1

125 10 3
                                    


Osiem miesięcy.

Nie widziałam go osiem miesięcy.

Zbyt dużo jak na fakt, że noszę w sobie jego dziecko.

Dziecko, do którego nadal się nie przyznał.

Dzwoniłam na jego prywatny numer z setki razy,  prosiłam brata aby się z nim skontaktował, kilka razy byłam w jego klubie, do którego cudem mnie wypuścili, i kilka razy próbowałam złapać go w jego firmie. Na nic. To tak jakby na zawsze wymazał mnie ze swojego życia i nie przyjmował żadnych wiadomości z moim imieniem.

Niestety, coraz trudniej było mi ukrywać ojca dziecka. Naciskano na mnie z każdej strony chociaż ja mówiłam, że nie mogę powiedzieć. Grożono mi już chyba wszystkim. Najważniejszy dla mnie był mój syn, który najwidoczniej będzie miał tylko matkę.

Teraz siedzę ubrana jak na kobietę w moim stanie przystało. Ciąża niestety nie jest dla mnie zbyt łaskawa. Cały czas snuje się zmęczona po domu wyładowując swoją flustracje na kimś ze służby, po czym zbyt wylewnie muszę ich przepraszać. Nigdy też nie spodziewałam się, że brzuszek może być aż tak wielki, a do tego moje kostki strasznie puchną. I chyba najgorsza jest świadomość życia w pojedynkę. Własny ojciec jest na pograniczu oficjalnego wyrzeknięcia się mnie i odcięcia od pieniędzy, całe szczęście mój brat trzyma go w ryzach.

Na przeciwko mnie stoi ojciec, jak zwykle niezbyt zadowolony. Obok niego mój brat, Vincento i wuj Luciano z swoim synem. Czekaliśmy na gości, którzy zostali zaproszeni w sprawie jakiś tajnych interesów.

-Proszę tędy, są panowie oczekiwani w salonie.- usłyszeliśmy głos szefa ochrony, który prowadził za sobą kilku mężczyzn.

Wszyscy faceci z mojej rodziny przywitali się z Pietro Gambino i jego synami.

Właśnie wtedy go zobaczyłam. Pierwszy raz od tej felernej nocy. Jednak on zdawał się mnie nie zauważać, koncentrował swój wzrok tylko na moim brzuchu. Na moim dziecku. Moim i tylko moim.

-Valentino, jak zwykłe wyglądasz pięknie.- zwróciła się do mnie głowa rodziny zaraz po tym jak dosyć przesadnie pocałował mnie w czoło.

-Dziękuję, Pietro. Przepraszam, że porządnie się nie ubrałam ale rozumiesz, męskie dresy są teraz najwygodniejsze na świecie.

-Moja żona przechodziła to przy wszystkich synach. To i straszne kopniaki.- głośno się zaśmiał.

-Oj tak, Marcello chyba zostanie piłkarzem. Zazwyczaj nie umie wysiedzieć dziesięć minut w jednym miejscu.

-To będzie chłopiec?- zapytał młodszy brat głupiego Salvatore.

Przytaknęłam mu i w zasadzie cała rozmowa się skończyła. Chociaż nie. Rozmowa skończyła się dla mnie. Mężczyźni musieli zająć się interesami. Od brata dostałam niemy sygnał, że czas wyjść. Nie chciałam nawet protestować. Gdybym tylko mogła to nigdy już nie chciałabym przebywać z tym sukinsynem w jednym pomieszczeniu. Potrzebowałam go jak nikogo innego przez cały ten czas, pomimo tego, że tak perfidnie mnie wykorzystał.

Jego brązowe oczy obserwowały mnie przez całą drogę do kuchni. Widziałam to w ogromnym lustrze na ścianie. Miał tego świadomość, perfidny dupek. Jednakże to najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Czekolada, moja ulubiona mleczna czekolada, z tym mi się właśnie kojarzyły. Dlatego pomimo wszelkich ciążowych zachcianek, nie zjadłam od naszego ostatniego spotkania tej słodkości. Znaczy jadłam inne smaki, ale nie mleczną mojej ulubionej firmy.

Kurde, zrobiłam się zła i głodna.

A to bardzo, bardzo źle.

W głowie miałam wiele scenariuszy jego bolesnej śmierci. I o wszystkich myślałam smarując grzanki masłem orzechowym. Jedzenie to najlepsza pora na wszystko. Również na telefon do płatnego zabójcy.

-Valentina.- mruknął rok młodszy brat Salvatore, siadając na przeciwko mnie.

-Cześć, Adriano. Co cię do mnie sprowadza?

-Nudzą mnie ich interesy. Ty wydajesz się ciekawsza.

-Na pewno jestem ciekawsza. Chcesz grzanke? Czy twardziele tego nie jedzą?-prychnęłam patrząc na jego wątłe mięśnie.

-Skusiłbym się gdybym nie był po obiedzie. Poza tym nie chce obiadać ci dziecka.

-Mógłby ci nie wybaczyć.- zaśmialiśmy się oboje.

-Wiesz, że rozmawiają tam o tobie?

-Sam mówiłeś, że jestem ciekawa.- wzruszyła ramionami wgryzając się w tosta.- Zresztą, jestem sensacją już od bardzo dawna.

-No jasne, można przywyknąć.- rzucił sarkastycznie.

-Właśnie. Założę się, że coś o tym wiesz.

-Sugerujesz, że oboje jesteśmy czarną owcą rodziny?

-Tak.

-To dobrze bo wszyscy nas tak postrzegają.

-O kimś muszą mówić. Mój brat zazwyczaj nie wyjmuje kija z tyłka więc o nim tyle nie gadają.

-Salvatore też ciągle chodzi sztywny. Znaczy... ee wiesz... że z kijem w tyłku.

-Ale ty masz jeszcze dwóch młodszych braci.- wytknęłam mu starając się zignorować komentarz o Salu.

Śmialiśmy się jeszcze z dobre dwadzieścia minut, przypominając sobie wszystkie śmieszne zdarzenia z życia naszego rodzeństwa. Chociaż Adriano w dziwny sposób zawsze pomijał w anegdotkach Salvatora. Miałam nadzieję, że nie robił tego celowo, bo to znaczyłoby, że wszystko już wie. Albo się domyśla.

Niestety wszystko przerwał Vincento. Zawołał nas do reszty, cały czas był nienaturalnie wyprostowany i patrzył na mnie smutnym wzrokiem. A gdy do niego podeszłam objął mnie ramieniem, które zabrał dopiero przy kanapie, i ucałował mój policzek. Zawsze tak robił w moje gorsze dni. 

Niestety to zwiastowało coś bardzo złego.

Jednak nie spodziewałam się tego.

Nie z ust Pietro Gambino.

Każdy mógł to powiedzieć ale nie on.

Wszystko się posypało.

Dosłownie cały mój świat.

-Nadszedł czas żebyśmy porozmawiali o naszym wnuku, prawda Antonio?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 09, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

New Family || MafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz