Rozdział 37

10.8K 493 15
                                    

Wpatruję się w okno i choć wiem, że powinnam się podnieść nie robię tego. Wciąż od nowa czuję swój ból. Wciąż od nowa przeżywam wszystkie te lata. W głowie sprawdzam czy ona mówiła prawdę. I jedyne co mogę stwierdzić to iż nie kłamała. To jak poukładane chronologiczne zdjęcia. Spotkanie Ele na pierwszych zajęciach, codzienne rozmowy, wyjawienie sekretów, zachorowanie ojca Kenana, Ele przy jego łóżku szpitalnym, niedługo później poronienie. Teraz kiedy znam prawdę rozumiem więcej niż kiedyś. Zawsze zastanawiałam się dlaczego moja przyjaciółka nie lubi mojego męża i wciąż namawia mnie do zostawienia go. Jaka ja byłam głupia, że nic nie zauważyłam. Wręcz byłam pewna iż nikt nie wie poza Kenanem o moich ciążach. 

O mój Boże albo ona regularnie mi podawała środki poronne albo musiała mnie śledzić. Nikt nie wiedział o ostatnich trzech razach. Czy to możliwe iż podawała mi często jakieś środki i nawet nie byłam tego świadoma. 

Jednak analizując wszystko doszłam do jeszcze czegoś. Max wiedział o wszystkim. Oskarżył Kenana o to iż coś mi podawał. Wiedział, że poronienia są spowodowane farmakologicznie. Ukrywał to przede mną. Teraz wszystko z tego dnia nabiera sensu. Zakaz jedzenia i picia czegokolwiek gdy byłam u matki. Dziwne pojawienie się Andersa u niej w domu. Jaka ja jestem głupia. Do mnie dociera wszystko z opóźnienie. Brunet ukrywał prawdę i mnie tym samym okłamywał. A co jeśli jeszcze coś ukrywa? Co jeśli za jakiś czas dowiem się, że całe moje życie to kłamstwo? Lecz najbardziej boję się iż jego miłość do mnie też jest kłamstwem. Może jest ze mną tylko dla dzieci. Potrzebował bym zajęła się Ashem a ja głupia się w nim zakochałam i wskoczyłam do łóżka. W dodatku zaszłam niespodziewanie w ciążę i teraz musi się zajmować mną z poczucia obowiązku bym urodziła jego dzieci. 

Może i mi skręcą kark z taką łatwością i upozorują samobójstwo albo może wypadek. Będą żyć dalej jakbym nigdy nie istniała. Jak ja bym chciała przestać myśleć. Staram się nie snuć tych wszystkich teorii lecz moja cholerna głowa nie chce przestać pracować. Wciąż od nowa powtarzam, że to moje wymysły lecz nie potrafię się na niczym innym skupić. 

-Kocham Cię Izi. - Brzmiał tak szczerze mówić to. Więc może ukrył prawdę by nie nie ranić. Może chciał bym o niczym się nie dowiedziała bym nie musiała tak jak teraz cierpieć. Może faktycznie zrobił to z troski a nie by mi zaszkodzić. 

Jak by nie było  jest wciąż przy mnie. Każdego dnia mówi jak bardzo mu na mnie zależy, jak bardzo kocha mnie i nasze dzieci. On pokazuje mi swoją miłość ciągle a ja śmiem w nią wątpić. Jeśli by tak nie było to nie tulił by mnie każdej nocy, nie ocierałby moich łez. Po prostu by go przy mnie nie było.  Mogę wątpić w wszystkich ale nie w niego. To on jest moją deską ratunku i powinnam się jej trzymać a nie odpychać. 

-No dobra dość tego! - za moich pleców dociera do mnie głos Felin. - Wiesz co, tak sobie myślę, że czas byś się podniosła i stawiła czoła światu. Miałaś siedem dni na użalanie się nad sobą lecz koniec z tym. Wiem co czujesz i nie pozwolę Ci się stoczyć tak jak sama to zrobiłam. Max cacka się z tobą lecz ja wiem, że potrzebujesz tylko solidnego kopa w dupę by się podnieść i pokazać, że rządzisz swoim życiem. - Kobieta staje przede mną i patrzy w moje oczy. - Wiesz kiedy ja dostałam kopa? Gdy powiedziałaś mi, że miałam szczęście iż poznałam swojego syna. Kurwa miałaś rację. Miałam to szczęście i teraz wiem o tym dzięki tobie. Więc nie mam zamiaru patrzeć jak ty odtrącasz swojego syna by użalać się nad przeszłością. Schowaj ból tam gdzie zawsze i rusz się bo stracisz nie tylko dziecko ale też i faceta, który kocha Cię nad życie. 

Patrzę na nią oniemiała. Nie mam co odpowiedzieć na jej słowa więc milczę jak zaklęta. Brunetka z gniewną miną wpatruje się we mnie i przysiada na łóżku. 

Zagubieni w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz