Rozdział III

143 15 15
                                    

Kushina nie mogła opuścić wioski. Wcześniej zakaz ten wydawał jej się logiczny, wszak byli w stanie wojny i lepiej było nie ryzykować. Swoją nierozwagą skazałaby na straszliwy koniec całą Konohę. I nawet ona ze swym wybuchowym temperamentem, nie podważała tej kwestii i grzecznie słuchała tego rozkazu. Ale w obliczu tych nowych faktów — Konoha stała się dla niej synonimem więzienia. Więzienia, z którego pragnęłabym uciec.

— Kochana, to byłoby skrajnie nieodpowiedzialne... Zaraz, by zaczęli was szukać — powiedział. — Mnie też się to nie podoba, ale nie możemy nic z tym zrobić.

Czerwonowłosa była wściekła. Nienawidziła bezradności. Miała w sobie dzięwięcioogoniastą bestię i mogłaby z łatwością zniszczyć całą tę wioskę. A jednak mimo mojej mocy muszę słuchać bandy idiotów! Zawsze możemy ich wszystkich zabić! - odezwał się Kurama. Kushinie plan ten bardzo się spodobał, ale Minato stanowczo tego odradzał.

Jakie to irytujące, dattebane!

Blondyn był wściekły widząc jej frustrację, ale nie mógł z tym nic zrobić. A to denerwowało go jeszcze bardziej. Bezradność. Ale próbował się pocieszać, że wcale nie jest tak najgorzej.

— I tak zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy — oznajmił.

— Tak sądzisz? — zapytała retorycznie.

Kilka godzin wcześniej...

W takich chwilach jak tamta Minato nienawidził bycia Hokage. Narady nie miały nic wspólnego z jego wizją Kage jako orędownika pokoju. Optymistyczna postawa Starszyzny zawsze zniechęcała go do działania. Do tego dochodziła jeszcze kwestia wszechwiedzącego Danzo, którego nie sposób było się pozbyć. Zawsze musiał wtykać nos we wszystkie sprawy Konohy.

Po każdym spotkaniu z Pojebaną Trójcą (jak nazywał ich tylko w myślach) miał ochotę osobiście zniszczyć Konohę. Gdyby nie Kushina, po tamtym spotkaniu, na pewno już dawno wysadziłby tę oazę chaosu. Gdyby tylko mógł — w ogóle nie wspominałby im o tym co stało się z Rin. Ale na jego nieszczęście, zaraz po ich powrocie do wioski, Danzo wziął dziewczynę na przesłuchanie. Od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Minato zastanawiał się, czy aby nie miał on gdzieś swoich szpiegów. Bo jak inaczej to wytłumaczyć?

Intuicja, powiedziałby Hiruzen, który zawsze wierzył w dobre intencje Danzo.

— Wioska była w poważnym niebezpieczeństwie, gdy mieliśmy tu tylko jednego jinchurikiego. Teraz mając dwóch, to tak jakbyśmy spali na tykającej bombie — powiedział Danzo przejętym tonem. — W dodatku, ta druga bestia została zapieczętowana przez ciebie, czcigodny Hokage, i absolutnie nie chcę umniejszać twoim umiejętnością, lecz dla dobra wioski, trzeba wziąć to pod uwagę, że nigdy wcześniej takowej techniki nie używałeś.

Minato zbierało na wymioty, fałsz wręcz wylewał się ze słów Danzo. Drażnili go ludzie tacy jak on.

— Tak, więc dla dobra Konohy dziewczynę trzeba zabić.

Blondyn przypuszczał, że taka propozycja może paść z ust tego człowieka. Minato znał się na ludziach i już po pierwszym spotkaniu był w stanie dostrzec, że Danzo należy do tych osób, które nie mają problemów z likwidacją ludzi, jeśli tylko może to pomóc w osiągnięciu celu. A tym, co różniło jego myślenie od planów Kushiny był fakt, że kobieta działała pod wpływem emocji i chciała to uczynić, by chronić najbliższych. Danzo natomiast myślał tylko o samym sobie.

Ale Namikaze nie zamierzał pozwolić, by i tym razem zastosować tę opcję. Wielu nazywało go naiwnym idealistą, ale on wierzył, że wszystkie problemy dałoby się rozwiązać bez użycia siły.

Lemoniada[Obito x Rin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz