- Otwórzcie podręczniki na stronie sto pięćdziesiątej ósmej - rozkazał profesor Snape.
Ron z niechęcią otworzył księgę i z wyraźnym ociąganiem przeglądał ją kartka po kartce. Czując na sobie zimne spojrzenie czarnych oczu natychmiast znalazł się na odpowiedniej stronie.
Rudowłosy nie zamierzał słuchać nudnego wykładu profesora niczym Hermiona, ani też nie poszedł w ślad za Harrym, który chociaż udawał, że jest zainteresowany lekcją. Najmłodszy syn Weasleyów po prostu przyjął głupawy wyraz twarzy i oparł głowę na ręce. Mętnym wzrokiem przejechał po Ślizgonach. Przeklinał w myślach Hermionę i jej durnowaty pomysł o zakończeniu wojny między Gryffindorem a Slytherinem. To, iż ona i Greengrass całkiem nieźle się ze sobą dogadują nie oznacza, że on i Harry od razu też muszą znaleźć sobie przyjaciół w znienawidzonym domu. Bratać się z Wężami? Nigdy w życiu!, poprzysiągł sobie Ron, z obrzydzeniem obserwując Malfoya. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Draco uniósł brwi. Ronald zdusił w sobie chęć natychmiastowego zrzucenia się z Wieży Astronomicznej, gdy pomyślał, że Ślizgon wygląda dziś wyjątkowo niewinnie. Jest w Slytherinie, a do tego nazywa się Draco Malfoy. On nigdy nie wygląda niewinnie.
- Weasley.
Ron przełknął ślinę i zwrócił głowę ku górze. Nad nim, z niezadowoloną miną, stał profesor Snape.
- Tak? - wyjąkał cicho rudzielec, szykując się mentalnie na odjęcie wielu punktów i nieprzyjemny szlaban z Filchem.
- Minus pięć punktów dla Gryffindoru za niesłuchanie na lekcji i minus dziesięć za molestowanie kolegi - wyrecytował Mistrz Eliksirów, uśmiechając się wrednie.
- Molestowanie? - powtórzył z niezrozumieniem Ron.
- Dokładnie, Weasley. Molestowałeś wzrokiem pana Malfoya - syknął zirytowany Nietoperz.
- Ja tylko na niego patrzyłem! - krzyknął, a jego policzki spłonęły rumieńcem. - On też się na mnie patrzył.
- Ale nie w ten obrzydliwy sposób. Minus dwadzieścia punktów za krzyczenie na nauczyciela i minus pięć za bezpodstawne oskarżanie kolegi - dodał nauczyciel.
Ronald spuścił głowę. Harry poklepał go delikatnie po ramieniu.
*
- Wygrałem! - wykrzyknął Ron, kiedy jego królowa sprzątnęła z szachownicy króla Harry'ego.
- Gratulacje - mruknął przegrany i skrzywił się, ponieważ jego wzrok napotkał małą, żółtozieloną fasolkę.
- Rzygowinki. Mniam! - zarechotał rudzielec, również patrząc na słodycz.
- Lub limonka - dodał Harry, modląc się w duchu, by był to właśnie ten smak.
- Cześć, chłopcy!
Przy ich stoliku niespodziewanie pojawiła się Hermiona. Włosy miała rozwiane, a na ustach gościł szeroki uśmiech, ukazujący wielkie przednie zęby.
Chłopacy wzdrygnęli się, zdziwieni i przerażeni nagłym pojawieniem się przyjaciółki w Pokoju Wspólnym. W czasie, kiedy ona znajdowała się w bibliotece, oni mieli napisać wypracowania na astronomię, czego oczywiście nie zrobili.
- Gracie w szachy? Jak to?! Przecież mieliście zrobić zadanie z astronomii! - oburzyła się Granger.
Ron zamknął oczy i opadł na oparcie fotela, w którym siedział. Zaczął się zastanawiać, czy mają jakieś szanse na przetrwanie. Po przypomnieniu sobie, że dzisiaj dziewczyna zdobyła tylko jeden punkt na zajęciach (To niedorzeczne! Przecież udzieliłam co najmniej dziesięć poprawnych odpowiedzi!), podczas obiadu została zmuszona siedzieć obok McLaggena, który niezbyt jej się podobał, a po wyjściu z lochów usłyszała skrawek rozmowy Blaise'a Zabiniego i Pansy Parkinson o tym, jak karzą się ich skrzaty domowe uznał, że są straceni. Tym razem Hermiona na pewno nie wytrzyma i strzeli ich Avadą lub zatłucze wielkim tomiszczem, aktualnie trzymanym przez brunetkę. Ronald już zaczął układać plan wydarzeń pogrzebu jego i Harry'ego, kiedy ten się odezwał:
CZYTASZ
Bratać się z Wężami
FanfictionPrzeklinał w myślach Hemionę i jej durnowaty pomysł o zakończeniu wojny między Gryffindorem a Slytherinem.