Rozdział 11

3 1 0
                                    


Biegłam ciemnym korytarzem, dookoła słyszałam ochrypłe glosy. Nie wiem, ile biegłam, ale w pewnym momencie zderzyłam się ze ścianą zaskoczona tak nagłym uderzeniem zatoczyłam się i upadłam na plecy. Szybko chciałam wstać więc kucnęłam i zaczęłam jeździć rękami po ścianie w poszukiwaniu jakiejś klamki

- Chodź pomogę ci- zaraz za mną pojawił się ciepły głos bardzo miły i przyznany nie znałam go. Chwycił mnie od tyłu za ramiona i mocnym ruchem pociągną do góry. Odwróciłam się było ciemno, nie mogłam zobaczyć kto mi pomógł.

- Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz- Szymon, to był Szymon!

- Szymon! Jak dobrze, że to ty! Gdzie jesteśmy?

Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę, z której tu przybiegłam. Przeszliśmy parę kroków i skręciliśmy w jeden z mniejszych korytarzy, nie potrafię sobie przypomnieć, czy były tam wcześniej. Weszliśmy do ośmiokątnego pomieszczenia, ze szybami na połowie ścianach i suficie który był szklaną kopułą. Nad nami było gwieździste niebo. Szymon puścił moją rękę, podeszłam do jednej ze ścian i wyjrzałam. Byliśmy nad morzem, gdy spojrzałam w dół mogłam zobaczyć fale uderzające o kamienne klify. Byłam zauroczona tym widokiem. Odwrócił się w storna Szymona sprawdzić czy też podziwia widoki. Pomieszczenie było puste. Usłyszałam kroki ktoś tu szedł. Najpierw zobaczyłam czarne wojskowe buty, nogawki czarnych spodni i bluzę z kapturem, który uniemożliwiał rozpoznanie twarzy. Wstrzymałam oddech. Postać zdjęła kaptur, pod którym kryła się twarz z opaską. Zamrugałam oczami, musiało mi się przewidzieć, nie, to był Adam. Cofnęłam się o krok, lecz napotkałam ścianę.

- Ty się mnie boisz- zadrwił

Miejsce, które było tak piękne stało się pułapką. Chłopak zaczął podchodzić, zaczęłam iść w bok chciałam dojść do wyjścia byłam już blisko korytarza, gdy kraty zablokowały mi wyjście. Adrenalina zaczęła mnie napędzać.

- Szymon! - zauważyłam go w korytarzu w korytarzu- pomóż mi!

- nic ci nie zrobi- powiedział odwrócił się i odszedł

- Szymon! Nie, chodź tu!

- Ty się mnie boisz-znowu zadrwił tamten

Odwróciłam się do niego był około metr ode mnie i nadal podchodził. Zaczęłam biec staną mi na drodze uderzyłam w niego.

Obudziłam się cała spocona oddech miałam nie spokojny a ręce mi się trzęsły. Usiadłam i rozejrzałam się po sali, wszyscy spali tylko korytarzu święciło się światło ktoś po nim chodził. Chciałam wyjść się przewietrzyć, aby jak najszybciej zapomnieć o koszmarze, światło z korytarza oślepiło mnie musiałam za mrugnąć parę razy, aby obraz mi się wyostrzył. Na końcu korytarza szedł człowiek ubrany na czarno. Dziwne... Łazienki były w drugą stronę. Poszłam za nim.

Poszłam za nim do najniższego poziomu szkoły, gdzie się zatrzymał i otworzył okno. Zaczęłam się wąchać. Od początku roku jeszcze nie wyszłam poza mur szkoły, ale jeśli za nim pójdę najprawdopodobniej dowiem się kim jest zdrajca i kto z nim działa. Poszłam. Zimne powietrze wdarło mi się do płuc, pomimo że mieliśmy szkolny plac teraz się czułam taka...wolna. Ulice miasta wydawały się opustoszałe nigdzie nie było śladu człowieka ani bezkształtnego, byłam tylko ja i on. Doszliśmy na rynek, niektóre latarnie migały żółtym światłem, teraz mogłam zobaczyć dokładnie co mnie otacza. Tylko w niektórych oknach paliło się światło, które padało za zabitych deskami okien. Sklepy też były pozabijane, ale widać było, że raz na jakiś czas były one otwierane. Znowu skupiłam się na człowieku przed sobą, musiałam uważać, aby ten nie zorientował się, że go śledzę. Wszedł do jednego z bloków, gdzie paliło się światło, usłyszałam otwieranie drzwi jakieś ciche mruknięcia i znów trzask drzwi. Odczekałam jakaś chwilę i ruszyłam śladami człowieka, za którym szłam. Stojąc pod drzwiami wywnioskowałam, że w środku jest grupka mężczyzn rozmawiając przyciszonymi głosami nie mogłam wywnioskować co, bo stali za daleko. Wyszłam na zewnętrz, i zauważyłam, że pod oknem, w którym pali się światło jest sterta śmieci dzięki którym mogłam się wspiąć na wysokość okna. Szpary między deskami były na tyle duże bym mogła się dokładnie rozejrzeć. Mężczyźni stali dookoła stołu, na którym leżała mapa. Nie znałam żadnego z nich a tym który mnie tu przyprowadził był Adam. Nie dziwiło mnie to, już na początku drogi podejrzewam, że to on, teraz też wiem, że pracuje z bezkształtnymi i to on albo jeden z jego kolegów wprowadził ich do szkoły. Jeden, stał do mnie tyłem a postała czwórka przodem do okna, byli tak pochłonięci papierami na stole, że nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Uniosłam się na przed ramionach, żeby zobaczyć co to była za mapa, wyciągnęłam szyję najwyżej jak umiałam. Na mapie były lasy, budynki, jakieś drogi. Nagle moje ręce straciły ześlizgnęły się z gładkiego parapetu i z impetem stoczyłam się na ziemię. Wywołało do dużo hałasu a osoby za oknem zaczęły przepychać się by zobaczyć co się dzieje, natychmiast zakradłam się pod ścianę i zaczęłam biec sportem do szkoły. Dookoła słyszałam jęki i trzaski, które mogły świadczyć o obecności bezkształtnych. Przeklinałam się w myślach, że poszłam za tym durniem i opuściłam bezpieczne mury. JEST! Okno jest nadal otwarte, biegłam, ile sił w nogach, nawet nie wiedziałam, że adrenalina z pokraki zrobi maratonkę. Parę razy czułam jak ręce potworów ocierały się o moje plecy, ramiona, ale za każdym razem, ale gwałtownie skręcałam albo to oni się potykali. Byłam coraz bliżej ściany, gdy dzieliły mnie zaledwie trzy kroki wyskoczyłam najmocniej jak mogłam i chwyciłam się ramy okna, nie patrzyłam za siebie, szybko weszłam do bezpiecznej strefy i zamknęłam okno. W tedy dopiero dowiedziałam się, że leciała za mną niezła sumka człekokształtnych. Spojrzałam na piekące przedramiona, były zdarte, wiedziałam to pomimo długich rękawków które były brudne i po dziurowane. Była 2 w nocy nie było mnie 30 minut(wow niezła jestem w tak krótkim czasie takie zamieszanie).

BezkształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz