Rozdział 16

1.7K 152 79
                                    

Niespodzianka!


Ulga, której doświadczyłem, kiedy otworzyła oczy, była niczym balsam na moje serce.

- Karen! – wyszeptałem, dziękując Bogu, że się ocknęła. – Jak się czujesz? – spytałem ostrożnie, głaszcząc opuszkami palców jej policzek.

- Mike? Dlaczego leżę na podłodze? – Zmrużyła oczy, próbując zasłonić je przed rażącym światłem.

Czułem, jak serce drugi raz podjechało mi do gardła. Niczego nie pamiętała.

- Zemdlałaś. Tak bardzo mnie wystraszyłaś. – Starałem się uspokoić; przecież musiałem zabrać ją do szpitala. – Jak tylko chwilę odpoczniesz, pojedziemy do lekarza.

- Chcę do Nowego Jorku... – przypomniała sobie, ale nie pozwoliłem jej dokończyć.

- Do lekarza. Zabieram cię do lekarza, Karen. To nie podlega żadnej dyskusji. Jeśli wszystko będzie dobrze, polecimy jutro z samego rana – poinformowałem.

- Mike, po prostu słabo się poczułam... Przecież nic się nie stało – zaczęła protestować, lecz tym razem nie miałem zamiaru jej ulec.

Ogarnęły mnie potężne wyrzuty sumienia, że nie naciskałem na wizytę już podczas pobytu na Grenadzie. Coś ewidentnie było nie tak, przecież ludzie nie mdleli z byle powodu. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie poznał prawdy o stanie zdrowia mojej narzeczonej. Mogła dowoli się buntować; tak czy siak, zamierzałem zawieźć ją do doktora. I musiałem dopilnować, aby zwolniła tempo w pracy.

- Jeśli lekarz powie mi to samo, zabiorę cię do Nowego Jorku nawet na tydzień. Dasz radę wstać, czy wciąż odczuwasz zawroty? – Obserwowałem ją, żebym na wszelki wypadek zdążył zareagować.

- Już mi lepiej – wydukała, więc pomogłem stanąć jej na nogi, ale nie puściłem, przytrzymując ją w talii. – Mike, wszystko w porządku.

- W takim razie jedziemy do szpitala. – Pozostałem nieugięty mimo niezbyt zachwyconej miny kobiety.

Pomogłem wzuć jej buty. Gdy sięgnęła po kurtkę, sam ją jej założyłem. Może i byłem odrobinę nadopiekuńczy, lecz widok Karen na tej przeklętej podłodze niemal pozbawił mnie tchu. Nie darowałbym sobie, gdyby coś się jej stało. Karen najwyraźniej nie chciała mnie więcej denerwować, bo już się nie przeciwstawiała.

Ledwo wsiedliśmy do samochodu, a ja zacząłem wydzwaniać do znajomego lekarza, który pracował w jednym z najlepszych szpitali w Chicago. Drew odebrał po kilku sygnałach. Ku naszemu szczęściu, właśnie odbywał dyżur i zgodził się nas przyjąć. Kątem oka zerkałem na Karen, która milczała jak zaklęta.

- Jak się czujesz? – zapytałem, ledwo skończyłem rozmowę z Drew.

- Dobrze, naprawdę – odpowiedziała spokojnie. – Niepotrzebnie tam jedziemy. – Próbowała się uśmiechnąć, ale jakby zabrakło jej sił i wyszedł tylko kiepski grymas. Do tego była blada, więc niepokój powrócił ze zdwojoną mocą.

- Czy gdyby mnie coś dolegało, odpuściłabyś? – Zacisnąłem palce na kierownicy, aż pobielały mi kostki.

- Nie – westchnęła z rezygnacją. Chyba zrozumiała, że szkoda było czasu i energii na dalsze przekonywanie mnie, abym zrezygnował z wizyty i pojechał na lotnisko zgodnie z planem.

Milczeliśmy do momentu, aż dotarliśmy pod szpital. Ekspresowo wyskoczyłem z samochodu i obszedłem go, aby pomóc Karen przy wysiadaniu. Na izbie przyjęć zapytałem o doktora Drew Stanforda i poprosiłem o powiadomienie go, że przyjechaliśmy. Jednocześnie cały czas czujnie przyglądałem się dziewczynie, która wreszcie zaczęła odzyskiwać normalny kolor skóry na twarzy.

Jesteś wszystkim, czego potrzebuję (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz