6. Latanie

503 27 12
                                    

Następnego ranka Myrcella jak i Charlie wstali z lepszymi nastawieniami. On ciągle chodził z uśmiechem na buzi, nie chciał nikomu tłumaczyć czym on jest spowodowany. Wolał wspomnienie białowłosej zatrzymać w tajemnicy przed wszystkimi, by móc napawać się nim w samotności. 

Natomiast ona, założyła na siebie swoje lepsze ubrania i postanowiła przyłożyć się nieco bardziej do swojego zewnętrznego wyglądu. Wmawiała sobie że robi to tylko i wyłącznie żeby podobać się sobie, ale jej serce wiedziało że duży wpływ na to miał rudowłosy mężczyzna. 

Charlie był zaskoczony a jednocześnie bardzo szczęśliwy widząc szefową znowu jedzącą śniadanie ze wszystkimi na stołówce. Jednak zauważył że siedzi ona przy stoliku całkiem sama, zaczytując się w jakiejś lekkiej lekturze. 

-Dzień dobry- powiedział z uśmiechem na ustach obserwując kobietę

-Dzień dobry- uniosła głowę z nad książki i uraczyła go spojrzeniem mieniących się tęczówek 

-Będziesz miała coś przeciwko jeśli tu usiądę?- zapytał wskazując ręką na krzesło tuż obok tego na którym spoczywała niebieskooka 

-Nie, proszę

Tak więc zachęcony Charlie odsunął sobie siedzenie by zaraz na nim usiąść. Zerkał na czytającą ponownie Myrcellę a delikatny uśmiech nie mógł zejść mu z twarzy, zupełnie jakby dostał szczękościsku. 

-Coś ciekawego?- zagadnął mając na myśli tekst który tak namiętnie czytała z delikatnie rozchylonymi wargami 

-Stara księga ze zbiorów moich przodków- wyjaśniła sięgając po kubek z kawą 

-U nas w rezerwadzkiej bibliotece chyba tego nie ma- zastanowił się ściągając brwi 

-Nie, to należy do naszej prywatnej rodzinnej biblioteczki-zatrzasnęła książkę używając chusteczki jako zakładki 

-Więc nie udostępniacie tych informacji dla innych?- zapytał patrząc na nią niezwykle intensywnie 

Dziewczyna nie miała przyjemnego tonu głosu, ale Charlie zdążył się już do tego przyzwyczaić, tak samo do braku uśmiechu na jej buzi. Była raczej oschłą kobietą która nie dopuszczała nikogo zbyt blisko siebie, wyjątkiem oczywiście był już zmarły Davi. 

-Nie, wolimy nie ryzykować kradzieżą lub ewentualnym zniszczeniom- wyjaśniła patrząc na książkę tak czule jak Hermiona gdy dowiedziała się że istnieją księgi magii. 

-Przypominasz mi kogoś- parsknął śmiechem w swój kubek z kawą 

-Doprawdy?- zainteresowała się białowłosa posyłając mu ociekające ciekawością spojrzenie 

-Tak, ma na imię Hermiona, Hermiona Granger. Jest przyjaciółką mojego brata, niezwykle inteligentna czarownica- powiedział 

-Uczennica Hogwartu, prawda?- była tego pewna ponieważ pamiętała że sam Charlie tam uczęszczał, więc jego rodzeństwo także i tam musieli się poznać 

-Tak 

Każde z nich po śniadaniu miało swoje obowiązki, Charlie szkolił nową pracownicę Mavis która dopiero dostała się do rezerwatu na przeszkolenie. A Myrcella miała pełno formularzy do wypełnienia. Zapotrzebowanie na jedzenie dla smoków ciągle się zwiększało przez nowo wykluwane maleństwa. 

Postanowiła zrobić sobie przerwę kiedy jej oczy zaczęły się już powoli męczyć, na przerwie w pracy poszła sprawdzić jak się sprawy mają u pracowników. 

-Panienko Dragonson- została zawołana kiedy szła przez piaszczystą drogę pomiędzy arenami 

Zatrzymała się i rozglądnęła wokoło kiedy dostrzegła mężczyznę nawołującego ją, skierowała się w jego stronę. Starszy mężczyzna stał przy jednym z magazynów 

-Dzień dobry panie Stormwel- przywitała się poznając go. 

Był to stały i nieco starszy pracownik, zatrudnił go jeszcze ojciec Myrcelli i miała okazję go poznać już za młodu kiedy to przyjeżdżała z rodziną na wakacje do rezerwatu. 

-Dzień dobry Myrcello- mężczyzna uśmiechnął się do niej 

-Czy coś się stało?- zapytała z uniesionymi brwiami rozglądając się na boki chcąc się upewnić czy wszystko w porządku 

-Nie, skąd. Wszystko gra jak w zegarku. Chciałem zapytać czy masz ochotę zobaczyć nowo wyklute Zielone Walijskie, pamiętam jak kiedyś je uwielbiałaś- wciąż się uśmiechał 

Zdawało jej się że chce ją wybadać, jej stosunek do stworzeń które miała pod opieką. Zdawał sobie sprawę że jedynym wyjątkowym smokiem do którego białowłosa się zbliża jest Venus, ale jednak miał nadzieję że zmieniła się w jej ta niechęć. 

-Bardzo mi przykro, ale obawiam się że nie mogę tego zrobić- dziewczyna wyglądała na zmieszaną. 

Była zmieszana bo pierwszy raz odmawiała mężczyźnie który zawsze bronił jej przed kłopotami i po cichu w tajemnicy przed rodzicami oprowadzał po całym rezerwacie i arenach. 

-Nic nie szkodzi Myrcella, ale musisz wiedzieć że nie należy się zamykać na to. Twoje serce jest smocze, jego też było. A ty Myrcello musisz wreszcie zburzyć mur który wokół siebie wybudowałaś- posyłał jej współczujące spojrzenie 

Odeszła z tego miejsca bardzo szybko i bez pożegnania, zastanawiała się czemu cały czas ktoś chce ją do tego zmusić, dlaczego nikt nie rozumie że ona nie może i nie potrafi tego zrobić. 

A na domiar złego znowu poczuła rwanie w sercu i wiedziała  że smoczyca Venus jej potrzebuje, nie rozumiała tego dziwnego połączenia. Dlaczego to musiało się dziać właśnie jej. 

Ale poszła do niej bo wiedziała że i ona i smok mogą źle skończyć bez siebie. 

-Witaj malutka- powiedziała przykładając delikatną i małą dłoń pomiędzy nozdrza stworzenia. Oczy w jednej sekundzie rozbłysły na delikatny fioletowy kolor. Stworzenie jedynie ufało białowłosej, każdego innego zawsze próbowało zabić. Ale serca były połączone, a tego nie można było przerwać, już się stało i nikt czy by tego chciał czy nie, nie miał wpływu. 

-Dziś Venus spróbujemy czegoś nowego- szepnęła 

Smok jakby doskonale ją rozumiał, podniósł łeb, prawe skrzydło wyprostował a lewe złożył tak aby łatwiej było dostać się na grzbiet. 

Nie można było powiedzieć że Myrcella się nie boi, bała się ale wiedziała że smok nic złego jej nie zrobi i nie pozwoli by jej stało się coś złego. 

Tak więc arystokratka wdrapała się na grzbiet stworzenia, Venus jakby zadowolona rozłożyła swoje ogromne błoniaste skrzydła i poderwała się nieco agresywnie do lotu. 

Białowłosa wiedziała że nad arenami jest bariera żeby żaden smok nie uciekł, ani nie został skradziony. Jednak była ona na tyle wysoko żeby smoki mogły latać. 

Nad arenami rezerwatu przelatywał wielki cień, żaden ze smokologów nie wiedział co jest grane, dlaczego smok nie lata nad swoją areną. Zauważył to też Charlie który był właśnie z Mavis. 

-Venus- szepnął Po głowie chodziło mu pytanie co się dzieje z Venus, dopóki nie zauważył postaci na grzbiecie smoka 

-Nie, to nie możliwe- powiedział wpatrując się w oddalający punkt na niebie.

-Czy to była Myrcella?- zapytała złotowłosa 

-Dla ciebie pani Dragonson, Mavis- powiedział trochę nie miło 

Zostawił ją samą, przywołał zaklęciem Accio swoją miotłę i poszybował tuż za wielkim białym punktem. 

-Myrcella- zawołał lecąc tuż obok 

I wtedy po raz pierwszy widział tak piękny i przepełniony szczęściem uśmiech na twarzy białowłosej.

Płomień| Charlie WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz