Od kolejnego tygodnia, Harry nie opuścił żadnego wykładu dla Louisa, harując ile sił, bez względu na godzinę ani stopień wyspania, czasami nawet siedząc od świtu aż do późnych godzin nocnych w bibliotece akademickiej, gdzie uzupełniał, poprawiał i dopisywał nowe rzeczy do notatek, które potem przekazywał szatynowi.
Louis z kolei miał to zupełnie gdzieś.
To Harry zaproponował taki układ i to właśnie Harry harował teraz nieludzko. Louisa totalnie to nie obchodziło...
Przez pierwszy tydzień.
Przez pierwszy tydzień, chłopak wagarował, obijał się na wykładach i śmiał się jedynie z Zayna, który pożyczał podręczniki od Liama, żeby tylko nadrobić materiał.
Ten tydzień był dla Harrego udręką.
Wory pod oczami, bibliotekarka otwierająca ledwie po tym jak robiło się jasno i hektolitry kawy, stały się najlepszymi przyjaciółmi bruneta.Co było oczywiście ogromnym, ogromnym minusem tego układu, który, teraz Harry to widział, był zupełnie nieopłacalny. Jednak rany, jakie zadawał sobie Louis, były z jakiegoś powodu dla niego bardzo ważne, a wiedział, że szatyn nie pokaże mu ich, jeśli brunet nic dla niego nie zrobi.
Jednak chłopak nie twierdził, że w tej sytuacji nie ma też plusów. Absolutnie nie.
Harry wkręcił się w „system obrotu kawy"na ich uczelni, jak wyjaśnił mu później Niall.
Wprawdzie blondyn sam nie pijał tego nektaru bogów, więc brunet musiał sam trochę popytać i zapoznać parę osób, co jednak wyleczyło go z głęboko skrywanej nieśmiałości i być może nawet lekkiego strachu, przed kontaktami z ludźmi. W końcu jednak okazało się że to całkiem proste, a korzyści jakie płyną z tego układu - nieograniczone.
Tego dnia to była kolej Harrego, by na półtoragodzinnej przerwie między wykładami, przejść się do kawiarni, niedaleko kampusu.
- Gdzie tak pędzisz? - złapał go Louis, przechadzający się beztrosko uczelnianą kostką, mimo iż nie miał najmniejszego zamiaru iść na zajęcia.
- Muszę iść po kawę, zanim zapomnę wszystkich zamówień - Harry w ogóle nie przejął się widokiem Louisa, ani tego że ten szarpnął go za ramię, gdy szedł szybkim krokiem przed siebie.
- I tak zapomnisz.
- Przestań! - chłopak odwrócił się wściekły do szatyna, widząc jak patrząc pod nogi idzie za nim z rękoma w kieszeniach nisko opuszczonych, jasnych jeansów.
- Miałem cię złapać po wykładach - powiedział Louis po dłuższej chwili, nie odrywając spojrzenia od ziemi, klnąc pod nosem na gigantycznie długie nogi bruneta, stawiające gigantycznie długie kroki.
- Masz do mnie sprawę? Dobrze Lou, tylko zaczekaj chwilę, bo to mój pierwszy raz jak wychodzę po kawę i nie mogę niczego zapomnieć - brunet złożył dłonie w błaganiu i założył wpadające do oczu loki, gdy zostawił Louisa przed miłym lokalem, samemu wychodząc z niego po dłuższym czasie, obłożony gorącymi, papierowymi kubeczkami, niemalże na każdej części ciała, na jakiej tylko mógł je nieść. Szatyn pokręcił głową z dezaprobatą i wziął od niego kilka kubków, uśmiechając się na ciche „dziękuję" uciekające spomiędzy pełnych warg.
- Więc o co chodziło, skoro zmusiło cię to aż do przydreptania tutaj? - spytał wesoło Harry, próbując szturchnąć biodrem chłopaka w taki sposób, by niczego nie rozlać. Cieszył się z towarzystwa Louisa mimo wszystko.
Wpadł już i nie mógł nic z tym zrobić...
CZYTASZ
❝ dead flowers on your arms ❞
Fanfiction„Gdzie kwiaty kwitną na szkarłatnych łzach, a bratnie dusze dzielą krwawe bukiety..." AU, gdzie kwiaty rosną na ciele, w miejscu ran twojej bratniej duszy, a Harry mimo iż kocha się w stokrotkach czy makach, jakie może nosić do domu, by pięknie przy...