Rozdział 1 - Dławienie zazdrości

6.6K 180 29
                                    

Chodzę po pokoju tam i z powrotem od jakichś 30 minut. Od czasu do czasu spoglądając na notatki przygotowane na stole. Cały czas na przemian brakuje mi oddechu lub jest mi niedobrze. Wszystko przez to, że ja siedzę zamknięta w swoim pokoju, a on jest z NIĄ! I w dodatku pewnie robią... O nie nie nie! Nie będę sobie tego wyobrażać, bo wtedy już na 100% zwymiotuję. Ręce mi się trzęsą, podobnie zresztą jak całe moje ciało. Co robić? Jego rodzice wyjechali na tydzień w delegację zostawiając swoim dzieciom dom pod opieką. To stworzyło mu zapewne idealną okazję, by zaprosić te zdzirę i... Miałam o tym nie myśleć!

Usiadłam na łóżku. Może wcale nikogo nie zaprosił. Może się uczy. Tak, jasne! Brawo Hayley oszukujesz sama siebie i to w najgorszy możliwy sposób! Nie wytrzymam tutaj! Zerwałam się na równe nogi, po drodze chwyciłam przygotowane wcześniej notatki i ruszyłam przed siebie. Już byłam prawie na schodach, gdy zatrzymał mnie głos mojego ojca dobiegający z jego gabinetu.

- Honey, gdzie się wybierasz? – Honey to przezwisko, którego używają w stosunku do mnie tylko 3 osoby na tym świecie: mój tata, wujek James i oczywiście... DYLAN!

- Idę do Dylana zanieść mu notatki z algebry. Musi poprawić ostatni sprawdzian, żeby trener pozwolił mu grać w najbliższym meczu.

- Jak go znam to pewnie i tak się tego nie nauczy, ale uroczo że starasz się mu pomóc. Tylko wróć przed zmrokiem! – Ostatniego zdania już nawet nie usłyszałam, bo w stronę drzwi niosła mnie czysta złość. UROCZO?! Czemu wszyscy do cholery nadal mają mnie za małą dziewczynkę? Na czele z Dylanem! Jemu natomiast wszystko uchodzi płazem i wszystko mu wolno. 3 minuty później stałam jak słup soli przed frontowymi drzwiami Dylana. Czy oni muszą mieszkać 2 domy dalej? Gdyby mieszkał dalej może bym się po drodze rozmyśliła z tej chorej wycieczki... Już miałam zadzwonić dzwonkiem, kiedy zobaczyłam, że drzwi są uchylone. Pchnęłam je lekko i weszłam do środka. Czy ja na pewno chcę ich zobaczyć jak robią TĄ RZECZ? Gdybym zadzwoniła dzwonkiem przynajmniej mieliby czas na ogarnięcie się. Mój umysł swoje, a nogi swoje i tym sposobem znalazłam się w salonie. Tylko, że osoba, która wpatrywała się we mnie zdziwiona to nie Dylan, a wujek James, który siedział na kanapie i zajadał chipsy, a z pokoju Dylana słychać było przytłumione przez zamknięte drzwi krzyki.

- Honey! Co Ty tutaj robisz?

- Mogłabym Cię wujku zapytać o to samo, skoro mieliście dzisiaj wyjechać na delegację wraz z ciocią.

- I wyjeżdżamy, ale wieczorem. – powiedział z chytrym uśmieszkiem.

- Dylan mówił, że rano. – musiałam najwidoczniej coś pomylić, nie pierwszy raz odlatuję myślami, gdy on do mnie mówi.

- Bo Dylan tak miał właśnie myśleć.- czyli jednak dobrze słyszałam. - Specjalnie przejechałem pół miasta, żeby mu zrobić wejście smoka i zastać go...- popatrzył na mnie i odchrząknął. – No powiedzmy na gorącym uczynku. Całą drogę szykowałem się na ten moment i w głowie miałem ułożony scenariusz ochrzanu jaki mu zaserwuję. Przyjeżdżam do domu i zastaję to! – wskazał ręką na zamknięte drzwi do pokoju Dylana, z którego cały czas słychać było przytłumione odgłosy awantury. – Kłócą się tak od godziny! Nawet nie zauważyli mojego wejścia do domu. Przeceniłem własne dziecko i troszeczkę jestem z tego powodu zawiedziony. – zamyślił się na chwilę. – Nadal nie powiedziałaś mi co tutaj robisz? Też chciałaś mu zrobić wejście smoka? – momentalnie dostałam wypieków, przynajmniej tak mi się wydaje, bo się nie widzę, ale policzki palą mnie jakbym je czymś podpaliła.

- Przyniosłam mu notatki z algebry. – powiedziałam i wskazałam na trzymany przeze mnie przedmiot.

- O Honey jesteś urocza, że wierzysz w to, że on się tego nauczy. – znowu słyszę to cholerne słowo UROCZA! – Przeceniasz mojego syna dokładnie tak jak ja.- po tych słowach obróciliśmy się momentalnie w stronę sypialni Dylana, bo coś niemiłosiernie huknęło. – Mam nadzieję, że to czyjś kręgosłup, a nie nowiutkie PlayStation, bo inaczej zakopię tą złośnicę w ogródku. Nikt mi niczego nie udowodni, bo oficjalnie jestem w delegacji! - zaśmiałam się nerwowo, bo to chyba miał być żart? – Nie śmiej się tak! Zobaczysz jeszcze będziesz pomagać mi kopać! – powiedział rozbawiony. Uff czyli to jednak był żart! Jakby się tak jednak dłużej zastanowić to naprawdę miałabym ochotę ją zakopać, a wszystko przez to, że to ona miała JEGO.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi i chwilę potem stanęłam oko w oko z największą zdzirą chodzącą po tej ziemi... No może nie ziemi, ale po naszym liceum a i owszem. Camila stanowiła egzemplarz drużynowego króliczka, który ewidentnie zatopił tym razem ząbki w kapitanie. Słowo daję ta dziewczyna w wieku 17 lat ma licznik cofany niczym w 20 letnim używanym samochodzie. W pół roku przeleciała pół drużyny i nareszcie udało się jej zdobyć Dylana we własnej osobie. Na samą myśl robiło mi się niedobrze.

- Co tutaj robisz mała zdziro? Śledzisz nas? Kto Cię tutaj w ogóle wpuścił? – krzyknęła do mnie z taką agresją, że aż odebrało mi mowę, a w dodatku wbiła mi te swoje szpony w ramię.

- Coś Ty kurwa do niej powiedziała? – z pokoju wybiegł wkurzony jak cholera Dylan i w dodatku o matulu droga bez koszulki. Poczułam, że policzki znowu zaczęły mnie piec. – Wypierdalaj z mojego domu! Nikt się nie będzie do niej tak odzywał! – krzyknął i wyrwał mnie z jej uścisku, a ona ewidentnie chciała jeszcze coś powiedzieć, ale ktoś ją ubiegł.

- Lepiej się wpuścić do domu niż puścić, nieprawdaż? – odezwał się w stronę Camili do tej pory niezauważony wujek James. Tym razem to Camila spiekła buraka i wybiegła z domu jak burza.

- Tata? – Dylan zrobił wielkie oczy, gdy zauważył swojego ojca opartego o ścianę i przyglądającego się całej tej koszmarnej sytuacji.

- Niespodzianka! – zawołał podchodząc do syna. – Niezła szopka, aż szkoda że mamy kwiecień. W grudniu byłoby bardziej nastrojowo.

- Co Ty tutaj robisz? – to jest chyba dzisiaj jakieś pytanie dnia. – Co oboje tutaj robicie? – już chciałam odpowiedzieć, ale wujek mnie ubiegł.

- Z tego co wiem to jest mój dom i to ja jestem tutaj od zadawania pytań. – powiedział wkurzony, a Dylan tylko przewrócił oczami.

- Odprowadzę Honey do domu, a po powrocie strzelisz mi gadkę odpowiedzialnego rodzica, zgoda? – James groźnie zmrużył oczy, a Dylan tym razem zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Poczekaj chwilę, założę coś na siebie i odprowadzę Cię do domu. – jak powiedział tak zrobił i chwilę później szliśmy ślimaczym tempem do mojego domu.

- Będzie na Ciebie bardzo krzyczał? – zapytałam wyrywając go z zamyślenia.

- Co? Nie, nie będzie zapewniam Cię. Nie musisz się martwić.

- Jesteś pewien? Nie chcę żebyś miał kłopoty.

- To nie Ty jesteś przyczyną moich kłopotów, więc nie musisz się o mnie martwić. – łatwo powiedzieć trudniej zrobić... - Nie przejmuj się Camilą, zadbam o to żeby Cię więcej nie obrażała. – powiedział po chwili.

- Nie jestem ze szkła. Sama umiem się przed nią obronić. – powiedziałam, ale ewidentnie do niego nie dotarły moje słowa, dopiero po chwili wyrwany z zamyślenia zapytał mnie znowu.

- A po co przyszłaś do mnie do domu? – speszyłam się. Cholera oby nie wyczuł, że jestem zazdrosna. Dopiero po sekundzie sobie przypomniałam o notatkach, które trzymałam przy sercu jak tarczę.

- Przyniosłam Ci swoje notatki z algebry. Słyszałam, że musisz poprawić ostatni sprawdzian, żeby móc grać, a wiem jak Ci na tym zależy, więc postanowiłam Ci pomóc. – posłał mi jeden z tych swoich zniewalających uśmiechów, a mnie serce zamarło.

- Dziękuje jesteś urocza. – nosz kurwa następny! 

~~~~~~~~~~

Witajcie! Oto 1 rozdział mojego nowego opowiadania, które stanowi kontynuację ,,Jak uciekłam sprzed ołtarza...''. Opowiadanie jest pisane w taki sposób, że nie trzeba czytać 1 części, chociaż będzie mi bardzo miło jeśli na nią też się ktoś zdecyduje po tym rozdziale. 😉Tych którzy już czytali pierwszą część ponownie witam i mam nadzieję, że to opowiadanie również przypadnie Wam do gustu. 🥰 Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i do następnego! ❤

Jak uciekłam z friendzone... [Premiera 03.04.23]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz