Rozdział 4 - To moja wina

100 19 125
                                    

Tego wieczoru Filip siedział przy jednym z ciemnych, lekko obdartych stolików w swojej ulubionej kręgielni połączonej z pizzerią. Musiał przyznać, że lokal był doskonałym interesem. Jeśli ktoś przychodził zjeść pizzę, chwilę później nabierał ochoty na kręgle i odwrotnie, nic więc dziwnego, że zawsze było w nim pełno ludzi.

Jabłoński często przychodził tu z żoną i Dziurzyńskimi, zostawiając dzieci pod opieką dziadków. Nigdy nie powiedział tego na głos, ale w Gabrielu zyskał kogoś więcej niż przyjaciela. Mężczyzna stał się dla niego prawdziwym, starszym bratem, a Julia z Sylwią, mimo sporej różnicy wieku, świetnie się dogadywały. Jednak od ponad miesiąca kobiety stopniowo zaczęły ze sobą tracić kontakt, aż w końcu Sylwia zdradziła Filipowi, że Julia Dziurzyńska w ogóle przestała od niej odbierać telefony.

Filip nie chciał wypytywać o nic przyjaciela, nawet kiedy ten wrócił do pracy po dość długim urlopie, jakieś dwa tygodnie temu, całkowicie inny niż wcześniej. Choroba żony odmieniła Gabriela i Filip, chociaż starał się udawać, że tego nie widzi, doskonale zdawał sobie sprawę ze smutku Dziurzyńskiego. Z tego też powodu nieustannie próbował namówić Gabriela i Julię na powrót do życia towarzyskiego. Nawet jeśli kobieta czuła się coraz słabiej, to siedząc w domu jedynie pogarszała swój stan. Odcinając się od przyjemności, zakopywała się we własnym grobie pełnym bólu i rozpaczy, a on nie mógł pozwolić, żeby jego przyjaciele tak skończyli. Dlatego też telefon Gabriela bardzo go ucieszył. Był znakiem, że z Dziurzyńskim nie jest jeszcze tak źle, że mężczyzna nie zamierza zaszywać się w ponurym, przygnębiającym domu.

Słysząc kroki, odwrócił się przez ramię i uśmiechnął się szeroko, zauważając Gabriela. Blondyn odpowiedział uniesieniem kącików ust i usiadł naprzeciwko przyjaciela.

— Julia nie chciała przyjść? — zapytał po chwili Filip.

Gabriel westchnął smutno.

— Nie — wymamrotał, spoglądając na grających w kręgle ludzi. — Teraz już odpoczywa.

Filip przechylił głowę, zastanawiając się nad godziną. Dochodziła dopiero dwudziesta i naprawdę ciężko było mu sobie wyobrazić energiczną, nigdy niemarnującą dnia Julię leżącą na kanapie albo w łóżku.

— Aż tak jej się pogorszyło? — Spojrzał w kierunku Dziurzyńskiego, który przeniósł wzrok na Filipa.

Mężczyzna jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo do stolika podeszła Sylwia w towarzystwie Kingi Zielińskiej. Jabłońska zmarszczyła brwi, widząc, że Gabriel przyszedł bez żony. Pokręciła głową i, siadając obok męża, westchnęła:

— Zamówiłyśmy pizzę.

— Z czym? — Filip odwrócił się w stronę Sylwii, która wzruszyła ramionami.

— Standardowo, prawie ze wszystkim — odpowiedziała, uśmiechając się. — Znacie się z Kingą, prawda? — zwróciła się do Gabriela. — Chyba pracujecie razem...

— Tak, poznaliśmy się wczoraj — oświadczyła Zielińska, siadając pomiędzy mężczyznami.

Kinga zerknęła w stronę Dziurzyńskiego i uniosła kąciki ust. Filip dostrzegł pomiędzy nimi jakieś dziwne napięcie. Mimo że Gabriel również się uśmiechnął, było widać, że czuje się niekomfortowo, w przeciwieństwie do Kingi, która zdawała się rozbawiona.

— Drogie panie, a o alkoholu pamiętałyście? — odezwał się nagle Filip.

Gabriel posłał mu szeroki uśmiech, a Sylwia ponownie westchnęła:

— A ten tylko o jednym...

— Jeśli mam godnie znieść porażkę w kręgle, potrzebuję znieczulenia — roześmiał się, wstając od stołu. — Chodź, pójdziemy coś zamówić — powiedział w stronę Dziurzyńskiego, który kiwnął głową, ruszając za przyjacielem.

Niewyjaśniony przypadek JuliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz