Śmierć to jakże okropna rzecz zostawiająca po sobie łzy, rozpacz i straszliwy ból oraz pustkę na twarzach bliskich, ale z czasem ona przyjdzie po każdego zarówno po tych, którzy zdecydowanie na nią nie zasługują jak i na potworów. Mary Macdonald zdecydowanie nie była potworem, ale i na nią śmierć zostawiła swoją pułapkę.
___
Ach, śliczna Mary Macdonald zdecydowanie była ona jedną z piękniejszych jak nie najpiękniejszych dziewcząt uczęszczających do Hogwartu. Dziewczyna z miodu i szkła, która miała nie tylko piękny wygląd, ale i wnętrze. I pytanie, które zadaje sobie wiele osób, dlaczego ona dobrotliwa Gryfonka z wielkimi planami na życie została zabrana przez śmierć? Z pewnością ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie a raczej nie ma ono wyjaśnienia, no bo dlaczego ludzie muszą umierać? W szczególności ci dobrzy? Nikt nie zdobył jeszcze wystarczającej odpowiedzi ma to pytanie. Choć Mary McDonald nie przejmowała się swoją śmiercią co w obliczu wojny było tak ważne i wiele osób niezależnie czy byli to śmierciożercy, członkowie zakonu Feniksa czy zwykli obywatele, którzy zadawali sobie pytanie; "Czy dożyję jutra?". Mary nie zadawała go sobie a i tak śmierć przyszła szybko i niespodziewanie porywając ją w swoje kościste ramiona.
___
3 listopad 1979 rok
Trzeci listopada wydawał się zwyczajnym dniem tak jak każdy pozostały przynajmniej według Mary i nic nie wskazywało na to aby było inaczej. Po ośmiu godzinach pracy w ministerstwie wróciła do średniej wielkości mieszkania w starej kamienicy, którą wynajmowali razem z Remusem.
- Kochanie, jestem!
Krzyknęła od wejścia, ale odpowiedziała jej tylko cisza co wydało jej się nieco dziwne. Wyciągnęła szybko różdżkę i z czujnością ruszyła przed siebie do salonu, który zaraz obok prowadził do małej, jasnej kuchni. Nie widząc wokół niczego podejrzanego położyła różdżkę na blacie kuchennym i od razu podeszła do lodówki widząc na niej żółtą karteczkę z charakterystycznym, starannym pismem Remusa.
Jestem u Lily i Jamesa szykujemy urodziny Syriusza, jak wrócisz z pracy to wpadnij nam pomóc.
Z zamyśleniem pogładziła karteczkę i nalewając do białego kubka wody uśmiechnęła się lekko. No tak, odkąd James i Lily wzięli ślub na początku października tego roku ich mieszkanie w Dolinie Godryka było ich ulubionym miejscem do spotkań jej policzki lekko zaróżowiły się ze wstydu kiedy zrozumiała, że w czasie ostatnich wydarzeń zupełnie zapomniała o urodzinach przyjaciela. Powoli zabrała się za robienie owocowej sałatki, którą Łapa uwielbiał pochłaniać kiedy tylko od czasu do czasu do nich wpadał. Szybko przejrzała się w lustrze poprawiając czarne włosy wciąż tej samej długości jaką miała w Hogwarcie i nakładając długie, czarne kozaki na ostrej szpilce wyszła z kamienicy trzymając w dłoniach sałatkę. Z cichym trzaskiem teleportowała się niedaleko domu Potterów i idąc szybkim krokiem dotarła do ich domu pukając do drzwi. Drzwi otworzył jej uśmiechnięty James, którego włosy nieco mniej sterczały niż zazwyczaj zapewne przez jakiś specyfik Lily i nim zdążyła się przywitać czarnowłosy przytulił ją na powitanie wciągając w dyskusję.
CZYTASZ
Objęcia śmierci
Fanfiction❝Bo oni wszyscy wpadali w objęcia śmierci desperacko próbując się z nich wydostać chociaż śmierć wcale nie miała zamiaru ich wypuścić.❞ Sequel opowieści dostępnej na moim profilu "Just the marauders". Znajomość nie jest konieczna, ale może zawierać...