Erik siedział w loży czekając aż Christine pojawi się na scenie. Zatopił się w swych myślach od niechcenia obserwując pląsy młodych baletnic i starał się jakoś tolerować powtarzający się błąd nutowy w śpiewie mężczyzny. W końcu ostatnio przechodził silny ból gardła, a dla niewprawionych osób ten błąd był wręcz nie do wykrycia. Dla każdego, oprócz właśnie Erika, który zaciskał pięść przyciśniętą do ust za każdym razem, kiedy ta jedna skaza na sekundę wibrowała w gardle śpiewaka. O mało nie połamał zębów, gdy na scenie śpiewać zaczęła Carlotta, lecz nie mógł powstrzymać się od wrednego, uśmiechu satysfakcji widząc, że na twarzy ubraną miała maskę zakrywającą oczy.
Nagle muzyka zmieniła się. Światła stały się łagodne, zimne. Erik wyprostował się odrzucając spięcie spowodowane poprzednią częścią występu i przyjrzał się scenie. Wstał z miejsca chcąc widzieć dokładnie wszystko, lecz cofnął się w cień, by nikt nie ujrzał jego.
Christine wyszła powoli w srebrnej sukni, która rozszerzała się od linii talii. Na ramionach miała zarzuconą śnieżnobiałą pelerynę wyszywaną szkiełkami, która teraz lśniła niczym gwiazdy na niebie. Uniosła spojrzenie czekoladowych oczu.
- Śpiewaj aniele...- szepnął czekając, aż głos piękniejszy niż dźwięk najczystszego kryształu wydobędzie się z delikatnego gardła.
Christine otworzyła pełne usta, nabrała i...
Poczuł jak ktoś wpada na niego. Zaskoczony, ale i zaniepokojony obrócił się i ujrzał za sobą nie za wysoką blondynkę, która kiedy tylko obróciła przerażone oliwkowe oczy w jego stronę zamarła. W ostatniej chwili zasłonił dłonią odzianą w czarną rękawiczkę rozwarte usta dziewczyny, nim ta wrzasnęła, lecz ona osunęła się zemdlona. W ostatnich chwili złapał ją nim uderzyła głową w podłogę.
- Mało budująca reakcja na mój widok...- wymamrotał, lecz to spojrzenie...
Nie przestraszyła się tylko jego. Cała jej postawa mówiła, jakby przed czymś uciekała, tym bardziej, że zderzyli się plecami. Ostrożnie ułożył ją na fotelu i wyjrzał zza kotarę. Widząc dobrze mu znanego, pijanego pracownika domyślił się co mogło się wydarzyć. Zerknął za siebie. Do jego uszu doszedł piękny głos panny Daee, która zakończyła swój występ. Poczuł w sercu ogromny żal, jednak nie mógł spędzić tu więcej czasu. Ostatni raz zerknął na młodą, nieprzytomną kobietę nim zniknął.
* * *
Madeleine wezwana do dyrektorów czuła się jakby szła na skazanie. Pears był obok niej starając się jakoś pocieszyć dziewczynę.
- Przysięgam, nie mam pojęcia o co chodzi!- zawołała czując narastającą panikę.
Pears chciał coś powiedzieć, lecz niestety nic nie przychodziło mu do głowy, więc został przy mentalnym wsparciu.
Kiedy jednak ujrzał w otwartych drzwiach gabinetu nie tylko pana Richarda i Moncharmina, to o mdłości przysporzył go widok madame Carlotty, która nadal pozostając w masce weneckiej ciskała piorunami prosto w biedną Madeleine.
- Co się stało?- zapytał.
Madeleine pobladła przypominając sobie czernidło, które nie chciało zejść z dłoni. Tak naprawdę do tej pory miała mocne ślady na palcach, ale...przecież to nie była jej wina! Ona tylko podała to, o co była "poproszona"!
- Zapraszam panienkę!- zagrzmiał Moncharmin czerwony na twarzy.
Madeleine weszła do gabinetu, by zaraz za nią z trzaskiem zamknęły się drzwi.
Pears poczuł jak kawał wyimaginowanego lodu właśnie zjeżdża po przełyku do żołądka.
- To ona!- zawołała Carlotta łapiąc za dłoń wystraszonej Madeleine. Uniosła ją pokazując dowód zbrodni.
Obaj dyrektorzy przyjrzeli się dłoni dziewczyny.
- Czy ma pani coś na swoją obronę?- zapytał Richard.
Madeleine mając wrażenie, że zaraz się rozpłacze opuściła dłoń wypuszczoną ze szponów śpiewaczki.
- Ja...ja tylko podałam to, o co byłam poproszona.- szepnęła z trudem.
Obaj mężczyźni musieli wręcz nachylić się, by usłyszeć jej słowa.
- Niosłam dokumenty pani Daee, kiedy miałam przygotować farbę?- dodała płaczliwie.
- Nie wierzę jej!- zawołała Carlotta.- To spisek na moją osobę!
Obaj dyrektorzy spojrzeli na siebie, potem na obie kobiety.
- Czy ma pani świadków, by potwierdzili, że to nie pani przygotowała ten...specyfik?- zapytał Richard.
Madeleine poczuła się zapędzona w kozi róg. Z nikim nie spędzała czasu. Najpierw szukała dokumentów w bibliotece samiusieńka, a potem pognała do garderoby pani Christine, zostając po drodze złapana przez Carlottę. Nie miała żadnego alibi.
- Nie, ale...ale przysięgam, że to nie ja!- zawołała.
* * *
Madeleine wyszła z gabinetu zapłakana. Nie zatrzymała się nawet wtedy, kiedy Pears spróbował ją zapytać co się stało. Zerknął za siebie, a widząc podły uśmiech Carlotty poczuł, że stało się najgorsze. Nie czekając popędził za dziewczyną.
- Panienko!- zawołał, lecz usłyszał jedynie jak zamyka drzwi do swojego pokoju. Już chciał wejść po schodach, by spróbować porozmawiać, lecz poczuł jak ktoś łapie go za ramię.
- Pears.- głos Erika na chwilę go otrzeźwił z nieprzyjemnych myśli.
- Erik, co ty tu robisz o tej porze!- syknął.
- Masz. Przekaż to dyrektorom.- upiór wcisnął w dłonie mężczyzny kopertę.
Ten zdziwiony zerknął na pożółkły papier.
- Nie ma na to czasu!- rzucił tylko chcąc się wyrwać przyjacielowi z uścisku, lecz ten tylko mocniej ścieśnił dłoń na materiale.
- Jeśli chcesz jej pomóc radzę przekazać to obu panom. A, i nim odejdziesz przyjrzyj się minie naszej divy. Z chęcią poczytam o tym esej.
- Kpisz sobie ze mnie!?- zawołał, lecz Erik jak się pojawił w ciemnym zaułku tak zniknął.
Pears klnąc pod nosem skierował się do gabinetu.
* * *
Madeleine miała wrażenie, że zaraz rozpadnie się na tysiące kawałków. Skończyła pakować torbę. Łzy kapały na podłogę rozbijając się o zimny kamień.
- Błagam, niech to będzie tylko zły sen...- szepnęła do siebie siadając na łóżku. Schowała twarz w dłoniach szlochając cicho.
Wtem ktoś zapukał w drzwi. Nie chciała otwierać. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, lecz musiała wstać. Pewnie ktoś przyszedł, by ją stąd zabrać. Wstała ocierając czerwone od płaczu oczy, wzięła torbę i ruszyła do wyjścia. Wzięła głęboki oddech starając się uspokoić. Może i poniosły ją emocje podczas rozmowy, ale teraz wyjdzie stąd z uniesioną głową. Jednak kiedy otworzyła drzwi ujrzała przed sobą Pearsa z lekkim uśmiechem.
- Jesteś proszona ponownie do gabinetu.- obwieścił.
- Rozumiem.- odpowiedział o dziwo naprawdę spokojnym, opanowanym głosem, który nieco zaskoczył mężczyznę.
- Wezmę wypowiedzenie i nie będę więcej przeszkadzać.
- Myślę, że to nie będzie konieczne.- odpowiedział.- A torbę proponuję pozostawić w pokoju.
Madeleine nie wiedziała co odpowiedzieć. Choć niepewnie , to jednak odłożyła torbę z powrotem na posłanie i ruszyła za mężczyzną.
* * *
- Co się dzisiaj...nie...co TU się dzieje?- fukała do siebie siedząc w bibliotece. Miała wrażenie, że zaraz zwariuje. Dyrektorzy przeprosili za podejrzenia, Diva o mało nie rozniosła gabinetu i ponownie zagroziła odejściem, a Pears bardzo uważnie obserwował jej reakcję. Ona zaś również złożyła skargę za napastowanie od strony innego pracownika, co dyrektorzy przyjęli wręcz z kamiennymi minami.
- Głowa zaraz mi pęknie...- jęknęła cicho siadając przy biurku.
Zdjęła okrągłe okulary kładąc obok siebie na blacie i pomasowała się po skroniach. Powoli zaczęła przypominać sobie wczorajszy dzień, i to co ujrzała odwracając się za siebie w loży numer pięć. Mroczna postać ukryta w cieniu. W ciemności lekko lśniły głęboko osadzone oczy, miała wrażenie, że zlewa się z otoczeniem niczym...duch.
- Upiór opery...- szepnęła cicho.- On...naprawdę istnieje.
Myśli przerwało jej nagłe pukanie. Do biblioteki wszedł Moncharmin.
- Panienko Madeleine, za kilka dni odbędzie się bal pożegnalny. Będziesz pomagać przy przygotowaniach sali, oraz sprzątaniu.
- Dobrze panie dyrektorze.- kiwnęła głową nie zauważając, że łokciem strąciła okulary na dywan.
- Cieszę się. Pozwól ze mną, pokażę ci jakie obowiązki ci przypadną.- powiedział zabierając dziewczynę ze sobą.
" Nareszcie, ile można siedzieć w jednym miejscu?" pomyślał upiór wyłaniając się zza filara, za którym znajdowało się tajne przejście.
" Po przemyśleniu...chyba nie jestem odpowiednią osobą do takich osądów." dodał do siebie i parsknął śmiechem.
- No dobra. Gdzie ona...O! Jest.- wziął poszukiwaną księgę. Pozostało jedynie wpisanie wypożyczenia do księgi.
- A, tu jesteś.- mruknął zerkając na biurko i gdy był już blisko poczuł pod butem dziwny kształt i usłyszał pękające szkło.
- O-o...?- spojrzał w dół i skrzywił się boleśnie solidaryzując się uczuciowo ze zmiażdżonymi okularami.// Cóż też nie jest długi, ale rozdział siódmy będzie miał więcej niż dwie strony :D Obiecuję :)
CZYTASZ
Upiór w operze - historia nieznana
أدب الهواةTa historia zainspirowana została piękną, gotycką powieścią grozy napisaną w 1909 roku, a także musicalem pod tym samym tytułem "Upiór opery". Jest to niesamowita i wciągająca książka autorstwa Gastona Leroux. Polecam ją z całego serca każdemu...