PROLOG

178 5 0
                                    

Brnę przez miasto po kostki w śniegowej brei, a w torebce rozdzwania się mój telefon. Milknie po kilku sygnałach, po czym znów zaczyna dzwonić. Nie chce mi się go wyciągać. Jest za zimno, palce mi odmarzną, a do tego znów zaczyna padać śnieg. Ktokolwiek dzwoni, musi poczekać, aż dotrę do domu. Telefon jednak nie chce przestać dzwonić. Zatrzymuję się przed przejściem dla pieszych. Jest czerwone światło. Telefon milknie i znów się rozdzwania. Wzdycham zirytowana. Zrzucam torbę z ramienia i szukam go po omacku w jej czeluściach.

Mam! Wyciągam i zerkam na wyświetlacz. Dzwoni Lena. Odbieram.

— Oby to było coś ważnego — mówię groźnie.

— Sara? — słyszę jej rozemocjonowany głos.

— Tak, Sara, a do kogo dzwonisz? — pytam z irytacją i wznoszę oczy ku niebu.

Boże, powiedz, że nie dzwoni z kolejną kupką Milana, albo inną lasującą jej umysł informacją, od kiedy została matką.

— Słyszałaś już? — pyta, prawie piszcząc.

— Niby co? Błagam, Lena wykrztuś to z siebie, nie mam ochoty na zgadywanki, miałam kiepski dzień w pracy, szefowa mnie wkurzyła, nie mam rękawiczek i chyba zaraz przemokną mi buty, bo idę pieszo. Autobus mi uciekł, streszczaj się — mówię z irytacją.

Palce zaczynają mi odmarzać, a lewy but zaczyna przemakać, zgodnie z moimi przypuszczeniami. Poprawiam płaszcz i torbę na ramieniu i w tej samej chwili widzę go po przeciwnej stronie ulicy. Zamieram.

— Jimin podobno wrócił. — mówi do mnie w słuchawce głos Leny.

Dosłownie wmurowuje mnie w ziemię.

— Widzę... — mówię bezwiednie.

Nie wiem, jakim cudem akurat w tej chwili odebrałam ten telefon i jakim zrządzeniem losu jest ta rozmowa, ale to nie może być zwykły przypadek. Nasze spotkanie nigdy nie było przypadkiem. To zawsze mam wrażenie, było przeznaczenie.

— Sara? — dopytuje w słuchawce Lena, ale ja nie wiem co mam powiedzieć.

Jego oczy spotykają się z moimi. Odwraca głowę, ale natychmiast wraca do mnie wzrokiem i zastyga. Dostrzegł mnie.

— Sara? — słyszę wciąż w słuchawce nerwowy głos Leny. — Sara, jesteś tam?

Nie jestem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Teraz jestem już tylko ja i on na całej ulicy. Szum samochodów jadących po mokrej nawierzchni milknie. Słyszę w głowie goyang-i saekki* wypowiedziane jego głosem. Zawsze mnie tak nazywał.

— Sara! Zemdlałaś, czy co? — dopytuje wciąż w słuchawce Lena.

Rozłączam rozmowę, nie spoglądając nawet na wyświetlacz. Patrzę wciąż na niego. Nie wierzę, że znów tu jest. Tak blisko. Na wyciągnięcie ręki.

W mojej głowie nagle robi się głucho. Dosłownie nic do mnie nie trafia. Słyszę, jak serce wali mi w piersi jak młotem i czuję zawód. Widzę w myślach wyświetlacz mojego telefonu, który sprawdzałam co minutę, gdy zniknął. Cisza. Ta nieskończenie długa i nie do zniesienia znów mnie przygniata.

Cisza jednak to też odpowiedź. Choć nie mówi nic, to jest wymowna. Można nią wyrazić więcej, niż gdyby rozmowa trwała całą noc. Ale wystarczy parę sekund, jedno spojrzenie, takie jak teraz, aby trafiły do ciebie wszystkie niewypowiedziane przez lata słowa.

Boże, jak ja go kochałam. Nadal kocham.

Jego brązowe oczy, choć zawsze uśmiechnięte teraz wyglądają smutno. Patrzy wprost na mnie. Znieruchomiały. Zaskoczony. Otoczony wiatrem i padającym śniegiem. Jak wtedy, gdy czekał na mnie godzinę na mrozie po raz pierwszy.

Nie widzieliśmy się tak strasznie długo. Nie sądziłam, że w ogóle zobaczymy się jeszcze kiedykolwiek, ale wiem, że poznałabym go na końcu świata. Wygląda tak samo, jest jedynie trochę starszy. Bardziej przystojny, ubrany elegancko w płaszcz i czarny golf, wygląda doroślej. Ma krótsze włosy, ale ładnie mu w nich.

Wciąż patrzy wprost na mnie, a ja patrzę na niego.

Czas zwalnia i zastyga. Jestem tylko ja i on. I padający śnieg.

Nawet teraz, po pięciu latach, nie mogę zaprzeczyć, że pomimo wszystkich różnic, jakie go ode mnie oddalały, jego wad, na które często nie miał wpływu, a przez to niespełnionych względem niego oczekiwań całego otoczenia, był miłością mojego życia.

Wciąż nią jest. Zawsze będzie. Zrozumiałam to, gdy było za późno. Dziś nie byłabym już taka głupia jak kiedyś.

💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜

*고양이 새끼 (goyang-i saekki) — koteczek.

Nowa przygoda. Będzie krótka. Obiecuję xD

Sev.

Unspoken || Park Ji-minOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz