Harry
Czułaś się podle siedząc wśród uczniów swojego domu, którzy głośno skandowali imiona poszczególnych zawodników. Sama nie mogłaś oderwać wzroku od szukającego Griffindoru, który siedział na swej miotle i machał energicznie do wszystkich po lewej stronie. Nawet z tej odległości mogłaś dostrzec jak uśmiecha się szeroko, poprawiając swe okulary. Chyba jako jedyna ze Slytherinu (przynajmniej tak Ci się wydawało) kibicowałaś dzisiaj dla nie swojego domu.
Zmuszona przez siedzącą obok przyjaciółkę, spojrzałaś w końcu gdzieś indziej. Oczywiście miałaś gdzieś czy ktoś przyłapie Cię na patrzeniu na Potter'a, w końcu każdy był świadomy waszej przyjaźni, ale nie chciałaś wszczynać niepotrzebnej kłótni. Pomachałaś do Zabiniego, który próbował zwrócić na siebie Twoją uwagę i przewróciłaś oczami na chichot (imię przyjaciółki). Kobieta zakochana była w nim odkąd tylko pamiętałaś, ale nie zebrała się jeszcze na odwagę by go o tym poinformować.
A szkoda, bo dzięki temu już od dawna mogłaby go nazywać swoim chłopakiem.. Gra w końcu się rozpoczęła, a ty śmigałaś wzrokiem za zawodnikami, starając się nie stracić z oczu brązowowłosego. Rano pisał Ci, że nie czuje się zbyt dobrze, więc martwiłaś się, że może coś niedobrego się stać. Wolałaś więc być czujna, choć wiedziałaś, że w razie czego i tak zbyt wiele byś nie zdziałała. Gdy mecz się skończył, wygraną Gryffindoru, a zawodnicy zlecieli na ziemię, odetchnęłaś z ulgą.
Wzięłaś kilka głębokich oddechów, czując, że w końcu możesz zacząć oddychać pełną piersią.
- Na prawdę go lubisz, co? - spytała (kolor włosów), a ty zmarszczyłaś brwi.
- Oczywiście, to mój przyjaciel.
- Czyżby? A nie czasami ktoś więcej? - nie zdążyłaś jej odpowiedzieć, gdyż zbiegła na dół, z pewnością by pogratulować temu jednemu zawodnikowi. Przez resztę dnia myślałaś nad jej słowami, by w końcu, gdy już zasypiałaś, musieć się z nią zgodzić. Na prawdę coś do niego czułaś. I nie za bardzo wiedziałaś, co z tym zrobić.Ron
- Ronaldzie Weasley, wracaj tu w tej chwili! - usłyszałaś bardzo głośny krzyk oraz stukot zbliżających się do Ciebie kroków. Zmarszczyłaś na to brwi, wsłuchując się w nie. Były ciężkie, więc z pewnością musiały należeć do mężczyzny. Odczekałaś kilka chwil i, gdy tylko rudowłosa postać śmignęła koło Ciebie, złapałaś ją za szaty i mocno pociągnęłaś w swoją stronę. Ron pisnął, zaskoczony, więc szybko przycisnęłaś go do ściany i położyłaś mu dłoń na ustach.
- Shh - wymamrotałaś, patrząc mu prosto w jego piękne, niebieskie oczy.Pomału zabrałaś dłoń, nie mogąc jednak tak łatwo odwrócić wzroku. Poraziła Cię głębia bijąca z tego koloru. Czułaś się jakbyś zaczęła pływać w chmurach. Uśmiechnęłaś się mimowolnie, a na Twoje policzki wkradł się okropny rumieniec. Na całe szczęście, na jego także. Drobniejsze kroki rozeszły się po korytarzu, więc wstrzymałaś oddech. Na całe szczęście, jak się okazało, Hermiona minęła was, nawet nie zaglądając za róg, w którym się ukryliście. Odetchnęłaś z ulgą, odsuwając się od rudowłosego by oczyścić choć trochę umysł.
- Dziękuję, jestem pewien, że właśnie mnie uratowałaś.
- Czym się jej aż tak naraziłeś? - spytałaś, upewniwszy się przed, że Twój głos jest stabilny. Bliskość Rona po raz pierwszy wpłynęła na Ciebie w ten sposób i nie bardzo wiedziałaś, jak sobie z tym poradzić.
- Szkoda gadać - machnął ręką, a ty z jakiegoś powodu byłaś pewna, że znowu postąpił lekkomyślnie i zaczyna tego pomału żałować. Przegryzłaś wargę, próbując powstrzymać śmiech.
- Ale przeprosisz ją, co?- Jak będę miał stuprocentową pewność, że nie rzuci we mnie śmiertelnym zaklęciem - wzruszył ramionami, a ty zaśmiałaś się, nie mogąc dłużej tego wstrzymywać. Mężczyzna dość szybko dołączył do Ciebie.
- Mam nadzieję, że tego nie zrobi. Tęskniłabym za Tobą. Tak trochę - dodałaś szybko, rumieniąc się pod wpływem jego spojrzenia. - Muszę lecieć, a ty się lepiej gdzieś ukryj - przyspieszyłaś, nie zauważając tego, jak uroczy uśmiech pojawił się na twarzy Weasley'a.
CZYTASZ
boyfriend scenarios ~ harry potter
FanfictionScenariusze z chłopcami z Harrego Potter'a, w których przeżywasz swoją własną historię ze swoim wybrańcem.