Rozdział 46 - Potwór

2.5K 198 390
                                    


Aira postawił zimnego drinka na blacie stołu, uśmiechając się łagodnie do swojego gościa. Nie spodziewał się żadnych odwiedzin, więc widok Thany w progu ich domu mocno go zaskoczył. Strażniczka nie należała do osób lubiących się napraszać, a dodatkowo wiedziała o tym, że ciężko było zostać któregokolwiek z nich w domu, licząc na przypadek. Blondyn miękkim ruchem odgarnął włosy, siadając naprzeciw niej. Dziś miała szczęście, krzyżując jego dotychczasowe plany. Miał wrócić do rezydencji Lin i poświęcić kilka dni na trenowanie Ravena, jednak zbycie Thany nie wchodziło w grę. Domyślał się, po co przyszła... Posłał kobiecie zachęcający półuśmiech, przy okazji przyglądając jej się nieco uważniej. Sprawiała wrażenie spiętej, co nie wróżyło najlepiej.

- Więc? - chwycił za butelkę piwa - W czym mogę ci pomóc?

- Szukam Lorda Eliasa - niepewnie zwilżyła usta drinkiem.

- Nie ty jedna - roześmiał się w głos. - Nie widziałem go od dłuższego czasu. Po naradzie Lordów nie wrócił do domu.

Dziewczyna patrzyła na niego uważnie, starając się dostrzec jakiekolwiek oznaki kłamstwa. Była wyjątkowo wyczulona na drobne, niekontrolowane odruchy, mogące świadczyć o braku szczerości, jednak ten talent na nic jej się teraz zdał. Twarz Airy, jak zawsze, wyglądała niczym nienaruszony obraz łagodnej radości. Mogłaby wpatrywać się w niego godzinami, czerpiąc dziwną satysfakcję, jednak nie dziś. Dziś jego prawdomówność wyjątkowo ją zasmucała. Nie przybyła tu na niezobowiązujące pogaduszki, ani w czysto towarzyskich celach. Miała swoje zadanie do wykonania i szczerze mówiąc liczyła na to, że zakończą sprawę w miarę szybko. Lord Arien dosłownie gotował się ze złości, w swoim potężnym zamczysku. Niemalże każdego dnia słał listy do najmłodszego brata, lecz ten nie odpowiadał na wezwania. Brak rekacji stawał się coraz bardziej frustrujący dla jej pana, choć nie miała pojęcia dlaczego. Lord Elias był znany ze swoich zniknięć, więc niczego dziwnego nie powinno być w tym, że teraz również trudno było go namierzyć. Coś musiało się stać. Coś na tyle poważnego, że głowa rodu nie mogła zaakceptować bierności Elementalisty. Dlatego ją tu przysłał. Miała przesłuchać Airę i wyciągnąć z niego potrzebne informacje - wszelkimi możliwymi sposobami. Opróżniła do połowy szklankę, zbierając się w sobie.

- Proszę cię, Aira - spojrzała na gospodarza niemalże błagalnie. - Wiem, że twoim zadaniem jest chronienie swojego pana, ale dla własnego bezpieczeństwa, tym razem odpuść i po prostu powiedz mi, gdzie go szukać.

- Nie mam pojęcia.

Szeroki, nieruchomy uśmiech zmroził ją do szpiku kości. Może nie sam uśmiech, ale towarzyszące mu spojrzenie. Wiecznie roziskrzone, niebieskie oczy Airy w jednej chwili straciły swój unikatowy blask. Stały się puste. Bezdenne i niewzruszone, jak morska toń, którą niegdyś pokochał. Przeraziło ją to. Podniosła się z krzesła, doskonale czując, że nie miała najmniejszych szans na wyciągnięcie z niego chociażby skrawka informacji. Ruszyła ku drzwiom, jednak zatrzymała się tuż przed nimi.

- On tu przyjdzie, wiesz o tym? - wyszeptała.

- Zapraszam.

Uśmiechnęła się krzywo, słysząc nutę kpiny w jego głosie. Wyszła przed dom z zamiarem powrotu do zamczyska. Od czasu... incydentu z Draganem i Lordem Damonem, sytuacja pomiędzy braćmi Phoenix stała się mocno napięta i nic nie wskazywało na to, by w miarę sprawnie doszło między nimi do porozumienia. Weszła do wnętrza budynku, mając ochotę zawrócić i ukryć się w jakiejś norze. Lord Arien miał paskudny nastrój, a jej porażka z całą pewnością dodatkowo go zdeneruwje. Odetchnęła głęboko. Zawsze dostrzegała w Arienie mężczyznę wyjątkowo spokojnego, łagodnego i na swój sposób opiekuńczego, ale to co teraz się z nim działo... W jego majestatycznych, błękitnych oczach nie przestawała lśnić paląca iskra gniewu. Nie kierował go w stronę swych oddanych sług - bynajmniej celowo - jednak skutecznie zagęszczało to atmosferę w przepięknym zamczysku. Podwładni schodzili mu z drogi, usiłując nie popaść w niełaskę, lecz ona wyboru nie miała. Była jego Strażniczką. Dawno temu jedynym celem jej istnienia, stała się służba najstarszemu spośród Phoenix'ów i starała się jak najlepiej wywiązywać z obowiązków. Nawet, jeśli miało to na nią ściągnąć gniew Ariena. Poprawiła nerwowym ruchem opiętą, czarną spódnice, po czym zastukała delikatnie w rzeźbione, mahoniowe drzwi. Niemalże podskoczyła, słysząc niski pomruk, zezwalający jej na wejście. Popchnęła wrota, po czym niechętnie przekroczyła próg sporego, bogato urządzonego gabinetu. Arien - jak zwykle - siedział za biurkiem, którego blat doszczętnie zawalały stosy książek. Phoenix uniósł wzrok znad czytanego tomu, posyłając jej pytające spojrzenie.

Córa rodu Phoenix.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz