the eleventh; beauty little snowdrop;

59 5 0
                                    

Louis wszedł gwałtownie do mieszkania, ku ciężkiemu westchnieniu mulata, „że chłopak nigdy się nie nauczy".

- Odpalaj stara szkapo, nie po to biegłem tu przez całe miasto - powiedział Louis, rzucając torbę pełną smakołyków i niezdrowych napojów na stolik kawowy.

- Słyszałem o dzisiejszej akcji - odparł mulat, nawet nie wyglądając zad telefonu, na co szatyn jedynie zmarszczył brwi - Był tu. Jest jak dzieciak.

- Uh, wiem - westchnął chłopak, wyciągając kolejno zakupy z reklamówki.

- Podarł ci wszystkie bokserki - ciągnął Zayn beznamiętnie, nawet nie wzdrygając się, gdy Louis niemal przebiegł po nim, pędząc do swojej sypialni.

- Oh. Znów o mnie nie pomyślał - dodał cicho, przebierając wśród tych wszystkich, wysokokalorycznych słodkościach.

Mulat spuścił wzrok, nieco zawiedziony, gdy Louis wrócił do salonu, wciąż jakby przetrawiając obraz pociętej na strzępy bielizny, porozrzucanej w szale po całym pokoju. Brunet dosłownie był jak dziecko.

- Myślałem że weźmiesz mi chociaż jakieś wafle ryżowe - rzucił jakby od niechcenia Zayn.

Szatyn zmarszczył brwi i zrobił się cały czerwony, podrywając się szybko i zaparzając ogromny kubek zielonej herbaty, lecz siadając z nim na kanapie, daleko od fotela w którym siedział jego przyjaciel.

- Co ty robisz?

- Chodź do mnie, przytul się - odparł z uśmiechem szatyn i wyciągnął zachęcająco napój w stronę skonsternowanego chłopaka.
Mimo to, chwilę później Zayn prychnął pod nosem i wstał z fotela, odkładając telefon i układając się na ramieniu przyjaciela i zabierając od niego swój kubek.

- Zaniedbałem cię ostatnio, bracie - mruknął Louis, obejmując chłopaka ramieniem w pasie i kładąc głowę w zgięciu jego szyi - Przepraszam.

- Rozumiem że twoja bratnia dusza była ważniejsza - odparł, spoglądając na wyświetlacz, migający nową wiadomością.

- To nie może być moja bratnia dusza. To nie jest po prostu możliwe.

- Nigdzie gdzie o tym czytałem, nie było napisane o pomyłkach w tej kwestii. Może po prostu to nie czas. Być może mieliście się spotkać za kilka lat, kiedy oboje trochę dojrzejecie i w ogóle...

- A teraz muszę pieścić się z tym bachorem.

- Spójrz, nic już nie zmienisz. Znacie się, wiecie że jesteście sobie pisani i już. Klamka zapadła. Spróbuj może jakoś oswoić się z tym faktem i nie wiem... polubić go?

Szatyn tylko jęknął zmęczony i schował twarz głębiej w śniadej skórze, mamrocząc cicho na zgodę.

ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ

- Nie wierzę że mnie tak wystawiłeś. Zayn też nie był dla mnie najmilszy - jęknął Harry, wpadając do biblioteki akademickiej z kubkiem kawy, o którą prosił Liam.

- Cóż, niecodziennie spotyka się nastolatków mszczących się za dobry seks - rzucił jedynie szatyn, wyglądając zza książki. Harry miał dość poprawiania go, kiedy widział że szatyn robił to tylko by go wkurzyć - Idziemy dzisiaj z Niallem na kręgle, chcesz się przyłączyć?

- Czy „z Niallem", oznacza „z Niallem, Zaynem i Louisem"?

Liam uśmiechnął się pod nosem, mimowolnie zerkając na wibrujący na jego kolanach telefon.

❝ dead flowers on your arms ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz