- No dalej, dalej! - szeptała gorączkowo Megan.
Coś zamigotało, a potem zgasło. Westchnęła ciężko i jeszcze raz wyszeptała zaklęcie. Nauczył ją tego jej ojciec, na wypadek potrzeby kontaktu. Ale on też musiał wtedy mieć przy sobie różdżkę i odpowiedzieć na jej próby skontaktowania się. Cotton Candy nerwowo chodził między jej nogami, co chwila wyglądając zza ściany na korytarz, by upewnić się, że są bezpiecznie ukryci.
W końcu z różdżki Megan wypełzła biała mgiełka i po chwili ukazała się twarz taty Meg. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Pan Gumdrops od razu zauważył, że coś jest nie tak.- Co się stało? - zapytał.
- Tato, Harry... - Megan mówiła prawie szeptem, by nikt jej nie usłyszał. - Poleciał do Ministerstwa. Mówił coś o jakiejś wizji, że torturują Syriusza. Nie chciał mi nic więcej powiedzieć i uciekli. Chciałam ich zatrzymać, ale nakryli mnie Ślizgoni i chcą mnie zaprowadzić do Umbridge. Ukryłam się i teraz skontaktowałam z tobą.
- Dobrze, córeczko. - tata Meg kiwnął głową. - Dziękuję. Uważaj, żeby cię nie złapali. Spróbuj uciec do Zakazanego Lasu i wróć wieczorem do dormitorium. Wszystko będzie dobrze.
- Dobrze. Dzięki, tato.
- Pa, Meg.
Mgiełka zgasła, a Megan schowała różdżkę. Candy nagle do niej podbiegł i zaczął ciągnąć ją za szatę. Megan zrozumiała, że Ślizgoni się zbliżają. Cicho wyszła z psidwakiem na podwórze. Kierowała się na błonia, kiedy usłyszała krzyki za sobą. Obróciła się i zobaczyła biegnących za nią Ślizgonów. Zmieniła się w rysia, ostrożnie chwyciła zębami Cotton Candy'ego i popędziła w kierunku Zakazanego Lasu. Biegła, dopóki głosy za nią całkiem nie ucichły. Gdzieś w środku lasu, wypuściła Candy'ego z pyska i zmieniła się w człowieka. Psidwak od razu zamerdał ogonami i gdy Meg usiadła na ziemi, podbiegł do niej i polizał ją po twarzy. Dziewczyna zaśmiała się i pogłaskała go.
Rozejrzała się. Zmieniła nos na psi i trochę powęszyła w powietrzu. Już wiedziała, gdzie jest. Zmieniła nos z powrotem na swój.- Grawp? - podniosła się i otrzepała szaty.
Coś zaszumiało i po chwili olbrzym ukazał się oczom młodej metamorfomag. Kiedy tylko ją zobaczył, na jego ustach zagościł pogodny uśmiech. Uniósł obydwie dłonie i powoli nimi pomachał, a Meg uczyniła to samo. Tak się witali.
- Miło cię widzieć. - uśmiechnęła się.
Grawp kiwnął głową. Megan przechyliła głowę.
- Centaury tu były? - zapytała.
Wyczuła ich zapach. A ostatnio rzadko je widywała. Strzała wspominał, że ciągle muszą zmieniać miejsce pobytu. Grawp kiwnął głową.
- Gdzie pobiegły?
Olbrzym wskazał kierunek. Megan pokiwała głową, ale nie poszła w tamtą stronę. Zwróciła się do olbrzyma:
- Jak się czujesz? - uśmiechnęła się łagodnie.
Grawp posłał jej uśmiech i zatoczył koło ręką. Czyli dobrze.
- Hagrid cię odwiedza?
Kiwnął głową.
- Jest kochanym bratem, prawda?
Grawp zaraz pokiwał głową, nawet kilka razy. Potem wyciągnął dłoń w jej stronę i dotknął palcem jej klatki piersiowej. Dokładnie tam, gdzie było jej serce. Megan spojrzała na niego pytająco.
- Ja? Myślisz, że ja... Też jestem kochana?
Grawp z uśmiechem kiwnął głową. Megan zrobiło się ciepło na sercu. Położyła dłonie na ogromnym palcu Grawpa i podniosła go do ust. Złożyła na nim delikatny pocałunek. Uśmiechnęła się do olbrzyma.
- Ty też jesteś kochany, Grawp. - powiedziała łagodnie.
Grawp poruszył się i schylił głowę w podziękowaniu. Megan spojrzała w kierunku, gdzie według olbrzyma pobiegły centaury. Wypuściła z dłoni palec Grawpa.
- Pójdę poszukać Strzały. - oznajmiła. - Trzymaj się, Grawp.
Olbrzym pokiwał głową, a Megan poszła z Cotton Candy'm w kierunku centaurów. Dziewczyna zmieniła nos na psi. Tak, wyraźnie czuła zapach centaurów. Zaraz posmutniała. Normalnie szukała w ten sposób George'a, gdy gdzieś zniknął, a ona akurat go potrzebowała. Bezbłędnie wyłapywała jej ulubiony zapach cytrusów i odnajdywała go zawsze po kilku minutach. Często w dziwnych miejscach. Jak schowek na miotły, łazienka Jęczącej Marty, a kiedyś znalazła go na suficie, razem z Fredem. Do dziś nie dowiedziała się, czemu tam byli.
Poczuła znowu tę denerwującą pustkę, która dawała o sobie znać, kiedy myślała o bliźniakach. A to zdarzało jej się coraz częściej. Myślała też o tym, co ma odpowiedzieć George'owi. Wciąż nie była niczego pewna. Drażniło ją to i denerwowało. A jednocześnie nic nie mogła z tym zrobić. Chyba skonsultuje sprawę z Darcy. Może to jej pomoże.Zapach centaurów był już bardzo silny. Czuła też jakiś inny, znajomy zapach. Na początku myślała, że coś jej się myli. Może rządy Umbridge rzuciły jej się na umysł. Ale po chwili stwierdziła, że to faktycznie jej zapach. Przecież wszędzie pozna ten mdły zapach kotów i drogich perfum.
- Co ona robi z centaurami? - zapytała samą siebie.
Cotton Candy jedynie cicho szczeknął. Megan usłyszała stukot kopyt. Gwałtownie się zatrzymała.
- Strzała? - odezwała się trochę głośniej.
- Megan Gumdrops? - odpowiedział jej spokojny głos znajomego centaura.
Strzała wyszedł zza drzew. Uśmiechnął się na jej widok i podszedł bliżej.
- A cóż ty tu robisz? - zapytał.
- Wędruję, ukrywam się, szukam centaurów. - zaśmiała się Meg. - No wiesz, normalne zajęcia przeciętnej nastolatki.
- Przed kim się ukrywasz?
- Ślizgoni. - westchnęła.
- Dlaczego mieliby cię gonić?
- Chciałam zatrzymać Harry'ego, by nie szedł do Ministerstwa, ale mnie przyuważyli i zaczęli gonić. - opowiedziała w skrócie.
- A dlaczego Harry Potter chciałby się dostać do Ministerstwa? - Strzała uniósł brwi.
- Mówił, że widział, jak torturują jego wujka. - westchnęła. - Coś mi tu śmierdzi...
Strzała spojrzał w górę. Na niebie zaczęły się pojawiać pierwsze gwiazdy, choć jeszcze nie było wcale tak ciemno. Pokiwał głową.
- Coś się zbliża. - powiedział.
- Strzało? - odważyła się zapytać dziewczyna. - Co u was robi Umbridge?
Strzała spojrzał na nią i przestąpił z kopyta na kopyto.
- Powiedzmy, że... Uczymy ją zachowania i pokory. - położył dłoń na głowie Meg. - To nic, czym powinnaś się przejmować.
- Och... - Megan zrozumiała, że o nic więcej nie powinna pytać. - Rozumiem.
- Megan. - Strzała odwrócił się w stronę, z której przybiegł. - Trzymaj się blisko twojego towarzysza. Razem możecie więcej.
Odbiegł w sobie tylko znanym kierunku. Megan stała, zupełnie wryta w ziemię. Zaskoczyło ją to, jak Strzała nazwał George'a. Nie nazwał go przyjacielem. Nie partnerem.
Nazwał go towarzyszem. A towarzysz to osoba, która zawsze jest przy tobie. I nie opuści cię nawet w obliczu śmierci.
CZYTASZ
Puchońskie dziewczę - George Weasley x OC
Fiksi Penggemar- Zobaczmy, zobaczmy... Ach, cóż za bajzel! Co w tej głowie siedzi? Hm, hm... Lojalna, nie ma co... Hojność... A więc to tak... Wszystko pomieszane... Inteligentna, więc może do Ravenclaw? Nie, nie, jednak nie. Widzę tutaj przyjaciele na pierwszym m...