nineteen

1.4K 80 6
                                    

Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Budzik zadzwonił jakąś godzinę po tym jak udało mi się zasnąć. Miałem ochotę iść spać dalej, ale wiedziałem, że muszę iść do pracy. Musiałem też postawić czoła wszystkim innym obowiązkom, jak na przykład odwiezienie Yoory do przedszkola i wytłumaczenie jej czemu wczoraj wróciłem później. Zdecydowałem się wstać po dobrych dwudziestu minutach, poszedłem szybko się przebrać z piżamy do łazienki, a następnie wyszedłem na korytarz. Zanim poszedłem obudzić Yoorę, udałem się do kuchni, żeby zrobić sobie poranną kawę, którą miałem w planie wypić jak najszybciej potrafiłem.

W końcu po wypiciu już połowy kubka czarnego jak smoła płynu i przygotowaniu śniadania dla mojej córki, poszedłem ją obudzić. Dziewczynka od razu wstała z łóżka i się do mnie przytuliła. Poczułem jak mnie skręca w brzuchu, czułem się naprawdę okropnie. Kiedy ją do siebie przytulałem, w moich oczach wezbrały kolejne łzy. Zupełnie nie wiedziałem co mogłem zrobić, żeby w końcu przestać ranić wszystkich wokół.

Kiedy Yoora odsunęła się ode mnie, wytarła moje policzki z łez, które zdążyły wypłynąć z moich powiek i stając na palcach, ucałowała moje czoło.

- Nie płacz, tatusiu. Wszystko będzie dobrze. – powiedziała, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.

- Mam nadzieję, że już bardzo niedługo tak będzie. – odpowiedziałem, wycierając rękawem koszuli kolejne łzy.

- Kiedy tatuś się uśmiecha już jest bardzo dobrze. – rzekła z delikatnym uśmiechem, głaszcząc mój policzek malutką dłonią. – Uśmiechaj się, tatusiu.

Przytaknąłem powoli i wziąłem ją na ręce. Poszliśmy zjeść śniadanie, pomogłem się ubrać małej, a później wyszliśmy z mieszkania. Cały czas myślałem o tym co powiedziała mi Yoora w domu. „Uśmiechaj się, tatusiu". Taka prosta czynność, a tak trudno było mi ją wykonać. Nie rozumiałem co było ze mną nie tak. Kiedy już odprowadziłem małą do drzwi przedszkola, kucnąłem przed nią i pocałowałem jej czoło.

- Uśmiechaj się cały dzień, dobrze? – powiedziałem, posyłając jej delikatny uśmiech.

- Dobrze, tatusiu! I pozdrów Jimina! Powiedz, żeby przyszedł się ze mną pobawić! – wyszczerzyła się do mnie.

- Zobaczę co da się zrobić, a teraz śmigaj. Do zobaczenia, skarbie.

- Pa, tatusiu! – krzyknęła i pobiegła do pani, która posłała mi firmowy uśmiech.

Kiwnąłem do niej głową w ramach przywitania i wróciłem do samochodu. Po drodze oczywiście zatrzymałem się po kawę i odruchowo zamówiłem też jedną dla Jimina. Dzisiaj jechałem bardzo wolno do pracy, wręcz bez żadnych chęci, co nie zapowiadało dobrego dnia. Będę cały dzień bujać w obłokach, wypiję kilka kaw, dostanę migreny, będę na wszystkich wrzeszczeć, a później wyjdę zdenerwowany i zawiedziony sobą i swoim zachowaniem. Nie chciałem, żeby Jimin widział mnie w takim stanie. Mogłem go tym do siebie zniechęcić, chociaż nie wiem czy to nie wyszłoby nam obu na dobre. Jedynie co robię teraz to go wykorzystuję, tak jak powiedział to terapeuta. Prędzej czy później go zranię.

Kiedy dotarłem na miejsce, nie odezwałem się słowem do nikogo. Nawet nie odpowiedziałem Jiminowi, po prostu postawiłem kubek z jego kawą na jego biurku i poszedłem do siebie. Zdjąłem ubranie wierzchnie i siadłem przy biurku, wzdychając głośno. Potarłem swoje skronie i uchyliłem powieki. Na ekranie monitora była przyklejona karteczka z narysowanym małym kotkiem. Kotek wyrażał jedynie smutek, a obok niego był napis: „Martwiłem się". Zamknąłem oczy i ponownie poczułem, że mam ochotę się rozpłakać. Wsunąłem palce między kosmyki moich włosów i opuściłem delikatnie głowę.

Second Chance ⚜ yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz