Rozdział 13.

426 29 6
                                    

- Harry! - krzyczał Draco dobijając się do mojego pokoju. Od jakoś 20 minut próbował się do mnie dostać, lecz nie przemyślał tego że rzuciłem zaklęcie na moje drzwi właśnie gdyby taka sytuacja miała miejsce.

Draco myślał że śpię, lecz od paru dobrych godzin leżałem sobie w łóżku i czytałem jakąś książkę. Nie wiem o co mu chodzi i tak szczerze to nie chce wiedzieć.

- Harry Jamesie pieprzony Potterze otwieraj te cholerne drzwi! - usłyszałem znowu blondyna. Na chwilę pukanie ustało a kilka sekund później coś mocno walnęło w drzwi i usłyszałem huk. Po tym Malfoy o dziwno już nie próbował wejść.

Zaciekawiony podniosłem się z łóżka i otworzyłem drzwi. Zauważyłem Malfoy stojącego przede mną z rozciętym łukiem brwiowym i różdżką w ręce. Ten debil napewno chciał wywarzyć drzwi zaklęciem lecz odbiło się od drzwi i uderzyło go. No cóż niektórzy mają mniej IQ niż na ile wyglądają.  Nie mogąc się powstrzymać zacząłem się z niego śmiać.

- I co cię tak śmieszy Potter? - zapytał poważnie Malfoy krzyżując ręce, chociaż i on się uśmiechał.

- Ty debilu, aż się popłakałem ze śmiechu - oznajmiłem wycierając niewidzialną łezkę. Draco popatrzał na mnie jak na jakiegoś psychola po czym pokręcił głową z zażenowania.

- Idź się ubrać, ale nie jak jakiś pijak - powiedział Draco. Dopiero teraz zauważyłem że wyszedłem do niego w samej bieliźnie i luźnej szarej bluzce. Przenosząc wzrok na chłopaka zorientowałem się że ten ubrał się chyba dość schludnie, biały golf i czarne spodnie jeansowe z przetarciami, do tego jego włosy o dziwo nie były dziwnie przylizane tylko takie...roztrzepane?

- Dobra, ale nic nie obiecuje - oznajmiłem po czym z lekkim zaczerwienieniem udałem się do pokoju po ubrania.

***

- Gdzie idziemy? - zapytałem poraz kolejny idąc z Malfoy'em jedną z ulic.

- Daj już sobie z tym spokój zaraz będziemy - odpowiedział lekko zdenerwowany Malfoy. - Jesteśmy

Rozejrzałem się dookoła ale nic tutaj nie było. Mógłbym uznać że jest on debilem lub jakimś psychopatą lecz trudno stwierdzić bo skoro magia istnieje to wszystko jest możliwe.

- Ale tu nic nie ma Draco - mruknąłem niepewnie opierając się o ścianę jakiegoś budynku.

- Może źle patrzysz? - zapytał po czym odsunął mnie od ściany. Rozejrzał się dookoła jakby chciał się upewnić że nikt nie idzie. Po chwili wyciągnął różdżke i zrobił nią dziwny ruch w stronę ściany.

W ścianie pojawiło się wejście przez które blondyn wszedł. Chcąc nie chcąc zrobiłem to samo i poczułem jakby popchnięcie. Poczułem jak spadam na kogoś i miałem rację. Upadłem na Malfoya który mnie teraz podtrzymywał żebym nie spadł.

- Dzięki - mruknąłem po czym odsunąłem się od niego - Gdzie my jesteśmy?

- To jest...sam niewiem, znalazłem to przypadkiem ale jest tutaj fajnie - oznajmił Draco rozglądając się. Dopiero teraz zauważyłem że znajdujemy się w jakby pubie.

- Przynajmniej jedna osoba z nas musi być trzeźwa - powiedziałem widząc Malfoya który prosił barmana o alkohol - No wiesz, żeby pilnować godziny, mamy dzisiaj te spotkanie w kawiarnii.

- No tak, to dzisiaj to ja może lepiej nie pije - powiedział blondyn po czym oddalił się do barku.

Chłopak pociągnął mnie za rękaw koszuli prowadząc przez tłum ludzi. Po chwili znajdywaliśmy się po drugiej stronie pomieszczenia. Blondyn znowu wyciągnął różdżke i stuknął w ścianę wykonując dziwną kombinacje. Przeszliśmy znowu przez przejście po czym znowu byliśmy na zewnątrz. Ale o dziwo po tej stronie było zupełnie ciemno, chociaż zegarek na mojej ręce pokazywał godzinę trzynastą.

- Gdzie my jesteśmy? - zapytałem lekko rozkojarzony łapiąc blondyna za ramie.

- Witam w Miami Potter - powiedział uśmiechnięty chłopak chowając ręce w jeansy. Nie dowierzając spojrzałem na chłopaka i podniosłem brwi.

- Jak to w Miami? Przecież dopiero co...tamte wcześniejsze pomieszczenie...Londyn...spotkanie... - zacząłem lecz się przymknąłem widząc minę Malfoya.

- Miami przez te pomieszczenie jest połączone z Londynem tak że czarodzieje nie muszą używać teleportacji, cóż przynajmniej ci nie muszą którzy znają to miejsce - oznajmił uśmiechnięty Draco. Otwierałem i zamykałem buzię nie mogąc wydusić z siebie żadnego zdania bądź co gorsza słowa, które mogłyby to opisać.

- A gdzie dokładnie się znajdujemy? I dlaczego tu jesteśmy? - zapytałem co chwilę patrząc na zegarek, nie mogąc się przyzwyczaić.

- Jesteśmy w Bayside Marketplace*, a jesteśmy tu ze względu na zakup jednego zwierzęcia. - odpowiedzał.

- Mogę wiedzieć jakiego? - zapytałem spoglądając z zaciekawieniem na blondyna.

- Kupuje Pufka Tarantowatego, sprzedawca z Nowego Jorku przetransportował je ze względu na to że ministerstwo go ściga.

Draco zaczął odchodzić szybko a ja starałem się go nie zgubić. Po kilku minutach ścigania go, nie mogłem wytrzymać. Stanąłem w miejscu i spoglądałem na niego. Krzyknąłem jego imię a ten się odwrócił i podszedł do mnie.

- Coś nie tak? - zapytał nie wiedząc o co mi chodzi.

- Zwolnij - wydusiłem z siebie wpatrując się w niego jak w jakieś dzieło sztuki.

Chłopak przez chwilę się zastanawiał, po czym ku mojemu zaskoczeniu złapał mnie za rękę i zaczął ze mną iść. Całą drogę byłem zarumieniony i niektórzy mogliby mnie pomylić z dojrzałym burakiem. Zrobiło mi się strasznie ciepło pomimo zimnego wiatru dochodzącego od strony oceanu Atlantyckiego, który o takiej godzinie był zaskakująco silny.

Gdy doszliśmy do jakiegoś sklepiku Draco się rozejrzał, a wolną ręką wyciągnął różdżke po czym wziął mały zamach w stronę tego miejsca. Po chwili drzwi się uchyliły a blondyn pociągnął mnie do środka. Szliśmy dziwnym korytarzem gdy w końcu natrafiliśmy na sklepik z Pufkami. Sprzedawca popatrzał na nas dziwnie, przez co Draco jak poparzony rozłączył nasze ręce.

- W czym mogę pomóc? - zapytał uprzejmie starszy człowiek zza lady.

- Przyjechałem z KOLEGĄ odebrać Pufka Tarantowatego o którego się upominałem miesiąc temu - odpowiedział Draco zaznaczając słyszalnie słowo kolega.

- Rozumiem, chwila - oznajmił sprzedawca i zaczął poszukiwać coś pod swoim biurkiem. - Pan Antyd? - zapytał sprzedawca a ja niesłyszalnie parsknąłem.

- Nie, jestem Dr...

- Ahh tak, pan Faustyn - powiedział mężczyzna wstając i uśmiechając się.

- Nie jestem żadnym Faustynem czy tam Antydem, jestem Draco Malfoy - oznajmił lekko zdenerwowany blondyn, a ja starając się nie śmiać poczułem jak łzy napływają mi do oczu.

- Rozumiem, rozumiem... - mruknął sprzedawca i dał znowu nura pod lade. Po chwili wyciągnął z tamtąd puszystą kulkę z oczami. Ubarwienie tego Pufka różniło się znacznie od ubarwienia Pufka Pigmejskiego. Ten był koloru beżowego w białe plamki.

Sprzedawca delikatnie podał zwierzaka Malfoyowi, a blondyn wyjął różdżke i wycelował w zwierzaka. Po chwili Pufek zniknął a ja spojrzałem z przerażeniem na Malfoya, który kiedy zobaczył moją minę wytłumaczył mi że użył teleportacji różdzkowej a zwierzak siedzi teraz bezpiecznie w Malfoy Manor.

Spojrzałem na swój zegarek który pokazywał godzinę 17:40 więc spotkanie miało odbyć się za dwadzieścia minut a my tkwimy w Ameryce. Złapałem blondyna za rękę żeby się nie zgubił i pociągnąłem go za sobą prowadząc do miejsca w którym było przejście. Wspólnie weszliśmy, przedarliśmy się przez tłum i z powrotem znaleźliśmy się w Londynie. Od razu popędziliśmy do kawiarni w której kiedy weszliśmy byli już wszyscy.

Under Hate| Drarry | ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz