~ Rozdział 27 ~

9 4 0
                                    

Wszystko działo się strasznie szybko. Dalej nie byłam świadoma, co mnie podkusiło, żeby zgłosić się do pojechania z nimi. Przecież to chore.

—  Nie martw się na zapas. Nikogo nie zabijemy — Śmieje się dziewczyna, bardzo uroczo, muszę przyznać.

Teraz z bliska muszę przyznać, że naprawdę jest przepiękną kobietą. Jej szare farbowane włosy, kaskadami opadają na szczupłe ramiona. Cały jej wygląd zachwyca pewnie nie jednego mężczyznę. Ma duże szaro-zielone oczy, pełne różowe usta, ozdobione małym kolczykiem w dolnej wardze. Ma także strasznie małe dłonie.

Sprawia, że czuje się przy niej nijaka, a nawet strasznie brzydka. Nigdy nie postrzegałam się jako osoby szczególnie obdarzonej urodą, ale nigdy też nie uważałam, że jestem paskudą. Jednak wszystko, co dotychczas o sobie myślałam, traci przy niej jakiekolwiek znaczenie.

W końcu siedzę przy niej w czarnych dresach, męskiej bluzie z kapturem, Nialla. Włosami zawiązanymi w niechlujnego koka, bez makijażu, nie licząc pomalowanych rzęs.

Uśmiecham się do dziewczyny, żeby nie wyjść na nie grzeczną i olewającą je dodanie mi otuchy.

— Tak właściwie kochana, dlaczego z nami jedziesz? Ewidentnie widać, że się stresujesz — Przemawia, po chwili.

O w sumie to nie wiem, pewnie dlatego, że mnie poniosło i chciałam zrobić na złość mojemu chłopakowi, który jak się okazało, wstydzi się mnie nawet przed swoim bratem.

Ma to sens? Nie, nie ma.

Jak można mówić komuś, że coś się do niego czuje, a jednocześnie kompletnie nic o tym nie wspominać.

— Chcę zobaczyć, co robicie, w końcu skoro teraz każdy wie, że jestem z Lukiem, to powinnam, to wiedzieć tak myślę. — Macham barkami delikatnie.

— Oj, kochana — Śmieje się lekko Pheople — Dlaczego się go po prostu o to nie spytałaś? Przecież pewnie by ci powiedział o czymś takim — Mówi jakby, to było oczywiste.

No cóż, najwidoczniej jest, ale tylko dla niej.

— Widzisz? Pytałam, nie raz. Odpowiadał mi, ale nie mówił całej prawdy, więc wzięłam sprawy w swoje ręce. — Zakładam ręce na klatkę piersiową.

Resztę drogi przemierzamy w ciszy. Myślę, że w jakiś sposób ją odstraszyłam od siebie. Przecież nie specjalnie. Powiedziałam, jej to, co jest prawdą. Luke nigdy mi nie powiedział tak naprawdę, co robią i dlaczego nie potrafi sprzeciwić się Harr'emu i to właśnie dzisiaj zamierzam się tego dowiedzieć.

Nie uważam, że jest to rozważne zachowanie z mojej strony, ale w każdym razie lepsze niż tkwienie w niewiedzy i zamartwianie się gdzie jest, co robi i za ile łaskawie wróci.

— Jesteśmy dziewczynki — Moje przemyślenia, przerywa mi mulat, wychodząc z auta.

Pheople robi zaraz potem to, co on, a ja wychodzę za nią, nadal nie wiedząc co robić.

Jesteśmy obok jednego z największych centrum handlowych w Leeds, The Merrion Centre.

Chłopaki już czekają, aż dojdziemy do nich, wraz z dziewczyną i Zaynem. Kiedy jednak już docieramy, widzę jak Luke pali papierosa z Louisem. Obiecał rzucić, ale no cóż.

— Dobra chłopaki i dziewczyny. — Zaczyna brązowooki. — Jak wiecie, miejsce nie jest łatwe, jest tutaj pełno kamer, ochroniarzy, jak i czujników. Szybka akcja bez jakiś niepotrzebnych wygłupów. — Każdy kiwa głową, z wyjątkiem Harr'ego.

On chyba od początku wie co, ma robić i jak. Boje się jednak, że moja osoba, mogła pokrzyżować mu te plany w jakiś sposób.

— Liam — Zayn, mówi do blondyna, który trzyma laptopa na kolanach.

— Jestem w stanie wyłączyć kamery na max. dwadzieścia minut, nie więcej, ale też nie mniej. Potem mogą ogarnąć, że ktoś włamał im się na serwer. — Odpowiada, nawet nie patrząc na rozmówców.

Czy tylko ja tutaj nie mam bladego pojęcia, co mam robić?

— Louis i Luke — Tym razem wsłuchuje się jeszcze bardziej, żeby usłyszeć, co mają do zrobienia. - Idziecie do najmniej zabezpieczonych sklepów, kradniecie kasę i robicie wypad. Macie siedemnaście minut, na to. Trzy daje wam na ucieczkę, rozumiecie?

— Spokojnie, sztywniaku, już nie raz to robiliśmy — Lou, uderza delikatnie Luka z łokcia, śmiejąc się przy okazji, a blondyn odwraca tylko wzrok, w moją stronę.

Jest zły, ale dalej uważam, że robię z jednej strony słusznie, a z drugiej, źle albo głupio. Kto jak woli w tym momencie. Zayn piorunuje bruneta wzrokiem, zapewne, za nazwanie go sztywniakiem.

— Pheople, odwracasz uwagę jak największej ilości ochroniarzy. Dajemy standardową wymówkę, czyli — Zayn podchodzi do Louisa i wyciąga mu mały scyzoryk, żeby zaraz potem dać go dziewczynie. — Przebita opona, którą trzeba wymienić.

Dziewczyna nie mówiąc ani słowa, chwyta za narzędzie i chowa je w zagłębienie dekoltu. Mogłabym przysiąc, że w tym momencie każdy na nią spojrzał, ponieważ wyglądało to bardzo podniecająco...

— I Harry, tobie przypada cudowna rola, przewodnika — Uśmiecha się Zayn, a ja zaczynam patrzeć na niego z przerażeniem w tym samym co Styles ze zdenerwowaniem.

— Stary, nie ma chuja, żebym wziął ją ze sobą, rozumiesz? — Szydzi przez zęby brunet.

— Może iść z Pheople — Zaczyna Luke, ale zostaje mu to bardzo szybko przerwane.

— Im was mniej, tym lepiej, Harry siedzisz w tym najdłużej, jesteś w stanie najlepiej jej przypilnować. — Kontynuuje Zayn.

Czuje jak moje serce, przyspiesza jeszcze bardziej. Najpierw biło mocno ze strachu, co będziemy robić, teraz czuje, że zaraz wyleci i ucieknie.

— Japierdole, po chuj z nami lazłaś. — Zwraca się tym razem do mnie.

— Też bym wolała z tobą nie iść — Mówię w końcu i uśmiecham się wrednie.

— Styles, ja się ciebie nie pytam, czy to zrobisz, jasne? Dziewczyna idzie z tobą, pilnujesz ją. Idziecie razem szybko do biura, gdzie trzymają wszystkie pieniądze za rachunki i inne gówna. Bierzecie całą kasę i spieprzacie. Jasne? - Harry rzuca tylko, szybkie świetnie i odchodzi.

— Chcesz może zapalić — Pyta Louis, wciąż się śmiejąc.

— Nie pale tego gówna — Odpowiada mu szybko, po czym odwraca się do mnie — Chodź, nie będę czekać, na ciebie bóg wie il. — Zerkam tylko szybko na Luka i idę za brunetem.

Prawdę mówiąc, obawiam się tego wszystkiego jeszcze bardziej. Może mu coś odwali w trakcie i znów będzie chciał mi coś zrobić? Może Zayn dał mu wolną rękę? Chociaż wątpię, Zayn taki nie jest, przynajmniej nie wydaje mi się, żeby taki był.

— Możesz się z laski swojej nie ociągać? Jak nas kurwa złapią, nie wiem, co ci zrobię. — Krzyczy cicho Harry.

— Dobrze, przepraszam — Odpowiadam i przyśpieszam kroku, teraz idąc równolegle z nim, jednak nie jest to łatwe, gdyż chłopak idzie naprawdę bardzo szybko, przez co troszkę to wygląda, jakbym truchtała.

— Nie zaczynaj znowu, z tym przepraszam — Marudzi.

Przypomniało mi się jak, głośno pisnęłam na lekcji, a chłopak był wtedy na kompletnym kacu.

— Prze... - Chłopak zatrzymuje się i staje przodem do mnie, a lewą ręką zasłania mi usta.

Moje serce mimowolnie przyspiesza ze strachu, a ciało zaczyna drzeć.

— Nawet nie próbuj, mówić przepraszam — Szyci przez zęby, a ja jako odpowiedz, kiwam jedynie głową.

Chłopak puszcza mnie i znów kieruję się do wejścia do centrum. Ja tylko szybko biorę głęboki wdech i znowu zaczynam za nim truchtać, tym razem bez słowa.

Kiedy docieramy na miejsce, Harry wyciąga telefon i pisze coś na nim. Zapewne, że jesteśmy na miejscu.

— Masz zapinane kieszenie? — Styles zwraca moją uwagę.

— Um, nie. — Odpowiadam tylko, mimo iż w zamyśle mam ochotę powiedzieć mu, że mam na sobie dresy, rzadko kiedy dresy mają zapinane kieszenie.

— Masz coś przy sobie? — Znów zadaje pytanie.

Przysięgam, że to jest nasza najdłuższa przeprowadzona, normalnie rozmowa. Nie wiem, czy powinnam się z tego cieszyć, czy może uciekać.

— Mam tylko telefon — Odpowiadam.

Chłopak wystawia rękę, a ja patrze na nią niezrozumiale. On chce moją komórkę?

— Po pierwsze wycisz, telefon. Żadnych dźwięków, Facebookowi, Instagramowi czy innych chujstw. Najlepiej, żebyś w ogóle go wyłączyła — Tłumaczy mi chłopak — Jak to zrobisz, oddaj mi go, ja mam zapinane kieszenie, nie możesz niczego zgubić, nie możesz zrobić hałasu i zostawić żadnego śladu, rozumiesz? — Robię to, o co prosił chłopak, wiedząc, że to naiwne z mojej strony i głupie oddaje mu telefon.

Skoro i tak mam iść z nim to wolę stracić telefon, niż być złapana. Przecież Kat by mnie zamordowała, przy policji.

Harry znów wyciąga swój smartphone i mówi, szybkie wchodzimy. Nim się oglądam, zaczynam za nim biec, po korytarzach centrum.

Staram się nie zgubić chłopaka, jednak jest to ciężkie przez panujące tutaj ciemności. A on w dodatku jest ubrany na czarno, co wcale nie ułatwia mi zadania. Więc zdaje się na mój instynkt i staram się wsłuchać w jego kroki.

Po pewnym czasie tracę już kompletnie przeczucie czy idę dobrze, stanęłam i zaczęłam się rozglądać dookoła.

— No co ty robisz? — Słyszę jego głos, jednak jestem tak zdezorientowana, że nie jestem w stanie stwierdzić, skąd on dobiega.

Nagle czuje szarpnięcie za rękę. To on trzyma mnie za dłoń i ciągnie w nieznanym mi kierunku.

— Ja nie mam czasu, na twoje spierdolenie tego, rozumiesz? — Szydzi przez zęby.

Oczywiście, że rozumiem. Też nie chcę zostać złapana.

— Wiesz, właściwie gdzie idziesz? — Mówię nadal ciągnięta.

— Oczywiście, że tak, myślisz, że dopiero teraz to sobie wymyśliliśmy?

— Pytam, bo tutaj jest ciemno, nic kompletnie nie widać, a ty idziesz przed siebie, jakbyś znał ten budynek co to milimetra. — Jestem dość przerażona.

Naprawdę mam wrażenie, że on nie ma pojęcia, co robi, jednak i tak brnie w swoje. Ciekawi mnie tylko jak skończy na tym całe to przedstawienie, cała ta ekipa i co najgorsza ja....

--------------------------------------------------------------------------

I jest 27 rozdział!
Kochani zaryzykowałam i postanowiłam pisać 3 książki od razu. Aktualnie na moim profilu możecie znaleźć pierwszy rozdział do książki o wróżce Talii i wojowniku Kovenie. Wszystko, co jest w książce, jest wymyślane przeze mnie, ale pisane przez kilka osób!

Boys next doorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz