V

292 17 1
                                    

Pov. Shinya

Wracałem spokojnie do domu po wizycie u Gurena. Zadowolony zajrzałem do cukierni po coś słodkiego. Kupiwszy podreptałem do siebie do mieszkanka.

W środku walnąłem się na łóżko odpoczywając. Nie zamknąłem drzwi, bo mi sie nie chciało. Szukałem komórki, ale chyba zostawiłem ją u czarnowłosego.

Zjadłem kupiony wypiek i przymknąłem oczy. Nawet nie zauważyłem, gdy ktoś wszedł do pokoju. Byłem tyłem do wejścia do mojej sypialni.

Przetarłem oczy i wstałem myśląc, że to może Shinoa lub Guren mi przyniósł telefon. Odwróciłem się z uśmeichem z zamiarem przywitania.

Ujrzawszy osobe stojącą przedemną od razu zbladłem. Cofnąłem się pod samą ścianę od razu. Nie była to Shinoa, nie był to Guren. Nie był to nikt, u którego boku czułem się bezpieczny.

Przedemną we własnej osobie stał nie kto inny jak Kureto Hiiragi.

-O-Ohayo. Coś się stało, że P-pan do m-mnie przyszedł?-Zacząłem się jąkać widząc go w moim pokoju. To była bardzo niekorzystna sytuacja. Byliśmy zamknięci, w tym ja na przegranej pozycji.

-Tak. Byłem wczoraj tutaj, ale Cię nie było. Gdzie byłeś?-Spytał zimno.

-Byłem u moich przyjaciół-Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Wstałem, ale on od razu powalił mnie spowrotem na pościel.

Dopiero teraz zauważyłem, że był w lekko rozpiętej koszuli, bez munduru. Nie podobało mi sie to.

-Pozwoliłem Ci wstać?-Warknął i dał mi z liścia. W moich oczach zebrały się łzy.

-P-przestań...to boli!-Krzyknąłem. Nie mogłem dać tak sobą pomiatać.

Znowu mnie uderzył tym razem mocniej. Próbowałem go odepchnąć, ale skończyło sie to bólem w okolicy brzucha. Jęknąłem z bólu kuląc się.

Złapał mnie za nadgarstki i przygniótł do pościeli. Wystraszylem się. Dotarło do mnie, że dzisiaj może chcieć czegoś innego niż zbicia mnie do nieprzytomności.

Próbowałem się wyrwać, ale złapał mnie i związał ręce jakimś sznurem. Miałem łzy w oczach czując jak zrywa ze mnie ubrania zostawiając samą bieliznę.

Wyjął pas z spodni i przekręcił mnie tak, bym leżał na brzuchu. Chciałem krzyczeć, ale głos uwiązł mi w gardle. Poza tym kto by mnie usłyszał? Nikt komu na mnie zależy...nie ma tu nikogo takiego.

Zagrzyłem wargę, ale z moich ust i tak wydobył sie krzyk, gdy pas gwałtownie uderzył w moje plecy. Mam bladą skórę i każdy ślad zostaje na dłużej.

Czułem jak coraz więcej ran przybywa na moim ciele. Po moich policzkach ciekły łzy, gdy czułem pieczenie i uczucie rozcinania skóry. Krzyczałem i błagałem, by przestał, lecz na nic.

Gdy skończył z tyłu to miałem wrażenie, że nie zasne z bólu. Przewrócił mnie na plecy brutalnie co skończyło sie moim piskiem.

Teraz zaczął mnie okładać z przodu. Uderzał w moją klatkę piersiową, uda, nogi, ręce i brzuch. Najgorsze miejsce. Tam gdzie rana sie jeszcze nie zagoiła.

-Yamete!!! Ya-yamete! YAMETE!-Krzyczałem z łzami w oczach. Tak bardzo bolało. Nie wiem ile łez wypłakałem, ale to był dopiero początek.

Złapał mnie i pociągnął za włosy układajac w odpowiedniej pozycji na brzuchu. Zdjął moje bokserki i rozchylił nogi.

Zacząłem się szarpać, ale uciszył mnie mocnym ciosem w głowe i zranione plecy.

Zdjął swoje spodnie i przyparł swoją erekcją na mój tyłek.

-Błagam nie...-Szepnąłem ledwo słyszalnie. Na samą myśl o tym co miałem zrobić z Kureto wzięło mnie na wymioty.

Nie posłuchał mnie. Złapał mnie za włosy i pociagnął do tyłu tak, bym miał odchyloną głowę. Od razu wszedł we mnie mocno.

Poczułem uczucie rozrywania i ogromny ból w okolicy dołu. Krzyknąłem głośno i zacisnąłem palce na pościeli. Nie moglem zaatakować, bo związał mi ręce. Nie mogłem się bronić, ani uciec, bo mnie trzymał.

Po moich policzkach płynęły łzy. On nawet nie czekał. Od razu zaczął się we mnie ostro poruszać. Tak strasznie bolało.

Nie oznaczało to, że porzucił bicie mnie. Robił to i sprawiał mi coraz więcej bólu. Ja krzyczałem i jęczałem z bólu. Błagałem go, by przestał, ale co z tego jeżeli i tak robił co chciał?

Po jakimś czasie tych katusz skończył we mnie. Poczułem lepką i ciepłą ciecz. Od razu pozieleniałem, a dzisiejsze śniadanie próbowało wrócić.

Trwało to kilka minut, ale dla mnie to były godziny. Zrobił to jeszcze pare razy, aż nie zrzucił mnie na ziemie, po czym złapał za włosy i przybliżył do swojego członka.

Próbowałem się odsunąć, ale Kureto nie pozwolił mi na to. Otworzył moje usta palcami i wysunął swoją męskość do moich ust.

Zbyt sie bałem. Nie miałem wyboru. Zacząłem go ssać i robić to co kazał. On tylko wzdychał zadowolony.
Nagle przycisnął mnie tak mocno, że miałem go głęboko w gardle. Gdy chciałem zwymiotować to akurat doszedł mi w usta z  jękiem.

Całą moją buzię wypełniła lepka ciecz, którą od razu wyplułem.

Wkurzony na ten gest, złapał mnie mocno i uderzył mną o ziemie. Pisnąłem czując ogromny ból z tyłu głowy.

Znowu wszedł we mnie, ostro mnie gwałcąc. Jego dłonie znalazły się na mojej szyi. Zaczął mnie podduszać.

Obraz coraz bardziej mi się zamazywał, a ja nie miałem już siły. Brakowało mi powietrza, a całą twarz miałem zalaną łzami.

Z moich ust wyszło tylko ciche błaganie.

-Z-za-zabij m-mnie bła-bła-g-gam...

Miałem już dość. On znowu we mnie skończył puszczając moją szyje.

Już nic mnie nie obchdoziło. Ani przyjaciele. Ani praca...a nawet Guren. Chciałem po prostu by mnie zabił.

Ten na mój cichy głos zaśmiał się wrednie.

-Chyba sobie żartujesz. Jesteś zbyt potrzebny. Z chęcią Cię jeszcze poużywam~

Mówiąc to wstał i wyszedł. Gdy usłyszałem zamknięcie drzwi to odetchnąłem wreszcie.
Ledwo mogłem się ruszać przez ból w każdym zakamarku ciała.

Po moich policzkach lały się łzy. Zdążyłem się położyć na łóżku nim zemdlałem z wyczerpania.

Tym razem to nie Byakkomaru dręczył mnie przeszłością, zaś Kureto i dzisiejszy koszmar z nim w roli głównej.

Czy Ty nie widzisz moich starań?! ||GurenShin||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz