Rozdział 13

45 8 0
                                    

— Skąd to wiesz? - dopytałam i w tym samym momencie rozbrzmiało pukanie do drzwi. — Am, wyjaśnisz mi to później, bo ktoś stoi pod drzwiami - mruknęłam i wymieniając się krótkim "pa", rozłączyłam się. — Proszę! - krzyknęłam w stronę wejścia do pomieszczenia.

Dopytam Amelię o to wszystko, ale później.

  Przez szparę w drzwiach wyłoniły się trzy głowy. Najwyżej miedziana czupryna należąca do Camerona, pod nim do rudowłosej i uśmiechniętej Camili, a trzecia do małego Louisa. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok.

Przynajmniej oni nie mają takich problemów.

— Można? - spytała nieśmiało Camila. Kiedy zobaczyli moje potwierdzenie w postaci skinięcia głową, weszli z wielkimi bananami na twarzach. Pewnie normalnie bym się zaśmiała na ich widok, ale w obecnym momencie, nie było mi do śmiechu. Dlatego powitałam ich delikatnym uśmiechem.

— Wszytko w porządku? Wyglądasz nie najlepiej. Dobrze się czujesz? - bombardował mnie pytaniami, jak z procy, Cameron. Urocze.

  Chłopak, jak i jego siostra z moim bratem, podeszli do mnie, siedzącej na łóżku. Wszyscy mieli zatroskane spojrzenia, które pokazywały tylko jak się mną przejmują. Poczułam ciepło rozlewające się po moim ciele, a uśmiech wkradł mi się na usta.

— Dziękuję, za troskę, ale już mi lepiej - zapewniłam, pokazując ruchem głowy, że mogą usiąść obok mnie na łóżku.

  Już po chwili uczyniła to Camila z Louisem, a miedzianowłosy przysunął krzesło stojące przy biurku, tuż obok mojego łóżka. Nie wyglądali jakby o wszystkim wiedzieli.

Czy ja niedość, że mam popsuty humor, to jeszcze mam go innym psuć?

— Lili? - poczułam na moim kolanie czyjąś dłoń, a sam głos przywrócił mnie do przykrej rzeczywistości. Zerknęłam na wszystkich po kolei. Drobna dłoń należąca do Camili, delikatnie się cofnęła, a sama dziewczyna wbijała w moją osobę zaniepokojone spojrzenie.

— Tak? - spytałam, na co Cameron ściągnął brwi.

— Odleciałaś - odparł mój młodszy brat, posyłając mi uśmiech, który starałam się jak najlepiej odwzajemnić.

— Wybaczcie, ale nie jestem w nastroju - chrząknęłam, a moje usta wykrzywiły się w przepraszający uśmiech.

— Lili, nic się nie stało. Przyszliśmy tu, bo nie przyszłaś na kolację i się zmartwiliśmy - odparł Cameron.

  No tak, kolacja. Zupełnie o niej zapomniałam.

— Zresztą posępna atmosfera jaka tam była, sama aż wołała, by stamtąd uciec gdzie pieprz rośnie - burknęła rudowłosa i krzywo się uśmiechnęła.

— Nie było dziewczyny, która rozświetliłaby wszystko swoim przyjściem i rozgadała to towarzystwo - odezwał się pewnie Cameron, patrząc na mnie sugestywnie. Zaśmiałam się cicho i zarumieniłam.

Szkoda, że to nie za Camerona mam wyjść.

— Dobrze gada - przytaknęła jego siostra. — Ty jako jedyna umiesz podtrzymać rozmowę - dodała, przyglądając mi się. Poprawiłam się na łóżku, lekko, spoglądając na mojego młodszego brata. Dopiero teraz zauważyłam, że chłopczyk trzyma w swoich dłoniach słonika.

  Fred był jego ulubionym pluszakiem. Niebieski słonik z łatką na grzbiecie. Tak bardzo ważny dla mojego brata.

  Pogłaskałam sześciolatka, na co posłał mi promienny uśmiech i wrócił wzrokiem do swojej zabawki, po raz kolejny, studiując jej wygląd.

Life SecretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz