~17~

1.1K 23 0
                                    

Liam siedział w samochodzie, miał złe przeczucia. Jego spojrzenie utkwiło w dali.
- Stary, co ty taki poważny?
-Mam złe przeczucia.
-Nie dramatyzuj, Cora to twarda sztuka poradzi sobie.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu.
Brunet przyłożył go do ucha.
-Halo...
-Liam...zabrali ją... przepraszam... - głos po drugiej stronie miał płytki oddech.
Jerry, zawróć. - warknął Liam.
-Ale Liam, jesteśmy na jednokierunkowej.
-Zawróć, powiedziałem, ktoś zabrał Corę...
Jerry zawrócił samochód i przyśpieszył.
-Jack, jesteś tam?! Nic ci nie jest?!
Głos po drugiej stronie już się nie odezwał.
.........................................................
Kobieta uchyliła lekko oczy. Jej głowa niemiłosiernie pulsowała, a widok był rozmazany. Podniosła się do siadu. Poczuła, że jej ręka jest przykuta do łóżka. Oparła się i z przerażeniem stwierdziła, że w fotelu obok niej siedzi brunet i lustruje ją wzrokiem. Cofnęła się nieznacznie.
-Nie bój się, zaimponowałaś mi, więc przeżyjesz. - wstał i zbliżył się do niej.
Chciała wstać, ale uniemożliwił jej to łańcuch kajdanek.
-Czego ty ode mnie chcesz? - spytała odważnie.
-Ooo niczego od ciebie nie chcę, mój zleceniodawca chciał cię dostać w swoje łapy, ale jesteś moja. Zabrałem cię jako swoje wynagrodzenie i trofeum...więc bądź grzeczna. - złapał ją za podbródek.
Wyszarpnęła się i spojrzała na niego pogardliwie.
-Nie patrz tak na mnie... w każdej chwili mogę skończyć to co zacząłem...
-To sobie kończ, nie boję się ciebie!
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Wyjął z kieszeni motylka (nóż) złapał kobietę za szyję odcinając jej dopływ tlenu.
Zbliżył do jej gardła nóż i przejechał po nim tępą krawędzią.
-Nie zgrywaj odważnej, twoje serce cię zdradza. Bije tak szybko, że każdy drapieżnik usłyszałby je z odległości kilometra... i jeszcze jedno... - tym razem ostrą krawędzią zrobił delikatne nacięcie nad obojczykiem. Skrzywiła się i spojrzała na niego z przerażeniem.
-Tak lepiej. - szepnął i nachylił się. Poczuła jego oddech na szyi, przez co przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Nie umknęło to jego uwadze.
-Podoba Ci się? - spytał i zlizał krew spływającą z nacięcia, po czym puścił ją i wrócił na fotel. Cora szybko się podniosła i zakryła ranę ręką.
-Fares. - zaczął, przez co na niego spojrzała. - To tylko mój pseudonim. Mam na imię Kay i tak masz się do mnie zwracać...
Kobieta nie odpowiedziała.
Spojrzał na nią i warknął:
-Rozumiesz?!
-Tak. - odpowiedziała szepcząc.
-Mów głośniej, bo nie słyszę... - powiedział i uśmiechnął się pod nosem jakby się z nią droczył.
-Wal się. - warknęła.
Mężczyzna wstał i znów się do niej zbliżył:
-Co powiedziałaś? Zanim odpowiesz, dobrze Ci radzę, zastanów się...
Cora przełknęła cicho i powoli cofnęła się.
-Powtórz to...
-Wal...się
Fares złapał ją za włosy i przygwoździł do materaca. Przykuł jej drugą rękę do łóżka i szepnął cicho:
-Wolę się zabawić z tobą skoro tak nalegasz...
-Puść mnie. - warknęła przerażona. - Proszę.
-Teraz za późno na grzeczności. - powiedział i rozerwał jej bluzkę. Zaczął lustrować wzrokiem jej płaski, jasny brzuch. Potem przesunął wzrok na kształtne, jędrne piersi ukryte za kremowym biustonoszem. Przygryzł wargę. Nachylił się i zaczął całować jej obojczyk.
-Błagam, przestań. - szepnęła ze łzami w oczach. Czuła podniecenie, którego wcale nie chciała. Jej serce próbowało wyrwać się z klatki piersiowej a zmysły wariowały.
-Ostrzegałem cię.- szepnął i przejechał ręką po zewnętrznej stronie jej uda. Wzdrygnęła się.
-Pomocy! - krzyknęła.
-Krzycz sobie, nikt cię nie usłyszy, ani ci nie pomoże.
W tym momencie drzwi do pokoju się otworzyły.
-Ja usłyszę i bardzo chętnie pomogę. - szepnął białowłosy z bronią wymierzoną w bruneta. - Rozkuj ją i się od niej odsuń!
Kobieta znała ten głos, ale przeczuwała, że nie zwiastuje nic dobrego.
-Jak chcesz się pobawić, to się podzielę, tylko to odłóż.
-Rób co mówię, albo twój mózg, o ile go masz wyląduje na ścianie.
Brunet warknął coś pod nosem, z jego twarzy zniknął uśmiech. Podszedł do Cory i ją rozkuł.
-Coro, podejdź do mnie.
Zawahała się, nie chciała trafić z przysłowiowego deszczu pod rynnę, ale nie miała wyboru, zbliżyła się do mężczyzny stojącego w drzwiach.
W tym samym momencie brunet sięgnął po broń. Białowłosy oddał jeden celny strzał, a ten padł martwy. Szatynka cofnęła się, chciała uciekać, ale zatrzymał ją jakiś inny mężczyzna.
-Gdzie się wybierasz? - uśmiechnął się i przejechał wzrokiem po jej klatce piersiowej. Szybko zakryła się rękoma.
Nie wiedziała co robić, odcięto jej jedyną drogę ucieczki. Bała się.
-Nic ci nie zrobił? - spytał nagle białowłosy.
Nie odpowiedziała.
-Czyli chyba nie... - rozpiął swoją marynarkę i założył ją na jej ramiona. Szybko się zakryła i spojrzała na niego podejrzliwie.
-Posłuchaj nie skrzywdzę cię, pojedziesz ze mną...
- Szefie, jakiś samochód się tutaj zbliża, nie ma czasu, trzeba stąd spadać.
-Sama słyszysz. Zaufaj mi. - wyciągnął do niej rękę.
Zastanowiła się chwilę, a potem podała mu swoją rękę. Nie miała wyboru.
Wyszli z mieszkania, a potem z kamienicy.
Wsiedli do czarnego audi A4 i odjechali z piskiem opon.
__________________________________
-Dopadnę tego niesłownego skurwysyna.
-Uspokój się, musimy się upewnić, że dziewczyna nie ucierpi, bo stracimy kolejną okazję... - Nie dokończył, bo kierowca gwałtownie zahamował.
-Ty idioto, co robisz?
-Wybacz szefie, jakiś debil w Audi wjechał na czerwonym.
-Dobra nieważne. Po niecałej minucie skręcili w jakiś zaułek. Czarne GMC zatrzymało się przed starą, zniszczoną, szarą kamienicą. Mężczyźni opuścili samochód i powoli weszli na klatkę schodową. Zatrzymali się przed mieszkaniem nr 7 i powoli otworzyli drzwi.
W mieszkaniu było zadziwiająco cicho.
Blondyn wyjął broń i skierował się do kuchni, a szatyn cicho uchylił drzwi sypialni.
-Phill, mam twojego psa...
-Ty sukinsyn...-warknął, ale zobaczył w czole bruneta dziurę. Zaklął i popchnął drzwi do końca. Wszedł i zaczął przyglądać się ciału. Nagle rozległ się strzał. Blondyn poczuł ból i upadł.
-Co ty kurwa robisz?! - spytał trzymając się za brzuch.
-Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?
Blondyn spojrzał na niego ze zdziwieniem.
-To był mój plan od samego początku. Najpierw zlikwidować Linę, potem ciebie, Adriena a na końcu mojego braciszka...
-Nie odważysz się. Jesteś za słaby, a pozatym moi ludzie nie będą cię słuchać.
-Mam to gdzieś. Zmuszę ich...
-Nie uda Ci się.
Szatyn stanął nad Philem i wymierzył w jego skroń.
-Oj uda- szepnął szatyn i oddał jeszcze jeden celny strzał, po którym blondyn upadł bez tchu na podłogę.
Wyszedł z mieszkania i zszedł na dół. Przed wyjściem zmienił swoją minę i zastanowił się co powiedzieć. Wybiegł z klatki. Otworzył drzwi od strony kierowcy i zadyszany szepnął:
-Fares, on... oni zabili się nawzajem. Phill nie żyje. Pomóż...-Kierowca powoli wysiadł z samochodu i wszedł do kamienicy. W tym samym czasie Evan zaśmiał się szyderczo i usiadł na fotelu pasażera.
-Teraz wystarczy zlikwidować Liama i tego jego koleżkę Adriena... Wtedy stanę się jedynym mafiozom w tym okręgu.
Gdy kierowca wrócił, szepnął ze spokojem:
-Wygląda na to, że teraz ty tutaj rządzisz...

Mój bandytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz