20. Latarnia morska

982 65 5
                                    

Elena's POV

Wstawanie i wychodzenie z łóżka było jeszcze trudniejsze, niż jakieś trzy tygodnie temu. Krok pierwszy: otwierałam oczy. Krok drugi: ziewałam, próbując się nie krzywić. Krok trzeci: krzywiłam się i gapiłam w przestrzeń. Krok czwarty: dwie godziny później zmuszałam się do wyjścia z ciepłego i miękkiego łóżka do piekielnego świata.

Udałam się do łazienki, która była połączona z moja sypialnią. Poszłam pod prysznic, czekając, aż woda będzie wystarczająco ciepła, by wejść pod wodę. Jedyną rzeczą za którą nie tęskniłam na wsi był brak ciepłej wody. Nucąc, pozwoliłam gorącej wodzie spływać na moją jasną skórę. Czułam się świetnie, czując na sobie ciecz. Mogłabym tak stać w nieskończoność.

Gdy tylko woda zaczęła się robić zimniejsza, zdecydowałam ją wyłączyć i zacząć się szykować na nadchodzący dzień. W końcu nie mógł być taki zły. Przyjaciele Katie zabierają nas do świetnego miejsca, gdzie przyjeżdżał Harry jako dziecko. Wcześniej nie byłam zbyt podekscytowana na tą krótką wycieczkę, ale wszystko, co zabierało mnie jak najdalej od Desmonda, było w porządku.

Chwyciłam jedną z sukienek wiszących w szafie. Wyglądało na to, że były to jedyne ubrania które mogłam nosić. Ja nawet nie przepadałam za sukienkami.

Stałam przed dużym lustrem, przyglądając się sobie. Moje włosy w końcu miały porządną objętość i nie byłam już taka chuda jak kiedyś. Jednak wciąż nie widziałam wokół siebie tej łuny o której wszyscy wspominali. Myślę, że ta łuna to po prostu szczęście, którego w moim życiu brakowało.

Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

- P-proszę - wyjąkałam, zanim kaszlnęłam.

Kilka sekund później, Katie stała w moim pokoju.

- Kolejna sukienka? - zmarszczyła brwi, uśmiechając się. Przewróciłam oczami, ubierając biały kardigan.

- Chodźmy - rzuciłam. Katie poszła za mną, gdy szybko wyszłyśmy na korytarz. Czułam, że idzie tak szybko, by mieć pewność, że nigdzie niespodziewanie nie spotkamy jej ojca.

Oczywiście, za szybko to powiedziałam. Desmond po chwili pojawił się w holu. Dalej miał na sobie ten swój ‘Desmondowy’ uśmieszek.

- Dzień dobry, panie.

Spojrzałam w drugą stronę, Katie natomiast zaczęła się intensywnie przyglądać swoim dłoniom.

- Dzień dobry, douchebag* - wysyczała, gdy się minęli. Odwróciłam się, próbując się nie roześmiać. Zanim jednak zdążyłam pomyśleć, dłoń Desmonda uderzyła w policzek Katie.

Jej głowa odchyliła się, a ja przyłożyłam dłonie do ust. Zirytowany Desmond stanął przed córką, górując nad nią.

Wszystko działo się tak szybko, ale jednak widziałam wszystko w spowolnieniu. Najbardziej wtedy, gdy Ann przybiegła z drugiego końca holu do miejsca, gdzie staliśmy. Widać było po jej spojrzeniu, że czuła odrazę do męża.

- Desmond! - krzyknęła, przytulając Katie. Katie odsunęła się od niej, wciąż trzymając się za czerwony policzek.

- Zostaw mnie. W końcu i tak nie możesz nic zrobić - powiedziała Katie do matki, zanim ruszyła szybkim krokiem do salonu. Wciąż w ciężkim szoku, stałam w miejscu, dziwiąc się jak Desmond mógł uderzyć swoją własną córkę.

Przeskanowałam korytarz. 

Harry.

Niewiele myśląc, pobiegłam do jego mocnych ramion, które instynktownie mnie przytuliły. Jakby chciały mnie schować przed sytuacją, która właśnie miała miejsce.

Caged - tłumaczenie II h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz