That's just Dream

68 10 3
                                    

UWAGA: Rozdział różni się od kanonu w pewien sposób.

TW: Próba samobójcza

Przegrali. Nie mieli już nic. L'manburg został wysadzony po raz trzeci, lecz tym razem nie zostało po nim nic. Ani stary van, ani L'mantree, które było z nimi od samego początku. Boleśnie zaznaczało, że to już koniec. Wszystko co zrobili do tej pory wydawało się bez znaczenia. Każda wojna jaką stoczyli. Każda zdrada jaką musieli przełknąć. Każdy błąd jaki popełnili. Każda przyjaźń jaką zawarli. Teraz to wszystko nie miało już znaczenia.

Tommy siedział na starym chodniku, jeśli można go tak w ogóle nazwać. Trochę desek żałośnie zwisających nad urwiskiem. Nogi chłopaka majaczyły nad ogromnym kraterem Pamiętał jak był mały i radośnie machał nogami gdy siedział na dachu domu. Zazwyczaj chwilę później wybiegał jego ojciec i krzyczał na niego, że „Ma zejść bo dostanie karę na wychodzenie z kolegami na cały miesiąc". Oczywiście dzieciak nigdy nie chciał tego robić. Phil, na granicy wybuchu, wzlatywał na swoich skrzydłach i zabierał go siłą. Nigdy nie dawał mu jednak kary, wbrew groźbom, tylko prosił go aby tego więcej nie robił „bo stary ojciec na zawał zejdzie".

Uśmiechnął się na to wspomnienie. Wtedy wszystko było takie proste i miłe. Nie walczyli o życie, kraj i honor. Każda zła decyzja nie ważyła na życiu ich, przyjaciół czy poddanych. Największym problemem było tylko to jak Wilbur zabierał jego notes (który sekretnie był pamiętnikiem) i biegał po całym domu śmiejąc się do rozpuku, gdy młodszy krzyczał i próbował mu go zabrać. Tubbo starał się pomóc Tommy'emu, a Techno potajemnie podstawiał nogę każdemu i płakał ze śmiechu widząc jak raz po raz się potykają czy nawet przewracają Ojciec krzyczał na nich aby się uspokoili, jednak nikt go nie słuchał.

Tommy czuł się bardziej samotny niż wcześniej. Jego przyjaciele przecież go zaakceptowali. Znów był obok Tubbo. Mimo wszystko, nie było jak dawniej. Każda najmniejsza rzecz zdawała się być już bez znaczenia. Wszystko było bez sensu. Chłopak miał ochotę rzucić się w krater, który został po L'manbergu. Gdy już się wychylał poczuł jakby ktoś go szarpał za ramię i krzyczał jego imię. Pomyślał, że to ostatnia wola życia. Zignorował to. Ona była jednak coraz mocniejsza, bardziej prawdziwa, nie ona naprawdę był prawdziwa.


- Tommy obudź się. Tommy do cholery jest, już prawie jedenasta. Byliśmy umówieni na dziś przecież. Przysięgam zaraz cię obleje wodą z morza, a doskonale wiesz jaka ona jest lodowata.

Zerwał się ze swojej kanadyjki, chcąc wstać. Jednak zapomniał, że spał w śpiworze przez co zaplątał się w niego i upadł na ziemię. Leżał w dość ostrym szoku. Nad nim stał mężczyzna ubrany w ciężkie wojskowe buty, czarne bojówki i zieloną bluzę. Na twarzy miał maskę z krzywym uśmiechem. Śmiał się z niego. Przypomniał sobie już wszystko. Dalej był na wygnaniu. Sam. Bez przyjaciół, rodziny. Był z nim tylko Dream.

Gdy się już podniósł z ziemi, drugi dalej się z niego śmiał. Wręcz się skręcał. Tommy mógłby przysiąc, że płacze z tego pod maską.

- No bardzo kurwa śmieszne - mruknął pod nosem zirytowany. Jednak dalej odczuwał emocje ze snu. Uświadomiło mu to, jak bardzo tęskni za domem i wszystkimi.

Dream zauważył, że coś jest nie tak z chłopakiem.

Młody, spokojnie. Nie wiem co ci się śniło, ale jesteś tutaj i jestem tu ja. Przecież obiecałem, że będę cię chronił. Jesteś tu bezpieczny - powiedział po czym podszedł aby rozwiązać poły namiotu - Pamiętasz? Mamy dzisiaj super dzień - kontynuował rozplątując sznureczki - Pokaże ci to, czego się nauczyłem będąc w twoim wieku. Zbudujemy ognisko, ale nie jakieś lipne. Pewnie nie wiesz co to studnia i jak wygląda, ale to nic, wszystko ogarniemy - wyszedł, aby je przywiązać do dachu. - Ruszaj się szybciej, albo wrócę z wodą.

Tommy mimowolnie się uśmiechnął. Nigdy nie sądził, że jego największy wróg będzie bardziej go wspierał niż Tubbo, a tu proszę. Lubił spędzać z nim czas. Pierwszy raz poczuł, że może tu nie będzie wcale tak źle.

Wstał w o wiele lepszym humorze, szybko przebrał się w swoje standardowe ubrania i wybiegł na zewnątrz szukać Dreama.










Rodział dzięki cudownej Karolinie (nie mam pojecia co się dzieje z watt ale nie moge ani zadedykować ani oznaczyć)Również bez niej ta książka by nie powstała więc wyślijcie jej dużo miłości

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rodział dzięki cudownej Karolinie (nie mam pojecia co się dzieje z watt ale nie moge ani zadedykować ani oznaczyć)
Również bez niej ta książka by nie powstała więc wyślijcie jej dużo miłości

I jest kolejny shot. Mam nadzieję, że wam się podobał bo jestem z niego dumna. Co do kolejnych, nie mam pojęcia kiedy będą. Pierwsze dwa napisałam x czasu temu i je tylko poprawiłam, ten jest "świeży". W teorii mam zaczęte trzy i pomysły na kolejne. W praktyce może coś napiszę jeszcze w tym tygodniu ale nie obiecuję.

Miłego wieczoru!

Unfinished symphony // dream smp shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz