V

47 2 0
                                    

Odwróciłam się i zobaczyła jej przerażoną minę. Podbródek Bridget zaczął latać, a do jej przerażonych oczu napłynęły łzy.

- Mamo! - krzyknęła i popędziła przed siebie.

Objęłam ją mocno w talii i zginając kolana, odciągnęłam na bok. Cholera silna mimo swojej drobnej budowy.

- Niech trzyma się z daleka. - Powiedział Alycent.

- Wiem. - wycedziłam, nadal siłując się z Bridget, która chciała podbiec do matki jakby nie widziała, że jej rodzicielka stała się czymś innym.

Drapała mnie po rękach, żebym ją puściła, ale odepchnęłam ją za drzwi i zagrodziłam jej przejście ręką.

- Patrz! To potwór! - krzyknęłam.

Rówieśniczka wzdrygnęła się spoglądając najpierw na młodych mężczyzn, a później na potwora. Zasłoniła usta dłonią.
Wiem, co teraz czuje, ale musi być silna.

Raymond wyjął z woreczka kredę i szybko nakreślił okrąg wokół potwora, przywiązanego grubymi łańcuchami do kolumny.

- Opuść ciało tej kobiety i powróć do ciemności, gdzie twoje miejsce demonie. - Raymond mówić powolnym głosem, ściskał krzyż w dłoniach.

Potwór jeszcze bardziej zaczął się miotać, aż kolumna przesunęła się do przodu, a jej usta zdawały się tak mocno otwierać, że nawet mięśnie tego nie wytrzymały i rozerwały się policzki.
Wytrzeszczyłam oczy jeszcze szerzej, starając się utrzymać na nogach, a za sobą słyszałam krzyk Bridget.

- Teraz? - spytał Alycent.

Raymond, widząc jak kolumna się przesuwa coraz bliżej, sam oddalił się w bezpieczną odległość.

- Tak.

Alycent wyjął sztylet z pochwy i pewnym krokiem podszedł do potwora. To już koniec demona który opętał tak miłą i uczynną kobietę. Jakby moje myśli ściągnęły potwora uwagę, bo właśnie popatrzyła na mnie i się uspokoiła. Ustała wyprostowana, uśmiechając się do mnie szeroko.

- Ealine. - powiedziała do mnie, a przez jej struny głosowe przemawiały wszystkie diabły. - Stara, dobra Przyjaciółko więc znów jesteś wśród żywych. - zaczęła się głośno śmiać, aż po chwili zrobiła się poważna. Wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Ty cholerna suk...

Jej ostatnie słowo zostało zagłuszone przez strzał, który oddał Raymond.
Potwór spójrz w swoją klatkę piersiową, jaką zaczęła pokrywać krew.

- Nie! - krzyknęła Bridget.

Potwór opadł na podłogę i zaczął krztusić się krwią, ale mimo swojej sytuacji na nowo zaczęła się przeraźliwie śmiać. Po kilku sekundach nastał spokój. Kałuża krwi przy jej ciele stawała się coraz większa, a ciało leżało bez ruchu.

Obróciłam się w stronę przyjaciółki i położyłam jej dłoń na barku mówić:

- Tak mi przykro. - ukucnęłam. - Wiem, jak boli strata najbliższej osoby, zwłaszcza matki.

Bridget strząsnęła moją rękę, spoglądając na mnie spod byka, ale zaraz później spojrzała przez moje ramię i zemdlała. Śmierć matki to straszny ból i rana na sercu, jaka zabliźni się dopiero po miesiącach albo latach.

- Może byś niegodziwcu zaczekał ze swoją kulą, zanim dokończę. - cienki, a zarazem bardzo gruby głos odezwał się za moimi plecami.

W powietrzu zaczął unosić się czarny dym, który krążył po pokoju, aż zaczął zbierać się w jedno miejsce na środku pomieszczenia i formować w wysoką postać.

Wampirzy SzlachcicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz