Pięć lat wcześniej
Był styczeń. Tuż po nowym roku. Dzień zakończył się szybciej, niż ktokolwiek przewidywał. Zmrok zapadł tuż przed piętnastą, gdy ciemne chmury zasnuły niebo i spuściły na miasto śnieżycę. Potem nastał prawdziwy wieczór i ścisnął mróz. Śnieg, który zasypał ulice, kompletnie sparaliżował komunikację. Wysiadłam więc z autobusu uwięzionego w zaspie i udałam się pieszo do restauracji w centrum miasta, nie żałując, że samochód zostawiłam pod domem. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym utknęła w zaspie tak jak kierowca autobusu. Szłam szybkim krokiem, a śnieg skrzypiał mi pod butami. Ziąb był straszliwy i przedostawał się pod ubranie i do butów, mrożąc palce u stóp. Zanotowałam w umyśle, aby zapytać Lenę, moją przyjaciółkę, co za wariatka bierze ślub zimą. Oczywiście to z nią byłam umówiona i z jej narzeczonym dokładnie w sprawie ich ślubu, który miał się odbyć w lutym. Jak można wybrać LUTY na miesiąc ślubu? Dla mnie to niepojęte, ale oni uznali, że to bajeczne. Dla mnie było to bliskie sceny z Titanica, kiedy to transatlantyk uderzył w górę lodową, ale mniejsza o to. Trochę to spotkanie było mi nie na rękę, ale nie ze względu na pogodę. Mieliśmy na nim omówić przyjęcie, ale dodatkowo Robert, narzeczony Leny, miał mi przedstawić swojego kolegę, z którym miałam na tę uroczystość pójść.
Nie byłam w związku, od kiedy rozstałam się kilka lat temu z Danielem. Zajęta wciąż pracą, zwyczajnie nie miałam żadnego pretendenta na tę uroczystość, dlatego się zgodziłam, ale byłam lekko nieprzygotowana. Dawno nie byłam u fryzjera ani u kosmetyczki i czułam się trochę niekomfortowo. Wiadomo, miałam z nim pójść tylko na przyjęcie, ale to nie oznaczało, że miałam mu się pokazać zaniedbana, a taka się trochę czułam. Jednak to były już ostatnie przygotowania do ślubu i Lena z Robertem mieli ważniejsze sprawy na głowie aniżeli spotkania tego typu, dlatego nie kręciłam nosem na termin.
Po piętnastu minutach marszu dotarłam do restauracji.
Kiedy weszłam zziębnięta do środka, od razu dostrzegłam jasne włosy Leny i brodę Roberta przy jednym ze stolików. Oni również mnie dostrzegli i ręka Leny wystrzeliła w górę, żeby mi pomachać.
Odmachnęłam, ale przystanęłam na chwilę nieco skonfundowana widokiem mężczyzny, który siedział z nimi. Uśmiechnęłam się dla niepoznaki, ale szybko zaczęłam szukać "niczego" w czeluściach torebki.
— Czy oni zwariowali? — zapytałam sama siebie pod nosem.
To chyba jakiś żart. — dopowiedziałam w myślach, udając, że wciąż szukam czegoś w torebce, dając tym samym sobie trochę czasu na ogarnięcie sytuacji.
Byłam zaskoczona i nieco zażenowana. Mogli mnie chociaż uprzedzić, że będzie to kolega Roberta z pracy!
Robert pracował w koreańskiej korporacji, która kilka lat temu rozwinęła w naszym mieście sieć stacji ładujących do samochodów elektrycznych i tym samym przy stoliku siedział z nimi... AZJATA!
Ubrany w czarny sweter z ciemnymi, przydługawymi włosami nie wyglądał na typowego korpo-szczura koreańskiej korporacji. Wręcz przeciwnie, wyglądał całkiem intrygująco, a przy tym elegancko, ale to wciąż nie usprawiedliwiało Leny i Roberta, że mnie nie uprzedzili. Teraz czułam się zaskoczona i to było po mnie widać, co stawiało i mnie i jego w niekomfortowej sytuacji.
Zakończyłam swoje poszukiwania "niczego" w torebce i kiedy lekko się oswoiłam z sytuacją, podeszłam do stolika. Azjata wlepił we mnie uśmiechnięte oczy.
— Goyang-i — powiedział śmiesznym językiem i uśmiechnął się serdecznie.
Robert prychnął śmiechem. Skrzywiłam się tylko. Nie miałam pojęcia, co powiedział, a zachowanie Roberta nie było eleganckie. Pomyślałam, że i ja w takim razie nie muszę być elegancka.
— Panowie wybaczą — powiedziałam zirytowana, nawet się nie witając i złapałam Lenę za rękę.
Szarpnęłam i pociągnęłam za sobą w stronę toalet.
— Czy wyście zwariowali? — zapytałam, gdy przystanęłam w przejściu między salą a korytarzem do toalet, rozwijając się z szalika.
— Ale o co ci chodzi? — zapytała głupkowato Lena.
— To z nim mam pójść na wasz ślub? Z Azjatą? — zapytałam z niedowierzaniem w głosie, upychając szal w torebce.
Lena założyła ręce na piersi odzianej w bordową, luźną sukienkę.
— Jesteś rasistką? — zapytała hardo, a na jej czole pojawiła się zmarszczka sygnalizująca, że Lena mówi poważnie.
O tym nie pomyślałam i zbiło mnie to trochę z tropu.
— Nie, oczywiście, że nie, nie wygaduj bzdur, ale mogliście mnie chociaż uprzedzić — powiedziałam z pretensją, rozbierając płaszcz.
Lena westchnęła i przewróciła oczami.
— Wiem, przepraszam, ale bałam się, że odmówisz i w ogóle nie przyjdziesz, jak się dowiesz wcześniej — stęknęła.
— I słusznie — upomniałam ją, a ona spojrzała na mnie błagalnie.
— Robertowi zależało, żeby Jimin przyszedł na przyjęcie. Pracują razem — powiedziała tonem winowajcy. — Nie chciał go zostawić bez towarzystwa, a wiesz jakie powodzenie ma Azjata u europejek? Zerowe. — stwierdziła z rezygnacją.
— Dlatego postanowiliście wrobić w to mnie? — zapytałam zdegustowana ich postępowaniem. — Jimin? Co to za imię w ogóle? — zapytałam i zerknęłam w stronę stolika.
Azjata rozmawiał o czymś z Robertem. Wydawał się drobnym mężczyzną i nagle ta myśl uderzyła we mnie jak piorun. Spojrzałam na Lenę szeroko otwartymi oczami.
— I jeszcze mi powiedz, że jest niższy ode mnie, to gratuluję, możecie odjąć od listy gości dwie osoby — powiedziałam w porywie złości.
Lena też otwarła szeroko oczy.
— Nie zrobisz mi tego. Przyjaźnimy się od podstawówki! — oburzyła się i poczerwieniała na twarzy.
— Ile on ma wzrostu? — zapytałam stanowczo, przewieszając płaszcz przez ramię.
Lena znów przewróciła oczami i nabrała wody w usta.
— Mów! — nacisnęłam.
Lena westchnęła żałośnie.
— Na oko z metr siedemdziesiąt? — jęknęła.
Poczułam, jakby mi ktoś dał w twarz.
— Ile? Przecież ja mam metr siedemdziesiąt! Nawet szpilek nie będę mogła założyć! Czyś ty upadła na głowę! Będę się przy nim czuła jak klacz! — uniosłam się.
— Sara...
— Nie denerwuj mnie. Nie pójdę z nim, nie ma mowy — żachnęłam się w gniewie.
Lena poprawiła ręce na piersi. Spoważniała i spojrzała na mnie krytycznie.
— To z kim przyjdziesz? — zapytała hardo. — Masz trzydzieści dwa lata i nawet nie masz kumpla, z którym mogłabyś przyjść. Stara panna mieszkająca z matką! — wygarnęła mi.
Spojrzałam na nią spod byka.
— No wiesz co? — zapytałam urażona.
Nie byłam starą panną. Byłam rozwiedziona i to dlatego mieszkałam z mamą. Tak było wygodniej i taniej, ale faktem było, że od chwili rozwodu umówiłam się może kilka razy i zawsze był to niewypał, a wszyscy inni znajomi mężczyźni byli żonaci.
— Nie gniewaj się, jesteś piękną kobietą, ale wydaje mi się, że przez to masz zbyt wygórowane oczekiwania. — oskarżyła mnie.
Nabrałam powietrza w płuca, żeby wybuchnąć, ale nie dopuściła mnie do głosu.
— Jimin to przyjemny mężczyzna. Kulturalny, wykształcony i inteligentny, a do tego zabawny. Jest kierownikiem Roberta, a jest od niego dwa lata młodszy — argumentowała.
Wypuściłam powietrze z płuc, ale zmarszczyłam brwi. Tego już było za wiele.
— Czekaj, młodszy? — zapytałam totalnie oniemiała.
Skoro był młodszy od Roberta, to i ode mnie i Leny. Razem kończyliśmy tę nieszczęsną wspomnianą przez Lenę podstawówkę, chodząc razem do klasy.
Lena znów westchnęła i przewróciła oczami.
— Sara, jaka z ciebie zabobonna baba ze wsi. No i co z tego? — zapytała wielce obrażona.
— W sumie to nic, ale nieźle mnie urządziliście — powiedziałam, wydymając usta.
Chyba po prostu szukałam dziury w całym. Lena znów westchnęła i spuściła oczy, a potem zerknęła na mnie przelotnie, jakby znów z poczuciem winy.
— Tak naprawdę to wybraliśmy ciebie, bo...
— Bo? — zapytałam, wytrzeszczając oczy.
Czułam pod skórą, że jeszcze coś się za tym kryje.
— On już cię widział i mu się spodobałaś — przyznała się w końcu.
— CO? GDZIE? — prawie krzyknęłam.
— Robert pokazywał mu nasze zdjęcia z wakacji i on wtedy zapytał o ciebie, powiedział, że jesteś ładna — wyznała.
Złapałam się za głowę.
— Nie zrobił tego? — zapytałam z jękiem, mając na myśli Roberta. — Z wakacji? Te z Hiszpanii? Powiedz, że jeszcze te z plaży?
To były jedyne wakacje, jakie spędziłam z Leną i Robertem. Dałam się namówić, bo przyjaźnimy się praktycznie całe życie, ale mimo tego, czułam się fatalnie, jak piąte koło u wozu. Poprzysięgłam sobie wtedy, że nigdy więcej, ale jak widać ten jeden raz i tak był zgubny pod wieloma aspektami.
— Oj przestań biadolić — żachnęła się i machnęła na mnie ręką. Miałam wrażenie, że ta rozmowa zmierza donikąd. — A co w tych zdjęciach takiego? Długie nogi, długie blond włosy, opalona skóra, czego się tu wstydzić? — zapytała zirytowana.
— Wy macie naprawdę nierówno pod sufitem — oburzyłam się jeszcze bardziej. — Chcesz mi powiedzieć, że wybrał sobie mnie jak... pokemona! — zadrwiłam.
Zmarszczka na czole Leny znów się pogłębiła. Wiedziałam, że przegięłam. Znajomi Roberta, to nie był nigdy byle kto, a kpiąc w ten sposób, poniżyłam i jego.
— Robert się trochę z nim przyjaźni. — zaczęła chłodno, żeby dać mi do zrozumienia, to, do czego już doszłam, że przegięłam. — Jimin bywa u nas czasem. Spędził z nami święta. Nie ma tu nikogo, więc...
— Oj, nie nabieraj mnie na litość — zastrzegłam, mierząc w nią palcem żartobliwie, a ona lekko się rozchmurzyła.
Zmarszczka na czole zniknęła.
— No ale popatrz na niego — zachęciła mnie. — Zobacz, jakie on ma przystojne rysy twarzy.
Teraz ona przeginała, dlatego podniosłam dłoń i przystawiłam jej do czoła.
— Nie masz gorączki? — zapytałam prześmiewczo, ale mimo to, spojrzałam w stronę stolika.
Facet spojrzał na mnie w tym samym momencie. Uśmiechnął się, widząc, że się na niego patrzę i przechylił głowę przekornie. Jego wzrok był pytający i zadziorny.
Speszyłam się i odwróciłam wzrok.
— On cię nazwał goyang-i, gdy zobaczył cię po raz pierwszy — zachichotała Lena.
— Jak?
— Goyang-i saekki.
— A co to znaczy? — zapytałam podejrzliwie.
— Kotek — zachichotała znowu.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
— Kotek? A co to za wyuzdane fantazje mu się roją pod kopułą? Pewnie jest zboczeńcem, a wy chcecie mnie z nim zeswatać, z tego, co widzę — obruszyłam się znów.
Uśmiech zniknął z jej twarzy.
— Idiotko, żadne fantazje — zbeształa mnie, klepiąc przy tym w ramię. — Powiedział tak, bo masz zielone oczy — dodała z pretensją.
— Zielone oczy? Zwrócił uwagę na moje oczy? Widział mnie w stroju kąpielowym, a ZWRÓCIŁ UWAGĘ NA OCZY? — zapytałam jak zahipnotyzowana.
— I kto tu jest zboczony? To nie ta kategoria faceta, moja droga — znów mnie zbeształa. — A co do swatania, to przydałby ci się ktoś taki.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Potem na niego, a on jakby przywołany do odpowiedzi, znów spojrzał w moją stronę. Nasze oczy spotkały się na krótką chwilę. Było w nich coś intrygującego, ale wciąż byłam zła na Lenę, że postawiła mnie w takiej głupiej sytuacji. Facet uśmiechnął się znów przekornie i znów przechylił głowę.
Parsknęłam śmiechem, a on uśmiechnął się szerzej. Czy on mi się spodobał? Serio?
— Widzisz? — jęknęła Lena. — On jest naprawdę przyjemny i jest z nim, o czym porozmawiać, zobaczysz. To nie jakiś pustak, tylko inteligentny facet. Chodź, przedstawię was sobie. — powiedziała znów zachęcająco i złapała mnie za ramię.
Zastanowiłam się chwilę. Facet naprawdę wyglądał na przyjemnego, a ten jego przekorny uśmiech miał coś w sobie.
— No dobrze — westchnęłam.
Lena zapiszczała z radości.
— Robert wiedział, że się zgodzisz.
— Niby dlaczego? — zapytałam, zaskoczona.
— Powiedział: Sara to jest dziewczyna na poziomie. Tylko ona może z nim pójść — powiedziała, udając jego gruby głos.
Robert był kimś w rodzaju wyroczni dla Leny. Zawsze uważałam, że ona chyba zbyt mocno była w nim zakochana, ale nie powiem, schlebiło mi to, że pomyślał o mnie w ten sposób.
Podeszłyśmy do stolika. Azjata znów wlepił we mnie te swoje uśmiechnięte oczy i wstał. Był tylko kilka centymetrów wyższy ode mnie i jego oczy były dokładnie na wysokości moich oczu.
— Jestem Jimin — przedstawił się po angielsku.
— A ja jestem Sara — odwzajemniłam się tym samym.
— Wiem — uśmiechnął się znów przekornie.
Wyciągnął do mnie rękę, ale lewą i złapał delikatnie za moje palce. Uścisnął je, a w jego dotyku, było coś elektryzującego. Speszyłam się, a on się zaśmiał.
💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜
Lovely, lovely, lovely!
Startujemy :D
Do następnego!
Sev.
CZYTASZ
Unspoken || Park Ji-min
FanfictionMiłość zazwyczaj zjawia się wtedy, gdy o niej nie myślisz. Oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie i dokładnie wtedy, gdy zupełnie nie jesteś na nią gotowa, ani na nią nie czekasz. Demoluje ci porządek dnia codziennego, a potem rozsiada się wygod...