Od dwóch tygodni staram się być dobrą i współczującą córką i nieco skruszyć mur lodu jakim się wcześniej przed ojcem zabarykadowałam. Moje zachowanie jest dla wszystkich zaskoczeniem, a w szczególności dla niego samego.
Sam fakt, że z własnej woli go odwiedzam i choć podczas tych chwil praktycznie nie rozmawiamy, myślę, że to i tak ogromny progress. Wcześniej unikałam wszelkich kontaktów, a teraz sama wychodziłam z taką inicjatywą. Nie da się od razu naprawić tego wszystkiego, nie jestem w stanie i nie chcę tego zrobić.
Potrzebuje czasu.
Mogę wiele spraw przemilczeć, nie skomentować, przeczekać, ale nie jestem w stanie o nich zapomnieć.
Moja dusza jest zbyt zraniona przez osobę, która powinna nad nią czuwać, dlatego to co robię w tej chwili może dla kogoś oceniającego z boku wydawać się niczym wielkim jednak dla mnie to poświęcenie i działanie wbrew swojemu wcześniejszemu przekonaniu.Jest późne popołudnie, gdy przychodzi wynajęty przez Ritę fizjoterapeuta. Wychodzę z sypialni taty i pozostawiam ich samych, aby mogli kontynuować rehabilitację, gdyż jest ona konieczna i ma duży wpływ na powrót taty do zdrowia.
Zamykam się w pokoju i wybieram numer telefonu do Isaaca. Za tydzień chłopak wyjeżdża do szkoły policyjnej. W dalszym ciągu odnoszę wrażenie, że to jakiś dziwny żart, jednak dotychczas nikt jeszcze nie wyskoczył z ukrycia śmiejąc się, że się nabrałam.
Rozmawiamy około godziny przez telefon, gdy chłopak mówi, abym zeszła na dół.
Wstałam z łóżka i automatycznie wyjrzałam przez okno, lecz na dworze panowała już ciemność, nie byłam w stanie niczego dojrzeć.
Rozłączyłam się i przebrałam w coś bardziej wyjściowego niż stare wyblakłe dresy, gdy byłam już gotowa usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.Mam nadzieję, że to nie on... Prędko wyszłam z pokoju na piętrze. W domu był Jacob, a ich konfrontacja tutaj nie mogła dojść do skutku.
Schodząc z piętra drewnianymi schodami ujrzałam Isaaca stojącego w holu w towarzystwie uśmiechniętej Rity. Kobieta nie ukrywała radości, widząc chłopaka w swoim domu.
Zastanawia mnie czy wie co dokładnie poróżniło tych dwojga. Czy Jacob opowiadał jej o tym vo dokładnie było powodem zakończenia ich przyjaźni...-Jacob nie wspominał, że ponownie się przyjaźnicie, ale bardzo się cieszę. Zaraz go... - Isaac jej przerwał.
-Właściwie to przyszedłem po Ninę. - Spojrzał ponad ramię kobiety i jego wzrok padł wprost na mnie. Rita obróciła się totalnie zaskoczona. Trzy podłużne zmarszczki pokryły jej wysokie czoło, gdy zmarszczyła wyregulowane brwi.
-Nie wiedziałam, że się znacie... - potrząsnęła lekko głową jakby przeganiała myśli, po czym na jej ustach pojawił się nieco wymuszony uśmiech. - To znaczy, cieszę się, że poznajesz nowych ludzi i że masz... - tym razem ja jej przerwałam, docierając do nich. Zrobiło się trochę niekomfortowo, a ja nie przywykłam do takich sytuacji.
-Isaac. - powiedziałam witając się, jednak w tym powitaniu było zawarte również ponaglenie. Kobieta spoglądała to na mnie to na niego.
-Rito, miło było Cię ponownie zobaczyć. - odezwał się Isaac, przerywając ciszę. Całe szczęście zrozumiał...
-Ciebie również Isaacu, pozdrów tatę. - uśmiechnęła się.
-Dobrze, pozdrowię. - powiedział chłopak i otworzył drzwi wyjściowe.
Ruszyłam za nim, lekko uśmiechając się do Rity.
-Do później . - pożegnałam się.
Nie czekałam na jakąkolwiek odpowiedź ze strony macochy, tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi.-Co to miało być? - wysyczałam szeptem, choć byliśmy całkowicie sami. Chłopaka rozbawiło moje zdenerwowanie.
-Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. - zarzucił swobodnie rękę na moje ramię, przyciągając mnie do siebie i prowadząc do swojego auta, które stało zaparkowane koło bramy wjazdowej przy ulicy.
-Wiedziałeś, że Jacob jest w domu?
-A co on mnie obchodzi... - powiedział lekceważąco.
-Jakby to on otworzył drzwi znowu byłaby zadyma.
-Przesadzasz. Byłoby zabawnie. - uśmiechnął się zawiadacko. Uniosłam brwi zaskoczona.
-Jak na przyszłego stróża prawa lubisz pakować się w tarapaty - stwierdziłam, ciągnąc za klamkę drzwi do samochodu Isaaca, w tym czasie Isaac zdarzył obejść auto.
-Twój brat nie jest kłopotem tylko upartym dupkiem, a to różnica.- chłopak zajął miejsce za kierownicą,
-Nie jest moim bratem, nie jesteśmy spokrewnieni. - zirytowałam się. Czy oni naprawdę nie potrafią tego pojąć? Ile razy będę musiała to jeszcze wyjaśniać?
-Dobra, przecież wiem. W sumie też bym się denerwował, gdyby ktoś próbował mnie z nim w jakikolwiek sposób wiązać. - głośny warkot silnika zawył pod pedałem gazu i ruszyliśmy przed siebie.
-Teraz to ty przesadzasz. Mówisz tak jakby był złem wcielonym. -odpowiedziałam. Jacob miał ciężki charakter. Jego nastrój potrafił zmieniać się co kwadrans, jednak nie był zły. Pokazał, że gdy ma akurat pauzę od bycia podłym dupkiem, potrafi być opiekuńczy jeśli wymaga tego sytuacja, a to nie można przypisać bezdusznym osobom. Isaac zaśmiał się jednak.
-Cóż to za zmiana? Jeszcze nie dawno chciałaś go ukatrupić gołymi rękami, a teraz go bronisz? - zerknął na mnie.
-Nie bronię go. - oburzyłam się, nieco zbyt mocno. - Jest dupkiem przez większość czasu i wrzodem na tyłku, jednak właśnie ten dupek przesiedział ze mną w szpitalu całą noc, gdy mój ojciec miał wypadek. - burknełam złośliwie. Lw aucie zapanowała cisza.
Jestem totalną zołzą. Nie powinnam tego powiedzieć, chłopak napewno opacznie to zrozumiał.
Isaac spojrzał na mnie taksującym spojrzeniem, po czym zacisnął ręce na kierownicy tak mocno, aż pobielały mu kłykcie.
Obróciłam głowę w kierunku bocznej szyby, obserwując poruszających się ludzi po chodniach. Nie chciałam tak na niego na skoczyć, Isaac nie powiedział niczego co by odbiegało od prawdy, jednak poczułam potrzebę bronienia Jacoba, może dlatego, że byłam mu wdzięczna, a może dlatego,że..., nie, nie wiem sama poprostu musiałam.
Po dłuższej chwili Isaac zaparkował samochód przy chodniku przed placem zabaw, bez słowa wyłączył silnik naciskając guzik Start/Stop i wyszedł.
Poszłam w ślad za nim i również opuściłam samochód. Lekki ciepły wiatr rozwiał moje rozpuszczone włosy, targając nimi. Lubiłam swoje włosy jednak ich natura do kołtunienia się, czasem sprawiała, że miałam ochotę chwycić je i uciąć przy samej głowie, tym samym pozbywając się uciążliwego problemu z rozczesywaniem.
-To było niegdyś jedno z moich ulubionych miejsc. - kiwnął głową w stronę paeceli, pp czyn zawiesił wzrok na niewysokich drewnianych wieżyczki. - Chodź pokażę Ci coś. - Isaac złapał mnie za rękę i poprowadził przodem.
Na bramie z metalowych ozdobnie powykrzywianych prętów wisiała duża czerwona tabliczka z napisem teren prywatny.
-Ten plac zabaw jest chyba zamknięty. - powiedziałam oczywiste, patrząc poniżej na wielką metalową kłódkę.
-No i? - chłopak uśmiechnął się psotliwie, a wraz z tym, gęsta atmosfera wcześniejszego nieporozumienia, która jeszcze przed chwilą unosiła się między nami, całkowicie opadła. Jacob zapewne by tak szybko nie odpuścił, był niczym krótki ląd do dynamitu. Zapalał się w mgnieniu oka, a później BOOM! - i znowu wojna.
Złapałam dwoma rękoma za żeliwne pręty furtki i szarpnęłam. W powietrzu rozniósł się głośny brzęk metalu, lecz zamknięcie nieustąpiło.
-Dasz radę przejść przez ogrodzenie? - zapytał niepewnie. Zaśmiałam się.
Gdyby wiedział co ja kiedyś wyprawiałam, to by w życiu mi nie uwierzył. No bo jak często małe dziewczynki wkradają się na stare ogromne i niebezpieczne młyny i bawią się tam w chowanego, ogromnie przy tym ryzykując, biegając po spróchniałej podłodze albo jak często dziewczynki bawią się w komandosów?
Tak, to byłam cała ja.
Brak lalek czy zakurzonych maskotek, na ich miejscu były pistolety na kulki, cała sterta małych samochodzików i kolekcja plastikowych żołnierzyków.
CZYTASZ
Gra Pozorów
RomanceDziewczyna po stracie matki, przeprowadza się do ojca, który ma drugą rodzinę, piękną i poukładaną. Idealną żonę i idealnych synów. Planuję tam zostać tylko tyle, ile musi, nie planuje tam zapuścic korzeni... Twierdzi, że nie pasuje do idealnie wykr...