Harry wsiadł do pociągu, którego zadaniem było zawiezienie go do jego domu. Większość uczniów odbierało Hogwart jako czas nauki i w miarę miło spędzonego czasu. Ale nie Harry. W Hogwarcie nie czuł na sobie ohydnego wzroku wuja, ani nie był bity. Może od czasu do czasu wdał się w jakąś bójkę, ale to raczej tak dla zasady.
Tym razem miało być inaczej, nie miał już siły udawać szczęśliwego Wybrańca. Wpatrywał się w szybę siedząc w pustym przedziale. Wmówił przyjaciołom, że źle się czuje i potrzebuje ciszy. Ron i Hermiona jedynie pokiwali głowami i usiedli w przedziale sami. Rozumieli Pottera i jego złe samopoczucie. Chłopak nie przepadał za swoim wujostwem, a wakacje (przynajmniej z tego co im chłopak mówił) nie należały do najprzyjemniejszych. Panna Granger już chciała zapytać zielonookiego o jego cienie pod oczami, czy zmęczony wzrok. Powstrzymały ją jedynie wpatrujące się w nią natarczywie brązowe oczy jej rudego przyjaciela. Westchnęła i kiwnęła głową, w duszy postanawiając wypytać o wszystko Harry'ego później.
Wracając jednak do naszego zielonookiego bruneta, siedzącego samotnie w przedziale. Oddychał ciężko starając się odegnać od siebie nieprzyjemne myśli. Wmawiał sobie cicho, że to już koniec tego koszmaru. W głębi duszy jednak wiedział, że to nie jest koniec. Jeden cichutki głosik w głowie, podpowiadał mu, że musi komuś powiedzieć i będzie lepiej. Natomiast drugi głosik, już nie taki cichy, powtarzał w kółko, że zasłużył, że przez niego jego rodzice nie żyją, że mógł być bardziej uważny, że może...czas ze sobą skończyć?
- Zamknij się! - krzyknął wściekły nastolatek, a kilka osób przechodzących korytarzem, spojrzało na niego jakby dopiero go wypuszczono ze szpitala dla umysłowo chorych. Zielonooki odwrócił natychmiastowo wzrok i lekko zażenowany sam sobą, usiadł ponownie na miejscu.Brunet przeniósł lekko zamglony wzrok znowu na szybę i wpatrywał się w rozmazany obraz. Czasami sam miał wrażenie, że jest taki. Jak rozmazany obraz za szybą. Z jednej strony każdy wie co się tam znajduje. Zielony - rośliny, niebieski - niebo, brązowy - ziemia. Każdy tak naprawdę wie pobieżnie co się tam znajduje. Czy ktokolwiek jest w stanie wymienić patrząc przez szybę na rozmazany obraz; dokładnie każdą najmniejszą roślinkę znajdującą się tam? Jest w stanie wymienić ile kwiatów tam zwiędło przez gorące dni? Ile motyli właśnie przesiaduje na kwiatach? Jak często pada tam deszcz? Nie. Każdy będzie w stanie wymienić jedynie to co widzi patrząc na rozmazany obraz. A co widzi? To co jest najbardziej uwydatnione, zrobione na pokaz raju. Nikt nie zagłębi się, co jest za tym pięknym lasem, pod kamieniami, których nawet pewnie nie zauważył. Bo kogo to obchodzi? Można podziwiać piękny las, a po co sprawdzić czy przypadkiem za jednym z drzew, nie znajduje się umierające zwierzę? Ludzie widzą to co chcą widzieć oraz to, co zostaje im pokazane jak na dłoni. Mają oczy, a mimo to nadal nie widzą.
Nagle drzwi do przedziału otworzyły się z hukiem, a zielonooki podskoczył wybudzony jak z transu. Spojrzał w stronę, z której dobiegł hałas. W drzwiach, oparty o framugę stał nie kto inny jak Wielki-Pan-Arystokrata-Mam-Kija-W-Dupie (przynajmniej tak nazywał go Harry).
- Potter - powiedział kpiąco blondyn. Po sekundzie zauważył dopiero niezbyt dobry stan Wybrańca. Ubrania wisiały na nim bardziej niż zwykle, zbyt kościste palce zaciskały się na siedzeniu...ale nie to zwróciło największą uwagę arystokraty. Najgorsze w całym obrazie były oczy. Te które zawsze tętniły życiem i zaciętością oraz odwagą. Tym razem były bez konkretnego wyrazu. Jakby lekko rozmazane. Ledwo widoczne zaskoczenie, ukryte głęboko w zielonych tęczówkach, było przysłonięte obojętnością i zmęczeniem.Szarooki równie szybko zarejestrował, że Wybraniec siedzi sam. Nawet on, największy szkolny wróg Wybrańca, lekko się zaniepokoił. Oczywiście blondyn nie dał nic po sobie poznać i patrzył na Pottera lekceważąco. Rozejrzał się niby leniwie po przedziale.
- Przyjaciele cię opuścili Potter? A może zdechli jak twoi nic nie znaczący rodzice? - Malfoy zaczepił bruneta, oczekując kłótni.Zielonooki jedynie spojrzał w oczy wyższego.
- Wyjdź - powiedział stanowczo, delikatnie zachrypniętym głosem. U wujostwa mało się odzywał, a przy rozmowie z przyjaciółmi bąknął pod nosem kilka słów i po prostu poszedł do pustego przedziału.
- A jak nie to co mi zrobisz? - powiedział kpiąco szarooki, ukrywając pod lekceważącym tonem, niemałe zaskoczenie. Użył właśnie najdelikatniejszego punktu wroga, a ten jedynie wyprosił go z przedziału.
- Wtedy pomogę ci wyjść - powiedział bez zająknięcia Wybraniec. Mimo strachu, że w każdym momencie Draco może mu zrobić to samo co wuj, musiał utrzymywać jakiekolwiek pozory.
- Czekam - odpowiedział wyzywająco Malfoy, poprawiając czarne rękawy garnituru.Potter bez wahania wyjął z kieszeni różdżkę i nim blondyn to zarejestrował, już leżał na korytarzu rpzbrojony.
---
Chciałam tylko powiedzieć, że rodzina Malfoya nie siedzi w rękawie Voldemorta, na potrzeby ff.
CZYTASZ
Zniszczony/Drarry
Fanfiction~Szczęście, piękne słowo, dla niektórych tak bardzo odległe...~ Ostrzeżenie: zawiera treści nieodpowiednie dla młodszych użytkowników.