Nowy Jork, 16 września 1983
- Opowiadaj, jak było.
Wychodzę właśnie z dziewczynami z jednej z galerii handlowych. Standardowo, w połowie miesiąca każda z nas obkupiła się jak dzika, a potem będziemy narzekać, że nie stać nas nawet na colę. No cóż, zawsze tak jest.
W każdym razie, nasza rozmowa oczywiście musiała spłynąć na temat mojego spotkania z zespołem - w towarzystwie Hann i Emi ten wątek będzie nieunikniony, prawdopodobnie przez długi czas.
- W sumie, to lepiej niż się spodziewałam. Naprawdę ich polubiłam - zaczynam i uśmiecham się pod nosem - Chłopaki są bardzo mili, świetnie się z nimi gada... - próbuję coś dopowiedzieć, ale Emily mnie wyprzedza:
- Tak, świetnie ci się gada, zwłaszcza z jednym - słysząc to, przewracam oczami, ale ignoruję to i opowiadam dalej. Mówię między innymi o ich świetnym poczuciu humoru i o tym, jak świetnie się uzupełniają, nie tylko jako zespół, ale po prostu jako kumple.
- No i brzydcy też nie są - śmieję się i chcę kontynuować, ale tym razem Hannah się wtrąca:
- A szczególnie ten jeden, obiekt twoich westchnień, główny temat mokrych snó...
- Hann, kurwa, błagam cię! - krzyczę na moją przyjaciółkę i jej przerywam, bo już trochę odpłynęła fantazją.
- O, cześć Pati - słyszę za sobą znajomy głos i momentalnie czerwienię się ze wstydu. Czemu musimy się na siebie nawinąć akurat wtedy, kiedy robię z siebie skończonego idiotę i przeklinam na Hannah? Robię to rzecz jasna w przyjaźni, chociaż nie dla każdego jest to takie oczywiste.
- Cześć Jon - odpowiadam, kiedy staje na przeciwko nas. Niepewnie przybijam z nim żółwika. Uśmiecham się słabo, zażenowana sytuacją. Dziewczyny patrzą po sobie, ale nic nie mówią.
Wtedy do mnie coś dociera - one znają Jona tylko z moich opowieści. Nawiasem mówiąc, on wcale nie zna ich lepiej. Wręcz przeciwnie, nawet nie zna ich imion. Jak już je wspominałam, to zawsze omijałam szczegóły - nawet to, jak się nazywają. Jest mi trochę głupio z tego powodu, ale biorę głęboki wdech i przedstawiam blondynowi moje przyjaciółki. Podają sobie rękę i wymieniają się uśmiechami. Po chwili jednak, Jon zwraca się do mnie:
- Akurat wracam od ludzi ze studia- zaczyna - Zlitowali się nad nami i możemy tam wejść we wtorek - ekscytuje się, po czym dodaje - Wiem, że pytałem, jak spotkaliśmy się z chłopakami, ale wolę się upewnić. Będziesz chciała posiedzieć z nami w studiu?
Hannah i Emily patrzą na mnie, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Fakt faktem, wspominałam coś o studiu i że dostałam propozycję towarzyszenia chłopakom, ale mówili oni raczej o początku października, niż o praktycznie następnym tygodniu. Zanim udaje mi się powiedzieć cokolwiek, Hann mnie wyręcza:
- Oczywiście, że chce, dla ciebie nawet przyjdzie wcześniej.
Chłopak wybucha szczerym śmiechem, a ja nie wiem, czy zabić Hannah na miejscu, czy uciec jak najdalej stąd. No cóż, nie realizuje żadnego z tych planów, tylko stoję i patrzę się przed siebie, a moje nogi z trudem utrzymują ciężar reszty ciała.
- Nie będzie takiej potrzeby - blondyn w końcu się uspokaja - Podjadę pod ciebie, co ty na to?
- No... - zaczynam, kompletnie nie potrafiąc skleić jakiegokolwiek sensownego zdania - Jak ci się chce...
- To będę przed czternastą - uśmiecha się promiennie, a ja coraz bardziej się czerwienię. On to robi specjalnie? - Trzymajcie się i miło było was poznać, dziewczyny! - dodaje na odchodne i praktycznie odbiega w swoim kierunku.
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfic[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...