Rozdział 17

1.9K 152 65
                                    

Co za kurewsko okropne uczucie!

- Przykro mi. Doskonale rozumiem, co czujesz. – Drew starał się mnie pocieszyć. – Trzeba czekać, aż pojawi się dawca i będzie można wykonać przeszczep, na który Karen wyrazi zgodę – poinformował. – Bądźcie dobrej myśli. Twoja narzeczona jest młodą i silną kobietą.

- Muszę coś zrobić – wycedziłem przez zęby, walcząc z emocjami, które chciały przejąć kontrolę nade mną.

- Trwaj przy niej. Ona potrzebuje wsparcia najbliższych osób. Nie masz pojęcia, jakie to w tym wszystkim jest ważne. Jeśli będę miał dla was dobre wieści, natychmiast je przekażę.

Nie odpowiedziałem. Wstałem i podszedłem do drzwi. Pożegnałem się skinieniem głowy i opuściłem gabinet. Miałem wrażenie, jakbym nagle został wsadzony w jakiś koszmar, z którego lada moment się obudzę. Karen, która jeszcze wczoraj wydawała się zdrowa jak ryba, dzisiaj znalazła się na granicy śmierci? Dlaczego? To nie mogła być prawda i nieustannie się modliłem, aby ta cała sytuacja okazała się okrutnym żartem.

Tuż przed salą ukochanej zatrzymałem się, biorąc głęboki wdech. Ona nie zasługiwała na taki los. Była pełną życia kobietą, która miała jeszcze tyle do zrobienia. Gdybym tylko nie zignorował tamtego przeczucia... Zagryzłem wargę niemal do krwi, czując delikatny ból. Jednak ten ból był niczym w porównaniu do tego, który musiała czuć leżąca w pokoju Karen. Zajrzałem przez szybę w drzwiach. Tom mówił coś do niej, a ta kiwała głową. Przymknąłem powieki, czując gromadzące się pod nim łzy.

Wtedy Tom spojrzał w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Karen, widząc, gdzie patrzy jej ojciec, zerknęła w tym samym kierunku. Nacisnąłem więc klamkę i wszedłem do środka.

- Tato. Czy możesz zostawić nas samych?

- Oczywiście. Pójdę po kawę. Przyda się mnie i Mike'owi.

- Dziękuję – odpowiedziała cicho.

Ledwo zostaliśmy sami, a poklepała dłonią miejsce na łóżku. Zająłem je i na powrót przytuliłem ją do siebie. Nie mogłem jej stracić, nie teraz, kiedy zrozumiałem, kim dla mnie była.

- Jak się trzymasz? – Jej dłoń splotła się z moją, jakby to ona próbowała dodać mi sił.

Niemal parsknąłem śmiechem, bo to było do niej takie podobne. Gdy działo się coś złego, Karen wszystkich pocieszała.

- Nie uważasz, że to ja powinienem zadać to pytanie? – Z trudem przywołałem na twarz uśmiech, ale musiałem zrobić to dla narzeczonej.

Potrzebowała nadziei, nie mogłem jej teraz zawieść. Na załamywanie rąk przyjdzie czas, kiedy nikt nie będzie patrzył.

- Nie chcę, żebyś się obwiniał, Mike – westchnęła, wtulając się w moją szeroką pierś. – Tylko mi tu nie kłam. Dobrze cię znam i wiem, o czym pomyślałeś, gdy lekarz powiedział, w jaki sposób objawia się niemy zawał. To nie była twoja wina.

- Posłuchaj mnie. – Uniosłem jej podbródek, aby na mnie spojrzała. – Nie dam ci odejść, rozumiesz? Nie stanie się nic złego, obiecuję. Choćbym miał zaprzedać duszę diabłu, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś dostała nowe serce. Przejdziesz ten przeszczep, rekonwalescencję i wrócisz do domu. Chyba nie chcesz zostawiać Neo na dłużej pod moja opieką? – zadrwiłem, chociaż kosztowało mnie to sporo wysiłku.

- Nie dałabym rady bez ciebie – wyszeptała. – Przytul mnie.

- Wszystko dla ciebie, księżniczko. – Oparłem się o poduszkę, otaczając Karen opieką.

Jesteś wszystkim, czego potrzebuję (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz