowało się jak struna, a pięści ze złości zacisnęły się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Zmarszczyłam rozjuszona brwi, starając się posłać mężczyźnie jak najbardziej mrożące krew w żyłach spojrzenie.

   Widząc jak brunet stoi nie wzruszony i spokojny z zewnątrz, zagotowało się we mnie jeszcze bardziej.

Jak tu być kurwa spokojnym, jak ci każą wyjść za dupka, który traktuje cię jak nic nie warty przedmiot? Nawet pewnie zwierzęta traktuje lepiej.

— Wiesz co? W dupę niech sobie wasza wysokość wsadzi ten świstek papieru i prawo. Nie moje państwo, nie moje problemy - warknęłam wytrącona z równowagi.

  Gdyby była to bajka, to pewnie z moich uszu wydostawała się para, a ja sama byłabym jak czerwony wkurzony krasnal, bo właśnie taka byłam w stosunku do tego idiotycznego dupka.

  Jednak mimo wszystko ucieszyłam się, że Alex zmarszczył brwi i zacisnął szczękę. Jego również udaje mi się pożądanie zdenerwować.

— Ten świstek papieru, to umowa, którą podpiszesz - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu i pewnie gdyby nie to, że jestem porządnie wkurzona, to bym się skuliła w sobie.

— Nie podpiszę - odparłam, starając się być spokojna.

— Podpiszesz - powiedział pewnie, przechylając głowę na bok.

— Nie ma mowy - powiedziałam podwyższonym głosem, zapewniając go o moim stanowisku do tej sprawy.

  Alex ponownie się wyprostował, a następnie zmierzył mnie swoim stalowym wzrokiem.

— Kochasz swoich rodziców? - zapytał ni z gruszki ni z pietruszki.

  Kiedy zrozumiałam jego pytanie zamrugałam parokrotnie, zdezorientowana. Co to miało znaczyć? To pytanie pasuje w tej chwili jak śledź w śmietanie do banana, czy innego przepysznego owocu.

— Co to ma do tego? - mruknęłam, unosząc brew, a następnie pokręciłam głową. — W zasadzie nie jest to w pańskim interesie - dodałam, patrząc się na loczka podejrzliwie.

— Jeśli ich kochasz to przeczytaj to i podpisuj, bo tylko czas marnujemy - rozkazał. Warknęłam pod nosem kiedy, nieprzejmując się moją osobą i sprzeciwem z mojej strony, podszedł do biurka. Wziął w swoje ręce plik kartek, a następnie z obojętnością bijącą z jego twarzy, wręczył mi go.

Life SecretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz