Rozdział 31

11.4K 486 18
                                    

Przyciągam dziewczynę do siebie i wtulam w jej ciało. Słyszę ten cholerny budzik ale nie chce mi się wstać by go wyłączyć. Słyszę jak dziewczyna przeklina co wywołuje mój śmiech. Robi to rzadko i ciągle mnie poprawia bym sam powstrzymywał epitety przy Ashu. Kiedy w końcu natarczywy dźwięk cichnie zamykam oczy by znów zasnąć jednak nie jest mi to dane bo ktoś na mnie wskakuje. 

-Ash. - jęczę i chwytam malucha by nie skoczył przez przypadek na Izi. Przez ostatni miesiąc wszystko idzie nadzwyczaj dobrze. Ciągle monitorujemy stan dziecka i jak na razie nic się nie dzieje. Wszystkie jej wyniki są bardzo dobre. Rozmawiałem z doktor Wild o moich podejrzeniach i sama podziela moją opinię. Nie ma żadnego medycznego wyjaśnienia poronień Izi. 

-Dlaczego wstałeś tak wcześnie? - pytam malucha gdy ten wciska się pomiędzy nas. 

-Dziś jadziemy do babci Viv. - oznajmia mi a ja zaskoczony unoszę powieki. 

-Jak to? 

-Ma urodziny i z Izi kupiliśmy jej prezent. - tłumaczy. Jak zwykle coś przegapiłem więc patrzę błagalnie na rudą by mi wybaczyła, że o tym zapomniałem. Dziś mam ważne spotkanie i nie mogę go przełożyć. Coraz częściej mam ochotę wszystko rzucić i zrobić sobie urlop. Codziennie omija mnie coś związanego z synem a nawet ciążowe humorki Izi.

-Jakbyście poczekali to wrócę pojadę z wami gdy wrócę z pracy. 

-Gdybym miała choć odrobinę więcej siły to bym się z tobą o to pokłóciła. - Izi zaspanym głosem mamrocze w poduszkę. Nie dziwię się jej bo od tygodnia ciągle wymiotuje. W jej żołądku nic się nie utrzymuje na dłużej i jest przez to cholernie zmarnowana. 

-Maleńka postaram się pozamykać tak sprawy, żebyśmy mogli pojechać razem. - mówię błagalnie. 

-Jak nie wrócisz do trzeciej to sami pojedziemy. - Ziewa i chce się podnieść lecz jej na to nie pozwalam. 

-Wiesz jak bardzo Cię kocham. - mruczę do jej ucha jednak nie dane jest mi ją pocałować przez Asha.  

-Ja was bardziej kocham. - maluch małymi rączkami przyciąga nas oboje do siebie.  Nasze czułości są przerwane przez telefon i mam ochotę udusić osobę, która dzwoni z samego rana. Sięgam po aparat na szafkę nocną. 

-Co tam Mert. - mówię wkurwiony. 

-Sebastian wrócił. - siadam na łóżku na te nowiny. 

-Jak kurwa wrócił. - wcześniej przyjaźniłem się z nim ale od kiedy zostawił Felin po wypadku miałem ochotę go zatłuc. Przez niego jej stan się pogorszył i załamała się kompletnie. 

-Dostałem wiadomość w nocy i z rana sprawdziłem. Jest w San Fransisco, hotel Plaza. 

-Dzięki Mert. - czego on do kurwy chce. Przez trzy lata siedział na dupie i nie wyściubiał nosa ze swojej nory do takiego stopnia, że nie mogłem go znaleźć. 

Zrywam się z łóżka i w pośpiechu ubieram. Przez chwilę zastanawiam się czy poinformować moją siostrę o tym. Niedawno wyszła z kliniki i jak na razie terapia przynosi skutki. Ostatnio wspomniała, że chce wrócić do pracy co mnie niezmiernie cieszy. 

-Max stało się coś? - zerkam przez ramię na zmartwioną Izi i daję sobie mentalnego kopa, nie powinienem jej martwić. 

-Nie masz się o co martwić. - całuję ją w usta po czym wracam do zapinania koszuli. - Wrócę na czas i pojedziemy do twojej matki. Dobrze?

-ok. - mówi zrezygnowana. - Uważaj na siebie mam jakieś złe przeczucie. - uśmiecham się i jeszcze raz ją całuję tym razem mocniej. 

-Nie martw się o mnie. Zajmij się naszymi dzieciakami. - Odrywam się od niej i wychodząc klępę w tyłek na co sapie zaskoczona. Puszczam jej oczko na co grozi mi palcem. 

Zagubieni w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz