Rozdział 33

814 57 15
                                    

Domenico

Wyjeżdżam z posiadłości Andreanich i nie wierzę, że mnie odtrąciła, wiem że mnie kocha dokładnie tak samo jak ja ją. Co będzie dalej? Będziemy żyć setki kilometrów od siebie tęskniąc i marząc o sobie nawzajem? Jak mam żyć z Evą po tym wszystkim, dziecko wiadomo urodzi się i będę się starał być najlepszym ojcem na świecie bo ono niczemu nie jest winne ale jak mam poślubić kobietę, do której tak naprawdę już nic oprócz przywiązania nie czuję? To absurd ale mam to na własne życzenie. Zbyt długo udawałem, że nic mnie z Felicity nie łączy, błąd, nasze pierwsze spojrzenie na siebie już było niezwykłe, wtedy wszystko się zaczęło a potem spieprzyłem każdą szansę jaką dał mi los. Nigdy bym nie pomyślał, że jestem takim tchórzem, już dawno powinienem powiedzieć Evie, że to koniec a ja łudzę się, że zatrzymam obie i jakoś to będzie, gówno będzie! Jednak nie umiem zmusić Felicji do bycia ze mną, zostanie mi tylko patrzeć na nią jak układa sobie życie beze mnie, bo prędzej czy później pozna kogoś kto będzie umiał dla niej zrezygnować ze wszystkiego, ja nie umiałem i ponoszę teraz tego konsekwencje. Miałem ją tak blisko siebie, sądziłem że łączy nas tylko łóżko, pomyliłem się. Boli mnie każda jej łza, każda sekunda bez niej mnie zabija a teraz straciłem ją bezpowrotnie.
Podjeżdżam pod dom ale nie wysiadam z auta, sam nie wiem co robić, wrócić do Evy i żyć z nią jakby nigdy nic? Wyciągam z kieszeni wibrujący telefon z nadzieją, że to moje Maleństwo, niestety numer nieznany. Odbieram i po chwili rozmowy opieram głowę o zagłówek, słucham faceta po drugiej stronie i nawet nie oddycham.
Kiedy wchodzę do domu już w progu czuję zapach kawy, cicho przechodzę do salonu i patrzę na siedzącego nad laptopem Antonia, muszę przeżyć tę akcję, jak zginę to on przegra wszystko co do tej pory udało nam się uzyskać. Jeszcze muszę wszystko wytłumaczyć Evie, ślubu nie zdążymy już wziąć więc dla zabezpieczenia jej i dziecka muszę sprowadzić notariusza, nie pozwolę żeby zostali z niczym gdybym nie wrócił z Hiszpanii.
-Ej! Mówię coś do ciebie!- słyszę głos brata i mrugam szybko oczami odganiając od siebie czarne myśli.
-Scusi, co tam?- siadam naprzeciwko niego ale prawdę mówiąc to nie słucham co do mnie mówi, dziś wszystko mało mnie obchodzi.
Straciłem swoją miłość za to muszę związać się bez miłości, jadę na wojnę, z której nie wiadomo czy wrócę a jak wrócę to nie do tej, której pragnę.
-Brat posłuchaj- przerywam mu i zaskoczony podnosi na mnie wzrok znad dokumentów- w przyszłym miesiącu wyjeżdżam, jednak zanim wyjadę… przepiszę na ciebie część majątku, firmy, kapitał, ziemię, lokaty itd.
-Co jest?- chłopak marszczy brwi i odkłada wszystko na stolik.
-Lecę do Hiszpanii, ludzie Ivana już zorganizowali wszystko żeby dostać Martineza.
-Czemu nie mówiłeś?
-Po co? Mało masz problemów?- zaczynam warczeć ale szybko odpuszczam- zostajesz i zarządzasz. Jeśli wrócę będziemy myśleć co dalej, jeśli nie to zostajesz na majątku i błagam zrób z niego jakiś dobry użytek.
-Domenico, ja…
-Cicho- przerywam mu i pocieram dłońmi twarz- wiem, że nie masz problemów z łamaniem danego słowa ale błagam obiecaj mi, że nie zaczniesz grać.
-Przysięgam, ale wrócisz nie gadajmy teraz o tym. Posłuchaj…
-No mów.
-Co z Evą?
-To jest pytanie. Dostanie razem z dzieckiem wille w Lido di Jesolo i… kurwa sam nie wiem co. Na pewno jakąś dochodową firmę żeby miała z czego spokojnie żyć, upoważnię ją do kilku kont, dziecku też coś muszę zapisać żeby miało zabezpieczenie na przyszłość. Kurwa nigdy nie myślałem, że w wieku trzydziestu prawie trzech lat będę spisywał testament.
-Może po prostu tego nie rób, nie kuś losu.
-Brat, szanse że wrócę są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, nie mogę zostawić swojej kobiety z dzieckiem bez grosza! Jeśli zginę to ona musi mieć zabezpieczenie.
Szmer za plecami odrywa mnie od rozmowy, odwracam wzrok i widzę stojącą na schodach Evę, jest blada a jej wargi drżą.
-Coś ty powiedział?- szepcze do mnie tak cicho, że ledwo ją rozumiem.
-Kochanie uspokój się, wytłumaczę ci.
-Coś ty powiedział?- zaczyna na mnie krzyczeć a ja nie wiem co mam powiedzieć- kiedy chciałeś mnie poinformować co?
-Kochanie to nie tak, nie wiesz o mnie wszystkiego a to nie są łatwe rzeczy.
-Uważasz mnie za idiotkę, która niczego nie zrozumie ale do ruchania się nadaje?
-Nie mów tak, po prostu nigdy nie mówiłem ci o swoich interesach ale nie wiedziałem, że dojdzie do takich rzeczy… Boże jak ja mam ci to wytłumaczyć?
Ciągnę ją za rękę i sadzam na kanapie, dziewczyna patrzy z wyrzutem raz na mnie raz na Antonia.
-Może ja was zostawię co?- brat podnosi się z kanapy a ja kiwam ręka żeby usiadł.
Kucam przy nogach Evy i zanim się odezwę spoglądam na jej brzuch, który ostatnio delikatnie się zaokrąglił, biorę głęboki wdech i łapię jej drżące dłonie.
-Kochanie poza tymi interesami, o których wiesz mam sporo innych znacznie mniej legalnych… dobra w ogóle nielegalnych. To one są podstawą moich dochodów.
-Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?- słyszę jak łamie jej się głos i szczerze mi jej teraz szkoda- nigdy prawda?
-Pewnie przed ślubem bym musiał. A teraz przepiszę na ciebie część majątku. Wiem, że to niewiele ale…
-Myślałeś, że jestem z tobą dla pieniędzy?- krzyczy starając się podnieść z kanapy ale jej nie pozwalam.
-Nie mów tak. Stać mnie na to żeby zapewnić wam godne życie- kładę dłoń na jej brzuchu i trochę się przy tym rozczulam, bądź co bądź to moje dziecko.
-Kiedy chcesz jechać?- prawie płacze a mnie pęka serce chyba nie jest mi tak obojętna jak mi się wydawało.
-Za trzy tygodnie- mruczę i całuję jej dłoń.
-Weź mnie ze sobą- patrzy na mnie błagająco a ja chyba się przesłyszałem.
-Wykluczone!- warczę i wstaję z kolan.
-Domenico błagam.
-Zwariowałaś dziewczyno? To nie wycieczka z atrakcjami tylko jebana wojna!
-Nie muszę być z tobą bez przerwy, będę czekała w hotelu.
-Nie no ty żartujesz- zaczynam się z nerwów śmiać i patrzę na łzy w jej oczach- serio nie rozumiesz co ja powiedziałem? To nie będą rozmowy pokojowe, myślisz że jakby to było bezpieczne to ściągałbym pół Rosji na pomoc i ładowałbym się w te gówniane interesy z Andreanką?- na samo wspomnienie ostatnich słów Felicity czuję ciepło w żołądku- Tam będzie broń i trupy! A ty chcesz w to wszystko pojechać? Myślisz, że jak się ktoś dowie, że ze mną jesteś to nie zgarną cię jako przynętę? W hotelu też nie będziesz bezpieczna bo wszystkie hotele na wyspie są ich!
-Pojadę z tobą czy chcesz czy nie!
-Nie pojedziesz, nie będziesz narażać życia swojego i dziecka!
Patrzę jak nerwowo wstaje z kanapy i podchodzi do mnie siadając mi okrakiem na biodrach i łapiąc w dłonie moją twarz. -Kocham cie Domenico, nikogo nigdy tak nie kochałam jak ciebie. Nie przeżyję bez ciebie ani jednego dnia, potrzebujemy ciebie i twojej obecności a nie pieniędzy. Nie poradzę sobie bez ciebie- szepcze tak blisko mojej twarzy, że aż czuję jak drży jej oddech- wiem, że między nami nie było ostatnio najlepiej ale jeszcze przed nami życie, wyjedziemy z tego okropnego, zimnego kraju i zaczniemy nowe życie, bez nielegalnych interesów, bez wrogów, tylko ty, ja i nasze dzieci. Chciałabym mieć dużo dzieci- łzy płyną jej po policzkach a ja co?
Spoglądam znacząco na Antonia, który od razu wie o co mi chodzi i wstaje z kanapy. Kiedy tylko zostajemy sami wsuwam dłonie w jej luźne kasztanowe włosy i delikatnie całuję drążące ze strachu usta. Wciąż tak samo smakuje jak podczas naszego pierwszego pocałunku ponad trzy lata temu. Wsuwam dłonie pod jej cienką koszulkę i delikatnie pieszczę miękki brzuch, mam słabość akurat do tej części jej ciała odkąd jest w ciąży, mógłbym się od niego nie odrywać i już nie mogę się doczekać pierwszych kopniaków. Długo nie wypuszczam jej z ramion dając jej choć odrobinę normalności i czułości, na którą zasługuje choćby ze względu na swój stan. Tylko co dalej? Nie chcę ryzykować ich życiem…

Nie dla siebie [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz