Zwinął się, znowu zapłakał. Sięgnął po telefon, włączył "Proszę o jedno" Smutnych Piosenek. Pociągnął nosem wycierając w rękaw czarnej, za dużej bluzy gluty i łzy. Mocniej otulił się kołdrą. Otworzył Messenger, wybrał kontakt swojej dziewczyny. Próbując panować nad głosem nagrał dwie krótkie głosówki.
Przepraszał, powinien to zrobić, powiedzieć, nie napisać. I zrobił. Później napisał tylko i wyłącznie krótką wiadomość. Wszedł na Wattpad, dał odpisy. Odłożył telefon i zapłakał mocniej, starł łzy.
Nie radził sobie, nie radził sobie z tym co czuł, nie radził sobie w kontaktach z rodziną, czuł się nierówny i gorszy. Błahe problemy, a ryczał i karcił się później za to. A może miał powód? Ale czy wartym płaczu jest to, że dostał okresu, bo ktoś spiertaczył całą robotę z płcią osadzając go w kobiece ciało, czy warte płaczu było to, że poza lekcjami, sprawdzianami i kartkówkami swojej siostry (było zdalne) robił też swoje? Że mieszkał w biednym mieszkaniu z pleśnią. Że nie mógł się sprzeciwić. Że ciepła woda była dla niego jak wrzątek, a zimna bywała i letnią też? Że źle czuł, był słaby. Książki nie mógł podnieść bez drżenia ręki, a jego rodzina miała to gdzieś. No ba, przecież idealne dziecko, nie ma problemów i powodów do płaczu.
Jego ojciec stracił to miano wraz z pierwszyn wzięciem tej używki, stracił je i nie odzyskał odkąd się uzależnił. Ale przecież musiał go kochać.
Mama była bardziej obca odkąd kryła część rzeczy i tylko wymagała.
I wtedy myśli ustały, wtedy odpisała i stwierdził, że trzeba wziąć się w garść i udawać "okej".
Bo przecież sam nazwał się tylko infatylnym. I być może nie powie o tym nigdy.
Pisał z nią, zrozumiał. Napisał to co myśli, poczuł się lepiej. Cieszył się, że ją miał, poznał i kochał. Perspektywy z nią były barwne. Usmiechał się, śmiał. Marzył o niej. A przy dłuższym braku usychał.
Jedna osoba zmienia wszystko, infantylny to zrozumiał.