Felicja
Otwieram oczy i patrzę w okno, ale miałam pojebane sny, oddycham głęboko i dociera do mnie, że łóżko stoi nie z tej strony pokoju, kurwa, to nie był sen. Zanim zdążę się odwrócić ciężka, męska dłoń sunie po pościeli i zatrzymuje się na mojej talii, głośno wypuszczam powietrze a facet mocno mnie do siebie przyciąga i wsuwa nos w moje poplątane włosy, jeszcze mi tego do wszystkich problemów brakuje, ale co, mam to na własne życzenie i to wyłącznie na własne. Odwracam się powoli i patrzę na śpiącego blondyna, teraz wcale nie wygląda tak groźnie jak na co dzień. Opieram się na łokciu i patrzę na jego spokojną twarz, dopiero z bliska dostrzegam, że ma na skórze kilka malutkich blizn, których normalnie nie widać. I co ja tu jeszcze robię? Przecież nie chcę żeby to się rozwinęło, cicho wychodzę z łóżka i podnoszę leżącą na podłodze koszulkę i pistolet. Ostatni raz zerkam na śpiącego faceta i wychodzę z sypialni. W domu panuje cisza, nawet nie wiem która jest godzina. Biorę szybki prysznic i ubieram dres i trampki. Bezszelestnie schodzę na dół i spotykam siedzących w salonie dwóch naszych ludzi.
-Szefowa już na nogach?- chłopak uśmiecha się zaskoczony i wstaje.
-Tak wyszło- macham ręką żeby usiadł- wszystko ok?
-Tak, całą noc było spokojnie.
Kiwam głową i wychodzę na dwór, cholera zapomniałam o psach, obiega mnie sfora mniejszych i większych kundli ale są raczej łagodnie nastawione i łaszą się do mnie liżąc po rękach. Rozsiadam się w ogrodowym fotelu i wyciągam z kieszeni papierosy, odpalam pierwszego i zakładam kaptur na głowę, jest zimno, jesienna mgła powoli opada a powietrze jest rześkie i pachnące mokrą trawą. Podkulam nogi żeby było mi nieco cieplej i oplatam je rękami.
-Nie wiedziałem, że palisz- słyszę za plecami Adama ale wcale nie mam ochoty z nim gadać.
-Wielu rzeczy o mnie nie wiesz- burczę i głęboko się zaciągam.
-Domyślam się- siada naprzeciwko mnie ale uciekam wzrokiem bo jakoś nie umiem na niego spojrzeć- przykro mi.
Dopiero teraz ukradkiem na niego zerkam bo nie bardzo rozumiem o czym mówi.
-Dlaczego?- pytam i znów biorę papierosa do ust.
-Mówiłem, że będziesz żałować, nie powinienem się zgadzać, doskonale wiedziałem, że to się tak skończy.
-Nie żałuję- szepczę i przełykam głośno ślinę.
-Felka… - spoglądam mu w oczy i widzę te podniecające mnie iskry.
-Adam, nie gniewaj się, ja wiem jak to teraz zabrzmi. Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał, to nie tak, że nie jesteś dla mnie ważny…
-Posłuchaj- wtrąca się ale póki co nie chcę go słuchać.
-Daj mi skończyć. Jesteś świetnym facetem i wydaje mi się, że dobrze się dogadujemy- nie odrywa ode mnie wzroku a ja zaraz zacznę płakać- nie chciałabym cię w żaden sposób zranić i jeśli po tym będziesz chciał się zwolnić to zrozumiem. Źle to wszystko wyszło, nie powinnam cię do niczego namawiać i to co się stało to tylko moja wina. To był impuls- odwracam twarz i biorę kolejny papieros od razu go przypalając- nie wiem może to nerwy przed akcją, może…
-Może po prostu coś do mnie czujesz?- opiera się łokciami o kolana i pochyla do przodu.
-Adam, to nie tak- wzdycham bo nie chcę żeby pomyślał sobie zbyt wiele- to znaczy jesteś przystojny i bardzo męski- zawieszam głos bo zaraz zabrnę zbyt daleko- i na pewno niejedna kobieta byłaby wniebowzięta mając u boku takiego faceta jak ty, takiego który potrafi i obronić i zadbać jak należy ale ja…
-Ale ty, pani capo, nie przyznasz się nikomu, że poszłaś do łóżka ze swoim pracownikiem nie?
Gaszę papierosa i pocieram dłonią twarz, i co mam mu odpowiedzieć?
-Adam miałeś rację, to nie powinno się stać a już na pewno powtórzyć. Zrozum, że to już bardzo skomplikowało nasze życie, powtórki nas oboje zrujnują. Wybacz mi, miałeś rację i powinnam cię posłuchać.
Patrzę jak bez słowa wstaje z fotela i idzie w stronę domu, szkoda mi go, płaci za moje błędy a ja nie mam jak go za to przeprosić. Wyciągam kolejną fajkę chociaż jest mi już niedobrze i zaciągam się prawie bez przerw. Zjebałam wszystko co mogłam, Adam jak nic odejdzie zaraz po tej akcji o ile w ogóle ze mną tam pojedzie, wcale bym się nie zdziwiła jakby już się pakował do domu. Spinam się słysząc za plecami kroki i aż boję się odwrócić.
-Kłótnia zakochanych?- na szczęście tym razem to Ola.
-Jakich zakochanych?- odwracam się z papierosem w zębach.
-No my się nie pokłóciliśmy więc chyba o was chodzi nie? Po co mówiliście, że nie jesteście parą?
-Bo nie jesteśmy.
-Tak, tak i spaliście osobno nie?- mruga do mnie okiem a ja odchylam głowę mocno do tyłu i wypuszczam dym z ust.
-Ola, popełniłam chyba największy błąd swojego życia.
-Ba, kto nie popełnił?- śmieje się do mnie i zakłada kaptur.
-Nie rozumiesz- odwracam się upewniając, że nikt nas nie słyszy- nie jesteśmy parą i nie będziemy, to świetny faceta ale ja…
-Kochasz innego- mówi szybko i patrzy jak zareaguję.
-Tego nie jestem pewna.
-Jasne- mruczy i lekko się uśmiecha jakby wiedziała o czym mówię.
-Adam jest dla mnie bardzo ważny i nie chcę ani go zranić ani go stracić, a po tym co zaszło nigdy nie będzie już tylko moim ochroniarzem a to kwalifikuje się do zwolnienia, znasz ten świat, wiesz jak to wszystko działa- patrzę w jej śliczne oczy i zastanawiam się czy w ogóle mnie rozumie- A właściwie to długo znasz się z Konradem?
-No trochę- jej oczy płoną na samo jego wspomnienie- to mój brat.
-O w dupę- zamieram trzymając papieros przed otwartymi ustami- nie, przepraszam, to wasza sprawa ale nie sądziłam…
-Spokojnie- dziewczyna uśmiecha się łagodnie i chowa dłonie do kieszeni bluzy- od urodzenia wychowywaliśmy się w jednym domu, zresztą nasi starzy wciąż razem mieszkają, tacy przyjaciele na śmierć i życie. Od zawsze traktowaliśmy się jak rodzeństwo i żadnemu z nas nawet do głowy nie przyszło, że może być inaczej no bo jak, brat z siostrą?
-I co tak nagle was olśniło?- uśmiecham się szeroko.
-Można tak powiedzieć. Konrad zabrał mnie na jedną imprezę, na której miałam udawać jego dziewczynę żeby natrętna laska dała mu spokój. Tylko, że dziewczyna nie w ciemię bita od razu się kapnęła, że przez całą imprezę ani razu nawet się nie cmoknęliśmy w policzek ani nie przytuliliśmy, więc chcąc nie chcąc musieliśmy zrobić pokazówkę i wtedy się zadziało, to było jak jazda do nieba, czułam prąd na całym ciele, w jednej sekundzie wiedziałam, że to jest to, nic poza nim się nie liczyło i jedyne czego pragnęłam to żeby już nigdy nie wypuszczał mnie z ramion.
-I nie wypuszczę- facet odzywa się za naszymi plecami i obie się odwracamy, Konrad idzie do nas z dwoma kubkami, które stawia na stoliku między nami.
-Zmarzniecie kobiety, herbatę wam przyniosłem- patrzy na Olę tak, że aż ja czuję co jest między nimi- szefowo, moi ludzie będą za pół godziny, zrobimy szybką odprawę i ruszamy bo spory teren mamy do obsadzenia, zresztą część ludzi już jest w drodze na swoje miejsca.
Zdenerwowana kiwam tylko głową i z zazdrością patrzę jak chłopak całuje kilkukrotnie Olkę w szyję.
Herbatkę dopijamy już bez rozmów a ja w głowie układam dzisiejszy plan akcji choć sama nie wiem jak to powinno wyglądać, zdam się chyba na doświadczenie i wiedzę Komandosa a ja będę się uczyć. Odwracam głowę i widzę wjeżdżające na posesję samochody terenowe, z których wysiada po kilku wielkich facetów. Ola z uśmiechem macha do chłopaków a ja nie wiem jak mam się zachować jako szef tego zamieszania i unoszę tylko dłoń w ich kierunku.
-Dawaj boss, zaczynamy- Konrad szturcha mnie w tył głowy a mnie to bawi bo nie jestem przyzwyczajona do takiego traktowania.
Idę za nim w stronę domu ale nie wchodzimy do środka, Konrad zatrzymuje się przy drewnianym stoliku, o który się opiera zaplatając ręce na klatce i wygląda przy okazji na jeszcze szerszego w klacie niż jest rzeczywiście. Przyciąga mnie bliżej siebie i pokrzepiająco obejmuje ramieniem.
-Mamy mało czasu więc do rzeczy- zaczyna mówić a ja czuję już za plecami Adama- przedstawiam panią Andreani, która razem ze mną będzie dziś dowodzić- spoglądam zaskoczona na chłopaka ale się nie odzywam bo to nie pora na takie rozmowy.
Konrad wydaje kolejne polecenia a ja staram się zapamiętać każde jego słowo, zaskakuje mnie to, że mówi wszystko tak jakby robił takie akcje co dzień i było to łatwe jak gra w klasy, wy tu, wy tam, wy jeszcze gdzie indziej i wszystko się układa w logiczną całość.
-Dobrze ci ze mną było?- Adam prawie bezdźwięcznie szepcze mi do ucha a ja drętwieje, co on zwariował?
-Nie teraz- mruczę cicho odwracając lekko głowę na bok.
-No powiedz- mówi dotykając ustami mojego ucha, zaraz mu przywalę przy wszystkich.
-Później pogadamy- warczę starając się opanować.
-Czyli chcesz żeby między nami było jakieś później- tym razem się śmieje a ja zaciskam zęby i słucham Konrada, który dochodzi do tematu rozstawienia konkretnych ludzi w konkretnych miejscach uwzględniając wszystkie parkingi leśne i przydrożne, wjazdy do lasu a nawet pobliskie place budowy.
Na szczęście jesteśmy w posiadaniu wystarczającej liczby ludzi żeby nie było na trasie niekontrolowanych miejsc. Nie ma szans na przejęcie wozów no chyba, że mamy w szeregach zdrajcę.
-Zdenerwowana?- Konrad obejmuje mnie ramieniem a ja czuję jak drżę.
-Nie no skąd, jestem opanowana jak… nie wiem jak bo kurwa zaraz padnę- uśmiecham się szeroko a chłopak całuje mnie w głowę.
-Uspokój się, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wymieszamy ludzi tak żeby w każdym wozie byli moi i twoi.
Kiwam ze zrozumieniem głową i razem idziemy do domu, wcale mnie nie uspokoił ale nie będę teraz scen histerii urządzać, w końcu wie co robi a ja muszę to przetrwać skoro mam być szefem pełną gębą. Może gdyby rodzice od małego pozwalali mi uczestniczyć w sprawach firmy to teraz byłoby mi łatwiej a tak co? Dwadzieścia lat mnie klepali po ramieniu a potem trach, masz i rządź.
Ubrana w spodnie bojówki i szarą dresową bluzę schodzę na parter i pierwszego kogo spotykam to mój cień, patrzy na mnie jak na wroga i milczy, no i jak ma nasza współpraca teraz wyglądać?
-Idziemy- warczę i mijam go kierując się prosto do samochodu.
Konwój kilku terenówek wyjeżdża z posesji a po drodze dołączają do nas inne wozy, krótkofalówka szumi co chwilę ale póki co niewiele rozumiem co kto mówi, na szczęście ci co trzeba rozumieją. Chłopaki gadają w eterze o głupotach, opowiadają sobie dowcipy o dupach i już umawiają się na piwo a mnie to rozwala, jak oni mogą być tacy spokojni? Serio da się do tego przyzwyczaić? Dla nich to jak wyjazd na ćwiczenia a dla mnie żyć albo nie żyć. Dojeżdżamy do skrzyżowania i z zadowoleniem patrzę jak samochody rozjeżdżają się w różne kierunki tworząc kilka nieprzerwanych czarnych kolumn. My jedziemy prosto a za nami kolejne samochody, w lusterku widzę jak niektóre wjeżdżają w mniejsze drogi i znikają mi z oczu. W końcu i my się zatrzymujemy, nasza pozycja to środek lasu, samochód ustawiony jest na wzniesieniu między drzewami tak, że widzimy kilkaset metrów drogi. Adam gasi silnik i zgłasza naszą pozycję. No i teraz zostało nam już tylko czekać na gości. Nerwowo spoglądam na blondyna i widzę, że nosi się z zamiarem rozmowy ale chyba nie wie jak zacząć.
-Możesz mi powiedzieć co to było na odprawie?- warczę wciąż patrząc w szybę.
-A ty miałaś mi odpowiedzieć na pytanie.
-Adam nie żartuj sobie co?- zaczynam podnosić głos i wcale nie chcę o tym gadać.
-No przyznaj, że ci się podobało!
Patrzę na niego i staram się panować nad sobą ale jeszcze chwila a go zastrzelę.
-Nie będę o tym dyskutować!
-No powiedz!
-Tak!
-Co tak?- śmieje się a mnie rozwala od środka.
-Podobało mi się! Było mi zajebiście dobrze i na samo wspomnienie tego jak było mam mokre majtki lepiej ci kurwa?
Patrzę mu w oczy i nie wiem co widzę, co on myśli, że ja mu teraz powiem jak bardzo go kocham? Niespodziewanie łapie mnie za włosy i przyciąga do siebie tak, że nasze twarze prawie się dotykają.
-Nie przejmuj się królewno- mruczy- duży już jestem i wiedziałem, że tak będzie.
Puszcza mnie a ja wciąż sztywno siedzę i nie wiem co powiedzieć.
-Nie jesteś zły?
-Nie- znów patrzy w szybę.
-To po co to było?- pytam już wkurzona.
Adam odwraca do mnie głowę i kręci nią jakby z politowaniem.
-Dziewczyno, ja nie miałem złudzeń, że z tego będzie coś poważnego czy nawet niepoważnego. To do ciebie miało dotrzeć czego tak naprawdę chcesz. A mnie nie chcesz, zresztą ja ciebie też nie.
-Słucham?
-No nie obrażaj się- szturcha nie ręką w ramię- przecież nie chciałaś żeby było coś więcej więc nie ma i nie będzie w czym problem?
Zaciągam głęboko powietrze i na chwilę je wstrzymuję.
-Aaa- śmieje się w głos- bo ty chciałaś najpierw mnie zrugać, że to wszystko nie tak a w środku liczyłaś, że ja będę o ciebie walczył i zabiegał tak?
-Weź się wypchaj- warczę i zaplatam ręce na piersiach- wcale nie o to mi chodziło, bałam się, że będziesz chciał… nie ważne. Nie chcę żeby między nami były jakieś niedomówienia czy…
-Nie ma i skończ temat.
-Bałam się, że odejdziesz- mruczę bo trochę mi głupio.
-Nie odejdę.
Rozmowa się urywa i siedzimy kolejne minuty i godziny wpatrzeni w szybę, cisza, kilka samochodów przejeżdża a my wciąż czekamy. Trzask w krótkofalówce podrywa nas na siedzeniach i słyszymy informację, że już jadą w naszą stronę. Moje serce bije tak mocno i szybko, że aż mnie żebra bolą i chyba nie wyglądam najlepiej bo Adam łapie moją dłoń i lekko zaciska. Przecież wiem, że coś się wydarzy nie ściągaliby tylu ludzi na darmo. Z zapartym tchem patrzę jak zza zakrętu wyłania się pierwszy tir i głośno przełykam ślinę, liczę wozy i oddycham z ulgą kiedy ich stan się zgadza, teraz tylko czekamy co dalej. Mijają nas i powoli znikają z naszego pola widzenia, zgłaszam chłopakom, że u nas czysto i słyszę jak meldują że jest ok.
Nie ruszamy się z miejsca i czekamy na dalsze zgłoszenia, póki co musimy zostać na pozycjach żeby odciąć ewentualny odwrót. Długo to trawa ale każda minuta spokoju zbliża nas do celu. Mnie za to ogarnia dziwny niepokój, jak cisza przed burzą.
-Coś jest nie tak- mówię mrużąc oczy.
-Myślisz?
-Wiem.
Jak na zawołanie odzywa się krótkofalówka i chłopaki zgłaszają, że samochody niespodziewanie zmieniły trasę.
-Wiedziałam!- wrzeszczę- jedziemy.
Adam odpala samochód i rusza przed siebie.
-Idioto! Zawróć na drogę!- łapię się drzwi i patrzę jak zjeżdżamy ze skarpy.
-Idiotko to Jeep, to nie potrzebuje drogi do jazdy.
-Zabijesz nas!
-To się trzymaj.
Nie mam wyboru, zaciskam powieki czując jak samochód podskakuje na wertepach i modlę się żeby Adamowi udało się ominąć drzewa. Samochód mocno podskakuje więc chyba minęliśmy rów i wypadamy na drogę, za nami jadą już inni. Jak się dowiem, który taki mądry był żeby podpaść to rozwalę własnymi rękami. Nagle skręcamy w boczną drogę i znikąd pojawiają się wozy Komandosa, jak nic będzie wojna. Las zdaje się być coraz gęstszy i ciemniejszy a naszych ciężarówek jak nie było tak nie ma, to co rozpłynęło się pięć składów?
-Tam!- Adam pokazuje palcem na czerwone światła w głębi lasu i przyspiesza.
Nerwy mnie zaraz rozerwą i zamiast walczyć o swoje to padnę trupem na miejscu. Samochody po kolei wjeżdżają między drzewa i wysypują się z nich uzbrojeni faceci. Adam robi dokładnie to samo z tym że zanim się odepnę zamyka drzwi i centralny zamek. Co on robi do chuja? Uderzam pięścią w szybę i drę się na całe gardło żeby mnie wypuścił.
-To dla twojego dobra- mówi do szyby i biegnie razem z chłopakami.
No chyba żartuje, że ja tu będę siedziała! Szarpię za drzwi ale ani drgną, szyby też wszystkie automatyczne przechodzę na tył auta i szukam czegoś czym mogłabym otworzyć drzwi ale nic tu nie ma. Chłopaki już zniknęli mi z oczu a ja siedzę zamknięta niech to szlag trafi! Dopiero po chwili przypominam sobie o pistolecie schowanym pod siedzeniem. Wyciągam Glocka i oddycham z ulgą, mocno zaciskam dłoń na broni i owijam rękę bluzą, odwracam twarz i uderzam w szybę, pęka ale nieznacznie, próbuję drugi raz i powoli robi się pajęczyna, walę ile mam siły i w końcu udaje mi się zrobić dziurę, chyba zbrojona ta szyba że tak trudno ją przebić. Kopię w potłuczone szkło i w końcu otwór jest na tyle duży, że mogę się przez niego przecisnąć. Zakładam kaptur na głowę i wyłażę najpierw nogami, potłuczone resztki szyby dziurawią mi spodnie ale teraz nie to jest ważne, uważając na twarz przeciskam się i upadam na wilgotne liście. Zanim się podniosę słyszę jak ktoś biegnie ale odgłosy dobiegają do mnie zza pleców czyli to nikt z naszych ludzi. Przestraszona kucam przy kole samochodu i wypinam magazynek, na szczęście jest pełen, dopiero teraz myślę że mogłam przestrzelić szybę zamiast ją tłuc.
Kroki za moimi plecami zwalniają a po chwili zdaje mi się że cichną. Jest dziwnie, nienaturalnie i czuję niepokój, coś się wydarzy. Słyszę strzały z oddali i podrywam się na dźwięk kroków za plecami, wymierzam broń prosto w faceta stojącego tuż przede mną i patrzę w otwór lufy jego pistoletu. Żadne z nas nawet nie drgnie, przenoszę wzrok na napastnika i mrużę oczy, czekam które z nas pierwsze odpuści ale póki co się nie zanosi, wiem że nie strzeli i ja też tego nie zrobię. Nagły huk roznosi się wokół a ja czuję nieopisany ból w prawym ramieniu, pieczenie powoli robi się nie do zniesienia i pada kolejny strzał, już nie wiem czy boli mnie bardziej czy mniej ale wiem, że to koniec, spoglądam na siebie i patrzę jak krew broczy moją bluzę, padam na kolana i osuwam się na szeleszczące liście.
-Felicity patrz na mnie!- słyszę go ale nie umiem nic odpowiedzieć, resztką sił staram się nie zamykać oczu.
Patrzę na korony drzew nade mną i nie wiem czy chłód, który czuję jest wynikiem nocy czy umierania. W ustach czuję już metaliczny, słodkawy posmak i zaczynam się krztusić własną krwią. Widzę czerwone kropelki na twarzy Domenico i jego przerażone oczy, świat nade mną dziwnie wiruje i traci ostrość, obraz robi się coraz bardziej zamglony a w uszach słyszę pisk, nie mam już siły walczyć, nie umiem wziąć następnego oddechu choć tak bardzo chcę mu powiedzieć co czuję… odpływam ale wciąż słyszę jego głos, to ostatnie co chcę usłyszeć przed śmiercią…
CZYTASZ
Nie dla siebie [ZAKOŃCZONA]
RomanceHistoria młodej dziewczyny, która decyduje się przejąć po ojcu władzę nad grupą przestępczą. Czy odnajdzie się w nowej sytuacji i czy sprosta wyzwaniom jakie ją czekają? A może coś lub ktoś jej w tym przeszkodzi... 18+ Tekst zawiera wulgaryzmy i sce...