Rozdział 13

2K 152 53
                                    

Mike

Na Grenadzie wylądowaliśmy nad ranem czasu centralnego. Karen przespała większość lotu, ja zdołałem jedynie zdrzemnąć się pod koniec. Stewardessa obudziła mnie, kiedy podchodziliśmy do lądowania. Chociaż byłem zmęczony, to bardzo cieszyłem się, że spędzę cały tydzień z Karen, wylegując się na piaszczystej plaży, pijąc drinki i kochając w hotelowym pokoju do utraty tchu. Najpierw jednak musieliśmy przejść odprawę i dotrzeć do hotelu.

To wszystko zajęło nam nieco ponad godzinę, wliczając odebranie bagażu. Moja partnerka po locie była bardzo rozkojarzona, dlatego miałem na nią oko. W taksówce oparła się na moim ramieniu i znów drzemała. Sam padałem na twarz i marzyłem, żeby dotrzeć do prysznica i runąć na łóżko.

Kilka godzin później obudziłem się w skotłowanej pościeli. Karen spała z głową na mojej piersi. Ziewnąłem przeciągle, ale nawet nie drgnęła. Widocznie podróż wykończyła ją o wiele bardziej niż mnie. Nie dość, że pracowała ponad siły, to ostatni tydzień robiła wszystko, żeby spokojnie wyjechać na wakacje. Obiecałem sobie, że dopilnuję, by naprawdę wypoczęła.

Tymczasem wstałem ostrożnie z łóżka, aby jej nie obudzić. Podszedłem do okna, z którego odchodził widok na plażę Levera oraz morze Karaibskie. Znaleźliśmy się w raju. I chociaż nie pierwszy raz miałem okazję widzieć coś takiego, to dopiero z odpowiednią kobietą u boku, naprawdę doceniałem obecność w tym miejscu.

- Nie obudziłeś mnie... – mruczenie Karen rozległo się od strony łóżka.

Odwróciłem się i spojrzałem na nią. Przyglądała mi się zaspanymi oczami, przeciągając się powoli. Budziła we mnie tak wiele różnorodnych uczuć, że czasami sam nie potrafiłem tego ogarnąć.

- Która godzina? – zadała kolejne pytanie.

- Na nasz czas czy tutejszy? – Dołączyłem do niej i wślizgnąłem się pod cieniutką narzutę.

- Tutejszy. Jesteśmy z dala od Chicago i zamierzam się cieszyć każdą sekundą spędzoną z tobą w raju. – Uśmiechnęła się kusząco, wyciągając dłoń i kładąc ją na mojej klatce piersiowej.

- W takim razie nie powinnaś liczyć czasu. Ponoć szczęśliwi tego nie robią – odparłem, przygryzając dolną wargę.

Subtelny dotyk budził we mnie pożądanie. Ta dziewczyna miała w sobie coś magicznego, bo nigdy nie potrafiłem jej się oprzeć. Do tej pory nie rozumiałem, jakim cudem tak bardzo mnie opętała i uzależniła od siebie. Przed nią żadnej kobiecie nie udała się ta sztuka.

- Masz rację, lepiej zająć się czymś o wiele bardziej przyjemnym. – Końcówką języka oblizała wargi, a ja omal nie zawyłem z podniecenia.

Czasami czułem się przy niej jak nastolatek, który dopiero odkrywał tajniki seksu. Chciałem ją objąć i pocałować, ale wtedy Karen pchnęła mnie na materac i dosiadła niczym amazonka. Miała na sobie jedynie kusą koszulkę na cieniutkich ramiączkach, która w całości odsłaniała jej kształtne uda. To na nich obecnie skupiłem swoją uwagę.

Kobieta pochyliła się, aby mnie pocałować, a ja poddałem się jej z czystą rozkoszą. Nasze języki splatały się w radosnej walce, w której każde z nas pragnęło zostać zwycięzcą. Zmysłowe ruchy ciała dziewczyny sprawiały, że bardzo szybko stwardniałem. Członek zaczął uciskać jej podbrzusze, a kiedy nagle wsunęła dłoń między nasze ciała, aż westchnąłem przeciągle. Jej zwinne palce zacisnęły się na wzwodzie.

- Pragnę cię – wyszeptałem między pocałunkami.

Podniosła na mnie wzrok, uśmiechając się przy tym znacząco. Coś knuła.

Jesteś wszystkim, czego potrzebuję (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz