Akt I scena V *Greg*

116 25 8
                                    


POV GREG

Siedziałem za biurkiem zawalony papierami i teczkami a kubki z kawą piętrzyły się zastraszającym tempie. Odchyliłem się na fotelu i rozmasowałem obolały kark, przydałby mi się masaż, dlatego wolę pracę w terenie, nie służy mi praca siedząca. Jednak nie było żadnych poważnych przestępstw czy morderstw. Zaczynałem stawać się powoli jak Sherlock. Mordercy osiedli na laurach... nuda jednym słowem. Tak za dużo czasu w towarzystwie Sherlocka i Johna daje o sobie znać. Wstałem z krzesła i przeciągnąłem się aż poczułem jak moje kości wydają charakterystyczny dźwięk. Trochę lepiej, ale czułem jak całe plecy bolą mnie jak cholera. Pewnie w domu będę późno w nocy. Dom, prychnąłem pod nosem. Od kiedy wiedziałem, ze moja już była żona mnie zdradza z nauczycielem od wychowania fizycznego straciło to dla mnie jakikolwiek sens. Teraz to jest dla mnie po prostu miejsce gdzie mogę się umyć, zjeść, przespać się i wyjść do pracy. Gdyby cofnąć się pamięcią wstecz o wiele gorzej było na samym początku. Musiałem wyrzucić połowę rzeczy bo za bardzo mi się kojarzyły z tą suką. Oddałem jej całe swoje życie i wolny czas, miała wszystko co chciała a i tak poszła do jakiegoś randomowego faceta. Złapałem swój płaszcz i paczkę papierosów z biurka i wyszedłem z gabinetu kierując się do wyjścia, gdy nagle usłyszałem huk i przekleństwa moich podwładnych. Odwróciłem się i zobaczyłem Andersona i Donovan całych w czarnym tonerze. To mi się chyba śni, aż przetarłem oczy i policzyłem do dziesięciu aby się uspokoić.

- Co wy wyprawiacie?! – Krzyknąłem na nich, jednak liczenie nic nie dało. – Macie to posprzątać i jeżeli toner nie zejdzie odmalować na swój koszt całe biuro! Boże, za co pokarałeś mnie takimi idiotami. Anderson, żeby tonera nie umieć wymienić no naprawdę obniżasz IQ całego Scotland Yardu. – Przewróciłem oczami i wyszedłem na zewnątrz. Nawet odzywki Sherlocka zacząłem łapać. On już pewnie o tym wie przez, nie wiem jakieś telepatyczne łącze. Odpaliłem papierosa i patrzyłem się na przejeżdżające samochody jeszcze jak na złość padało a ja nie wziąłem parasola, szlag. Między czasie sprawdziłem swój telefon, ale cisza w eterze i odpaliłem jeszcze jednego papierosa, nie chcąc wracać do biura. Przekręcę się na raka płuc szybciej niż mnie postrzelą w jakimś pościgu w Londynie. Z moich własnych rozmyślań wyrwała mnie czarna rządowa limuzyna, która zajechała pod moje skromne progi. Jak zobaczyłem kto z niej wychodzi to moje nogi się ugięły. Pierwsze co pomyślałem, że jest jakaś w końcu robota, chociaż w moim brzuchu jakby rozpętało się stado motyli. Od kiedy poznałem starszego z braci z Holmes łapałem się, że myślę o nim za dużo lub w innych kategoriach. Dobrze, że na dworze jest zimno bo bym był cały czerwony na twarzy, ale byłaby żenująca sytuacja. Mycroft wyszedł ze swojej limuzyny, jak zawsze ubrany w te swoje garnitury, które kosztują więcej niż moja półroczna pensja a gdzie reszta jego ubioru. Dyskretnie spojrzałem na swoje stare czarne jeansy, wyglądam jak bezdomny przy nim. A mama mówiła idź na ekonomię lub prawo, ale po co i teraz mam świątek piątek, święta nie święta, deszcz, zima, gradobicie a ja muszę jeździć po miejscach zbrodni lub uganiać się za jakimiś włamaniami. Czy tego żałuję... Nie, uwielbiam swoja pracę, oczywiście jak coś się dzieje. I z tym nastawieniem podałem rękę Holmesowi, który o dziwo odwzajemnił uścisk. Pan jestem Góra Lodowa musi mieć dobry dzień, może jakieś znienawidzone państwo upadło albo nie musiał ratować świata przed katastrofą ekonomiczną lub po prostu Sherlock nie odwala numerów.

- Co Cię sprowadza w skromne progi Scotland Yardu Mycroft? Mam nadzieję, że u Sherlocka wszystko w porządku.- Uśmiechnąłem się do niego życzliwe i zaciągnąłem się papierosem. Widziałem jak przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, czułem się właśnie skanowany od stóp do głów. Poczułem się lekko skrępowany, strasznie tego nie lubiłem u Holmes'ów. Z jednej plamy na koszuli mogli wywnioskować Twój cały dzień a nie daj boże całe dotychczasowe życie. Może trochę to wyolbrzymiam, ale to jest zarazem fascynujące i genialne jak to mówi John jak również przerażające. – Czy coś jest nie tak? – Zapytałem lekko skrępowany.

Different story || Sherlock 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz